Dorośli mają wiele dziwactw, a jednym z nich jest to, że nie zawsze czerpią radość ze swoich urodzin. Natomiast w przypadku dzieci jest zupełnie inaczej. Tak było w przypadku dziewięcioletniej Alicji, która od kilku tygodni przygotowywała się do przyjęcia urodzinowego.

Przede wszystkim dziewczynka bardzo chciała, aby wszyscy jej przyjaciele ze szkoły przyszli do jej domu. W końcu 10 lat to pierwsza rocznica! A po drugie, rodzice obiecali Alicji nowy telefon, o którym marzyła od dłuższego czasu.

Dziewczynka podeszła do zbliżającego się święta w sposób profesjonalny, jak na 10-latkę przystało - praktycznie bizneswoman. Alicja zrobiła listę gości, wstępnie zaplanowała w co będą się bawić, a nawet przygotowała menu.

Kilka dni przed swoimi urodzinami była już jednak gotowa zrezygnować z przyjęcia i prezentów. Tego dnia Alicja wracała do domu z dodatkowych zajęć z angielskiego. Była już godzina osiemnasta i dziewczynka szybko chciała wrócić do domu, tym bardziej że wkrótce miało padać, a ona nie miała ze sobą parasolki.

Kiedy Alicja wsiadła do autobusu, niebo było tylko lekko zachmurzone. Ale kiedy wysiadła po czterech przystankach, deszcz lał jak z cebra.

Alicja postanowiła poczekać na przystanku autobusowym. Wyciągnęła telefon, żeby zadzwonić do mamy i uprzedzić ją o spóźnieniu, ale wtedy usłyszała żałosne miauczenie.

Kilka lat temu dziewczynka i jej rodzice przeprowadzili rozmowę na temat zakazu przyprowadzania zwierząt z ulicy do domu. Tata nie miał nic przeciwko przynoszeniu zwierząt do domu, ale matka była znacznie bardziej stanowcza w tej kwestii: „Jeśli przyniesiesz je do domu, będziemy musieli się o nie martwić”. Wtedy Alicja wysłuchała wszystkich racjonalnych argumentów i zgodziła się z nimi. Jednak w tym momencie nie słyszała już zakazu matki, lecz miauczenie rudego kotka - bardzo wyraźnie.

Po 15 minutach Alicja już była w domu, a wraz z nią kotek, któremu dziewczynka nadała już imię - Rudzielec ( nie miała innego pomysłu na inne imię dla kotka). Rodzice zobaczyli dziewczynkę i kota, przemoczonych i lekko przestraszonych.

Na początku Alicja nie wiedziała co powiedzieć. Potem jednak uznała, że najlepszą obroną jest atak. Zaczęła zatem bełkotać:

- Mamo, tato, tak sobie pomyślałam, że ja nie potrzebuję żadnego przyjęcia urodzinowego. Nie potrzebuję też telefonu. Chcę tylko jednego prezentu - właśnie tego kociaka. Czy możemy go zostawić?

Ostatnie słowa Alicja wypowiedziała ze łzami w oczach, dając do zrozumienia, że jeśli tylko coś się wydarzy, to może zapłakać.

Tata zaprowadził mamę do kuchni. Narada trwała zaledwie minutę, ale dla Alicji ta minuta ciągnęła się w nieskończoność.

Trzy dni później Rudzielec był główną gwiazdą przyjęcia. Biegał między prezentami, ciągnąc za wstążki. Wszystkie przyjaciółki Alicji obserwowali kociaka. Natomiast sama solenizantka nagrywała Rudzielca na swój nowy telefon.

Główne zdjęcie: domuspexa.ru