Meryl Dunsmore z Kanady miała bardzo romantycznego, tajemniczego wielbiciela. W końcu co roku w Walentynki kobieta otrzymywała kartki. I tak przez 60 lat z rzędu!

Zaczęło się wszystko w 1928 roku, kiedy przyszła pierwsza walentynka. Meryl miała zaledwie 16 lat. I tak przez całe życie, aż do śmierci, co roku otrzymywała przyjemne wieści. Niestety w 1988 roku kobieta zmarła i nigdy się nie dowiedziała, kto to był ...

Najciekawsze jest to, że pocztówki pochodziły z różnych krajów: Tunezji, Hongkongu, Australii, Hawajów i Haiti. Kobieta mogła przypuszczać, że jej tajemniczym wielbicielem był jej kolega z klasy, który po ukończeniu szkoły został marynarzem.

foto: laykni.com

Nawiasem mówiąc, pierwsza walentynka nie była do końca romantyczna, w niej jej wielbiciel nazwał dziewczynę snobką... Kolejna również nie miała dobrych intencji, ponieważ tam już naywano ją starą panną... Ale z roku na rok walentynki stawały się coraz bardziej romantyczne, delikatniejsze, a słowa piękniejsze. Nawet kiedy Meryl wyszła za mąż, walentynki nie przestawały przychodzić.

„Mam nadzieję, że nadal będzie ich wysyłać” - przyznała się dziennikarzom Meryl w 1972 roku.

foto: laykni.com

Kobieta nigdy się nie dowiedziała, kto wysyła te pocztówki, a było ich już porządne pudełko. Podpisy na walentynkach były typu: „Sama wiesz kto” lub „Tak, to znowu ja”.

We wrześniu 1988 roku Meryl Dunsmore miała zawał serca, kobieta nie przeżyła. Wtedy dotarła ostatnia 60. pocztówka. Oddany wielbiciel wysłał na pogrzeb kwiaty z pocztówką: „Spoczywaj w pokoju, kochana”. Meryl nigdy nie znała jego imienia.

Główne zdjęcie: laykni.com