Ela od roku nie próbuje wyjść za mąż. Tak, już ma 30 lat, już ten wiek, ale co może zrobić? Przecież nie będzie z Kamilem, który z czasów szkolnych ją kocha. Nie ma szans.
Ela obudziła się 15 minut przed budzikiem. Wstała z łóżka. Dokładnie tak jak myślała. Kapcie Gracjana były mokre, a obok siedział zadowolony kot. Ela szybko wzięła kapcie, poszła do kuchni, wrzuciła je do miski i wyciągnęła z szafki dokładnie takie same. Kupiła od razu dwie pary takich samych kapci, żeby móc je rano zamienić. Zbyt dobrze znała swojego kota.
- Ależ ty jesteś chamski! Po co to robisz? Przez ciebie w domu nie ma szczęścia!
Kot, który wszedł za nią do kuchni, poruszył ogonem i poszedł w drugą stronę. Kobieta weszła po cichu do sypialni, położyła suche, czyste kapcie i wyszła.
- Chodź, łobuzie, nakarmię cię!
Kot wszedł do kuchni, nie patrząc na nią. Szedł tak, jakby robił kobiecie przysługę. Ela uśmiechnęła się. Bez względu na wszystko, kot miał we wszystkim rację. Nie miała szczęścia w miłości. Chciała romantycznego związku. Natomiast nie miała szczęścia.
Nie, mężczyzn nie brakowało. Ela była zjawiskową kobietą. Jednak, czy zbytnio się spieszyła, czy wybierała nie tych, czy pogarda kota pomogła, lecz żaden mężczyzna nie zostawał zbyt długo. To były poważne związki! Kandydaci też nie byli źli.
Ela zrobiła sobie kawę, siedziała popijając ją i patrząc na kota. Znalazła go w kałuży obok sklepu, w którym pracowała. Nadal nie wiedziała jakim cudem usłyszała pisk. Kałuża była tam odkąd Ela siebie pamiętała. Nawet gdy były upały, ta kałuża nigdy nie wysychała. Ktoś z ludzi położył tam deskę, dzięki czemu wszyscy mogli tam przejść. Skąd się tam znalazł kociak, wciąż pozostaje dla niej tajemnicą.
Tego dnia nie miała humoru. Piotrek, przystojny mężczyzna, z którym mieszkała od dwóch miesięcy, nagle spakował się ni stąd ni zowąd.
- Nie mogę tu mieszkać! Koguty pieją, pijaki chodzą, woda jest gorąca tylko w łaźni. Takie życie nie jest dla mnie.
- Piotrek, przecież nie mam nic przeciwko, możemy pojechać do ciebie do miasta.
- Ty? Do miasta?
Rzucił jej takie spojrzenie, że Ela sama otworzyła dla niego drzwi i wyrzuciła go z domu. Potem się rozpłakała. Zawsze była najmodniejszą kobietą w swojej wsi, ale co z nim? Miał tylko dwie pary spodnie, z czego jedne kupiła mu Ela.
Ela nie miała w zwyczaju długo się smucić, musiała szykować się do pracy. Właśnie wieczorem znalazła tego kociaka.
W domu wykąpała kotka, owinęła go w ciepły ręcznik i nakarmiła. Kociak zasnął. Ela po sprzątnięciu domu położyła się do łóżka. W nocy się obudziła, gdy ktoś zaczął „śpiewać” jej do ucha. W świetle nocnej lampki zobaczyła kociaka wtulonego do niej, który uroczo mruczał. Przykryła go kocem i zasnęła z uśmiechem na twarzy.
Ela od roku nie próbuje wyjść za mąż. Tak, już ma 30 lat, już ten wiek, ale co może zrobić? Przecież nie będzie z Kamilem, który z czasów szkolnych ją kocha. Nie ma szans. To nie było życie, o jakim marzyła. Chciała mieszkać w mieście, na wieś przyjeżdżać tylko na weekendy. Oczywiście w dzisiejszych czasach nikogo nie może zaskoczyć swoim samochodem, ale chciała, by jej życie wyglądało inaczej. Dlatego gdzie indziej szukała sobie mężczyzn. Nie, Ela nie była łatwą kobietą, ale mniej więcej raz w roku, a czasem częściej, znajdowała sobie mężczyznę. Nigdy jednak nie wyszła za mąż.
