Nie sądziłam, że jeszcze coś może mnie zaskoczyć po tylu latach wspólnego życia. Z Januszem byliśmy razem dwadzieścia pięć lat – tyle, ile ma nasza córka. Przeszliśmy razem wzloty i upadki, budowę domu, wychowanie dziecka, utratę pracy i chorobę ojca.
Myślałam, że po tylu przeżyciach nie ma już przed nami tajemnic. I może właśnie przez tę codzienną pewność zaczęłam mniej zwracać uwagę na drobiazgi – coraz częstsze wyjścia męża "na spacer", wieczorne rozmowy przy komputerze, ciche wiadomości, które sprawdzał w łazience. Zawsze tłumaczyłam to sobie naiwnością: każdy czasem potrzebuje oddechu.
Wszystko zmieniło się pewnego listopadowego popołudnia. Wracałam zmęczona z pracy, gdy zauważyłam, że telefon Janusza leży na stole w kuchni – odblokowany, z otwartym czatem.
Nigdy nie wchodziłam w jego prywatność, ale coś mnie tknęło. Może to była kobieca intuicja, a może po prostu chęć wyjaśnienia, dlaczego od kilku miesięcy czuję się w naszym domu jakby była niewidzialna.
Spojrzałam na ekran. "Dziękuję, że zawsze jesteś. Nie wiem, co bym zrobił bez Ciebie. Tylko Tobie mogę powiedzieć wszystko" – przeczytałam. Serce mi zamarło. Pod wiadomościami widniało imię: Kasia.
Poczułam ukłucie zazdrości, żalu, niepewności. Oczy wytrzeszczyłam, nie wierząc w to, co widzę. Zaczęłam przeglądać rozmowę. Większość wiadomości była ciepła, serdeczna, pełna wspomnień, ale też jakiegoś dziwnego, intymnego tonu.
W jednej chwili w głowie pojawiły się tysiące pytań i jeszcze więcej podejrzeń. Przez cały wieczór chodziłam jak struta, nie umiałam spojrzeć Januszowi w oczy, a kiedy próbował się przytulić, odsunęłam się, udając zmęczenie. Noc spędziłam na przewracaniu się z boku na bok.
Wspominałam każdy ich śmiech, każdą wspólną anegdotę, która czasem pojawiała się przy rodzinnym stole. Przypomniałam sobie, że Kasia była kiedyś jego "najlepszą przyjaciółką z liceum", że od lat od czasu do czasu pisali do siebie życzenia na święta. Ale czemu teraz nagle kontakt się zacieśnił?
Następnego dnia nie wytrzymałam. Gdy Janusz wyszedł do pracy, zadzwoniłam do córki. "Mamo, nie rób scen. Może to tylko przyjaźń, może tata przeżywa kryzys wieku średniego. Pogadaj z nim" – usłyszałam. Ale ja nie potrafiłam rozmawiać. Tylko myślałam o jednym – zdradził mnie czy nie?
Wieczorem zebrałam się na odwagę i powiedziałam wprost:
– Znalazłam twoje wiadomości z Kasią. Kim ona dla ciebie jest?
Janusz zbladł. Przez chwilę milczał, potem usiadł obok mnie i długo nie mógł się odezwać.
– Kasia… to po prostu przyjaciółka – wyjąkał. – Tak, piszemy do siebie częściej. Ale nigdy cię nie zdradziłem.
– Więc czemu do niej piszesz rzeczy, których nie mówisz mnie? – głos mi się załamał. – Dziękujesz jej, że jest, że może cię wysłuchać. A ja? Czy ja już się nie liczę?
Zobaczyłam w jego oczach łzy. Janusz nigdy nie płakał. Zrozumiałam, że naprawdę jest w nim ból.
– Bo bałem się, że cię obciążę – powiedział w końcu. – Ty zawsze wszystko znosisz. Czasem jestem zmęczony, czuję się niepotrzebny, stary. Kasia zna mnie od dziecka, może wygadać się do niej, zanim spróbuję cokolwiek powiedzieć tobie. Przepraszam.
To było jak cios w serce, ale i jak ulga. Z jednej strony nie zdradził mnie fizycznie, z drugiej – poczułam, że przez lata odsunęliśmy się od siebie tak bardzo, że najtrudniejsze rozmowy prowadził z kimś innym. Miałam w sobie żal, ale i poczucie winy. Przecież ja też miałam swoje tajemnice, czasem zwierzałam się przyjaciółkom z tego, o czym nie mówiłam mężowi.
Wieczorem długo rozmawialiśmy. Po raz pierwszy od miesięcy naprawdę siebie słuchaliśmy. Pytałam, czy spotykali się na żywo. Odpowiedział, że raz, kiedy umarła jej matka – poszedł na pogrzeb. Poczułam zazdrość i ulgę jednocześnie. On płakał, ja płakałam, a potem długo milczeliśmy.
Najtrudniejsze przyszło następnego dnia. Zdecydowałam, że muszę porozmawiać z Kasią. Zadzwoniłam do niej, a ona zaprosiła mnie na kawę. Spotkałyśmy się w niewielkiej kawiarni na rynku. Patrzyła na mnie uważnie, a ja nie kryłam emocji.
– Jeśli kochasz mojego męża, powiedz mi to wprost – powiedziałam.
Kasia uśmiechnęła się smutno.
– Kocham go jak brata. Moje życie toczy się własnym torem. Wiem, że się boi być słaby przed tobą. Ty zawsze byłaś silna. Ale on cię kocha.
Te słowa rozbroiły mnie. Uświadomiłam sobie, jak bardzo czasem zamykamy się na siebie w małżeństwie. Zamiast mówić, domyślamy się, podejrzewamy, uciekamy.
Od tego dnia postanowiliśmy z Januszem zacząć od nowa. Nie zbudujemy już młodzieńczego zaufania, ale możemy spróbować rozmawiać, częściej słuchać niż osądzać. Wiem, że wciąż zdarza mu się pisać do Kasi – i już nie czuję się zazdrosna. Teraz ja również nauczyłam się dzielić z nim swoimi lękami i niepewnościami.
Zrozumiałam, jak łatwo przez rutynę i codzienne troski przestać być sobie naprawdę bliskimi. Może najtrudniej jest przyznać się do własnych słabości – i do tego, że nawet po tylu latach możemy nie znać najgłębszych myśli ukochanej osoby.
Czasem zazdrość to tylko znak, że za bardzo nam zależy. Może warto czasem pozwolić sobie na szczerość, zanim nieufność urośnie do rangi zdrady, która nigdy się nie wydarzyła.
Dziś wiem, że nie wszystko można kontrolować, ale zawsze można zawalczyć o prawdziwy dialog – nawet jeśli to trudne i wymaga odwagi. I czasem właśnie takie kryzysy prowadzą do największych zmian.