- ...Powiedziała synowi pół roku przed naszym ślubem, jak tylko zobaczyła mnie po raz pierwszy - nie żeń się z nią, ona nie nadaje się na żonę! - opowiada trzydziestoletnia Stanisława. - Za ładna jest. Będzie szaleć! Oczywiście, śmialiśmy się wtedy, mówiąc, że Wojtek powinien poślubić krokodyla, aby mieć gwarancję, że go nie wykorzysta... Ale teraz już wcale się nie śmiejemy!

...Stanisława nie uważa się za jakąś niezwykłą piękność - to zwykła dziewczyna, która dba o siebie, a takich w dzisiejszych czasach jest wiele. Jest szczupła i zadbana. Ubiera się i zachowuje skromnie, zawsze była szanowana i wymagająca w swoich związkach. Dlaczego jej teściowa, Lucyna, uznała, że Stasia szaleje poza domem na prawo i lewo, jest niezrozumiałe.

Są małżeństwem od czterech lat i mają córkę. Młoda kobieta jest na urlopie macierzyńskim, cały dzień tylko gotowanie, sprzątanie i pieluchy, nie rozmawia z nikim poza mamami na placach zabaw. I nadal teściowa ma podejrzenia.

- Cały czas mnie obserwowała! - wzdycha Stanisława. - Dzwoniła, sprawdzała, przyjeżdżała, próbowała mnie kontrolować. Na początku potraktowałam to humorystycznie, powiedziałam Wojtkowi, śmialiśmy się. Ale potem, wiesz, zmęczyło mnie to! Kilka razy poważnie się z nią pokłóciliśmy, po czym na chwilę się uspokoiła, a potem znowu zaczęła z nową energią...

Pierwszy raz pokłóciły się, kiedy Lucyna kilka miesięcy po ślubie nagle ni stąd ni zowąd przyszła do Stanisławy do pracy, żeby sprawdzić - a czy synowa naprawdę pracuje? I czy wykonuje swoją pracę? A może po prostu mówi mężowi, że poszła do biura, a sama zajmuje się tylko swoimi miłosnymi sprawami...

- Nie wiem, jak ją w ogóle wpuścili, mamy duże centrum biznesowe, na dole ochrona, goście firmy tylko przechodzą! - mówi Stasia. - O mało się nie przewróciłam, kiedy sekretarka przyprowadziła ją do mnie - ktoś do ciebie przyszedł! Zapytałam: Lucyno, co ty tu w ogóle robisz? Przyszłam się z tobą zobaczyć - odpowiedziała. Zobaczyć, gdzie pracujesz... A ona się rozgląda! Cóż, mamy duże biuro, wszyscy ludzie za niskimi ścianami przy komputerach, wszyscy widoczni dla wszystkich ... Nie wiem, jak by się zachowała, gdybym miała osobne biuro, powiedzmy ...

Później Weronika, sekretarka, powiedziała Stanisławie w tajemnicy, że kobieta, która przyszła dziś do biura, zadawała jej dziwne pytania. Pytała, jak długo pracuje i czy ma jakieś uwagi krytyczne na temat jej pracy. Czy kiedykolwiek się spóźniła? Czy spóźniała się po obiedzie? Z kim rozmawia? Czy ma chłopaka w pracy?

- ...Powiedziałam jej, że jesteś mężatką, masz męża! - Weronika powiedziała Stanisławie, mrużąc oczy. - Dziwna jakaś była. Kim ona w ogóle jest?

W domu Stanisława, nie mogąc opanować złości, opowiedziała o wszystkim mężowi. Powiedziała, że przegięła, że jest chora. Porozmawiaj z matką raz na zawsze, nie można tak dalej. Tylko pod biurko w pracy mi nie zaglądała w poszukiwaniu kochanka. Chociaż może i zaglądała, kto ją tam wie...