Znów spojrzała na kota. Swoją drogą, ostatnim razem to właśnie kot sprawił, że Michał, kandydat do stopnia doktora, nie chciał się z nią ożenić. Wtedy wszystko już było zaplanowane. Przyjechał nawet z matką. Samochód zaparkowany był przy bramie, a Ela dumnie spoglądała zza płotu na ciekawskich przechodniów. Zobaczcie! Nie wierzyliście? Jednak się udało!
Wszystko wtedy dobrze się układało. Michał pokazywał matce ogródek Eli. Kobieta skosztowała owoce, wąchała kwiaty.
- Uroczo tu jest. Można tu dobrze wypocząć.
Ela się uśmiechnęła.
- Bania będzie wkrótce gotowa. Nie gorsza od sauny w mieście, a nawet zdrowsza.
Matka Michała uśmiechnęła się do niej.
- Tylko trzeba będzie komuś oddać kota. Nienawidzę kociej sierści.
Eli się to nie spodobało, przemilczała, natomiast Lolek postanowił zareagować. Podniósł się, przeciągnął, wszedł do domu, wrócił dziesięć minut później i wlazł na dach. Zawsze się tam chował, gdy zrobił coś złego. Minęło kolejne pięć minut, dokładnie tyle, ile zajęło matce Michała dotarcie do pokoju, gdzie obok kanapy stały jej drogie włoskie buty. Cała wieś słyszała przekleństwa tej kobiety. Nawet Ela, która od wielu lat pracowała w handlu, nie znała takich słów. Bardzo się wtedy zdziwiła.
W każdym razie kot zostawił prezent w butach, a Ela została bez narzeczonego. Bardzo się złościła na kota...
- Chodź tu, łobuzie! Co ty robisz? Nie jest ci wstyd? Zniszczyłeś buty pana Arkadiusza, matce Mikołaja. Jeszcze był Mariusz! Dlaczego mu to zrobiłeś? Przecież był dla ciebie taki dobry!
Kot nie patrzył na Elę, wiedział, że nie będzie się złościć zbyt długo.
- Co tam, Elu, Lolek znowu pozbył się twojego narzeczonego?
Kamil stał przy wejściu. Oparł się niedbale o płot, a Ela podziwiała jego sylwetkę. To była moc i siła. Jej mężczyźni z miasta wyglądali zupełnie inaczej, chociaż Ela miała rubensowskie kształty.
- Kamilu, chociaż ty nie zaczynaj!
Ela machnęła na niego ze złością.
- Trzeba słuchać kota! Zwierzęta zawsze mają rację.
Zatrzasnęła za sobą drzwi. Po co miała to mówić, skoro sama już o tym myślała. Lolek nigdy nic nie robił. Nawet gdy goście przyjeżdżali do niej i zostawali na kilka dni. Wszystko było w porządku. Kiedy pojawiał się narzeczony, wtedy od razu zaczynał zostawiać prezenty w butach nowego mężczyzny!
Właśnie wypiła kawę, gdy z sypialni rozległy się niezadowolone krzyki. Ela zamknęła oczy. Zapomniała, że kot już dawno nauczył się otwierać wszystkie drzwi w domu. Eugeniusz, którego poznała miesiąc temu, przyjechał do niej wczoraj. Posiedzieli razem wieczorem, ale zbyt dużo wypił. Opowiadał jej, jakie ma wspaniałe życie. Ela uwierzyła mu, chciała się do niego przytulić, ale Eugeniusz już spał. Cóż, zdarza się. Pewnie się zmęczył.
Weszła do sypialni. Narzeczony już stał obok łóżka.
- Co to jest? Co to jest, pytam? Natychmiast zabierz to coś z domu, nie chcę go tu więcej widzieć!
Ela spokojnie spojrzała na Eugeniusza.