Najwyraźniej Wojtek porozmawiał poważnie z mamą, ponieważ przez jakiś czas było cicho i spokojnie. Teściowa od czasu do czasu dzwoniła wieczorami do syna, pytając, co u niego słychać, składała życzenia z różnych okazji i przekazywała domowe ciasta. Stanisława już myślała, że zażegnali kryzys.

Ale tak się nie stało.

Następnym razem, gdy doszło do konfrontacji z teściową, była w ciąży, ale nie była jeszcze na urlopie macierzyńskim. Była przeziębiona, wzięła zwolnienie lekarskie i spała w domu z wyłączonym telefonem, gdy nagle usłyszała dzikie walenie do drzwi i nieustanny dźwięk dzwonka.

- Poderwałam się, myśląc, że może w domu wybuchł pożar, wszyscy są ewakuowani, i wyjrzałam przez wizjer, a tam teściowa! Ze skrzywioną miną waliła nogą w drzwi i naciskała dzwonek! Bałam się nawet otworzyć, zadzwoniłam do męża, powiedziałam, pilnie zostaw wszystko, chodź tu, nie wiem co się dzieje! Przyjechał szybko, za jakieś dwadzieścia minut. Mama cały czas stała pod drzwiami, pewnie na mnie czekała... Oj, jak oboje na nią nakrzyczeliśmy! Powiedziałam jej, że następnym razem zadzwonię do szpitala psychiatrycznego i na policję, i że jedziesz się leczyć... Mężowi kazałam pilnować, żeby nie była bliżej niż dwa kilometry ode mnie. Nigdy, pod żadnym pozorem!

I znowu wszystko się na chwilę uspokoiło.

Stanisława urodziła córkę, na którą teściowa w ogóle nie zwracała uwagi. Później okazało się, dlaczego. Nie myślała, że to jej wnuczka.

- No pewnie, szlajam się Bóg wie, gdzie, jakby inaczej! - wzdycha Stanisława. - A wiesz, dlaczego? Bo w rodzinie mojego męża nie było dziewczynek! Tylko mężczyźni, z których rodzili się tylko chłopcy. A jeśli dziewczynka - to na pewno nie ich. Cóż, nie słuchałam tych wszystkich bzdur. Z teściową już się nie komunikuję, sam Wojtek ma z nią jakiś kontakt, jeździ tam raz lub dwa razy w miesiącu, sam, oczywiście bez córki i mnie. Może to i dobrze, że nie kontaktuje się z dzieckiem, jest mi łatwiej! I tak nigdy bym dziecka do niej nie puściła...

Problem w tym, że Wojtek wrócił kiedyś od mamy, westchnął, pokręcił się w kółko, jakoś niezręcznie skrzywił, po czym - ni z gruszki, ni z pietruszki - nagle zaproponował, żeby zrobić dwuletniej córce test na ojcostwo.

- Nie, nie dla mnie, daj spokój! - machnął rękami na żonę. - Ja w nic nie wątpię. To dla mamy! Chcę, żeby raz na zawsze się z tym pogodziła, bo już straciła rozum do końca, a ja muszę tego słuchać!

- Dla mamy, żeby się uspokoiła? - Stanisława zaśmiała się mężowi w twarz. - Lepiej powiedzieć, że uwierzyłeś w jej majaczenia! Dobrze wiesz, że w tym temacie ona się nie uspokoi. Nawet gdybyśmy zrobili trzy badania w różnych klinikach, ona nie zmieni zdania! Powie, że lekarze są podstawieni a ich raporty to jakieś przeróbki... Nie zamierzam tańczyć pod dyktando twojej matki, kropka!

- Nie jest ci trudno zrobić test, prawda? - mąż nie odpuszczał.

- Po co? - Stanisława nie ustępuje. - Nie potrzebuję żadnych testów, wiem, czyje to dziecko. A ty potrzebujesz? W takim razie zróbmy to. Ale najpierw złóżmy pozew o rozwód. Nie będę żyć z mężczyzną, który we mnie wątpi!

Główne zdjęcie: youtube