- Cóż, trochę wcześniej zacząłeś wydawać rozkazy w moim domu. Kot tutaj żyje dłużej niż ty!
- Poważnie? Proszę bardzo, mieszkaj tu ze swoim kotem! Jesteś głupia!
Mężczyzna szybko chwycił swoją torbę i wybiegł z domu. Ela posprzątała i powiedziała:
- Jesteś zadowolony, łobuzie?
Spod łóżka dobiegł zadowolony pomruk.
Wieczorem, gdy wróciła do domu, nie znalazła swojego kota. Zdziwiła się. Zwykle czeka na nią przy bramie. Nawet Kamil śmiał się z niej:
- Po co ci mężczyźni, skoro masz takiego wspaniałego ochraniarza?
Tego dnia było zupełnie inaczej. Sprawdziła cały dom, przeszła się po ogródku. Nie znalazła Lolka. Wtedy usłyszała miauczenie kota gdzieś wysoko w górze.
Przeszłą przez bramę. Był tam, siedział na wysokiej topoli. Prawie na samej górze.
- Lolek, złaź stamtąd! Po co wrzeszczysz? Przecież jakoś się tam wdrapałeś, prawda?
Kot patrzył na nią i głośno miauczał. Po pół godzinie namawiania, by zlazł z drzewa, poszła po drabinę. Weszła na górę, jednak mimo wszystko nie mogła dosięgnąć, więc wspięła się po konarze, usiadła na nim i w tym momencie przewróciła drabinę. Tamara spojrzała w dół w zakłopotaniu. Co teraz zrobić?
Kot natomiast spokojnie przeszedł obok, zszedł na dół i skierował się w stronę domu. Musiała wołać o pomoc lub sama próbować zejść. Teraz czuła się przerażona. Zamknęła oczy i już miała się rozpłakać, gdy usłyszała:
- Co tam, sąsiadko, postanowiłaś zostać ptakiem?
Ela otworzyła oczy. Oczywiście, kto inny mógłby to być? Dokładnie ten, kogo najmniej chciała zobaczyć.
- Kamilu, to nie jest śmieszne! Podnieś drabinę.
- Zrobię to, jeśli powiesz mi, co robisz na drzewie. Jabłka raczej nie rosną na topolach.
Ela westchnęła:
- To wszystko przez Lolka! Wlazł na drzewo i nie mógł zejść!
- W takim razie gdzie on teraz?
- Już sobie zszedł na dół.
Ela zdała sobie sprawę, jak głupio to zabrzmiało. Chciało jej się zarówno płakać, jak i śmiać.
- Śmieszna jesteś. Czy widziałaś kiedyś szkielet kota na drzewie?
Kamil spojrzał na nią i uśmiechnął się. Ale zrobił to z całą życzliwością. Następnie podniósł drabinę.
- Cóż, teraz jesteś mi winna kolację!
Ela machnęła ręką. Dobrze, zrobi kolację. Znali się od dzieciństwa. Nawet się całowali, gdy byli młodzi.
Jak to wszystko się stało, nie potrafiła sobie powiedzieć. Obudziła się jednak obok Kamila. Przytulał ją. Najdziwniejsze było to, że nie chciała się ruszać. Po raz pierwszy wczoraj poczuła się pewną siebie kobietą, a nie marionetką, która miała za zadanie zrobić wrażenie. Musiała wstać. Poruszyła się, ale Kamil tylko mocniej ją przytulił.
- Gdzie idziesz? Połóż się. Zrobię kawę, zaczekaj chwilę.
Nigdy czegoś takiego nie było. Prawie się zrelaksowała, ale wtedy przypomniała sobie o Lolku. Ela nie rozumiała, dlaczego tak bardzo się boi. W końcu to był tylko Kamil. Nigdy nie chciała za niego wyjść za mąż, choć wiedziała, że się w niej podkochuje. Ale teraz, kiedy pomyślała, że może odejść z powodu kota, prawie się rozpłakała.
Kobieta ostrożnie wstała. Coś trzeba było zrobić. Wczoraj, gdy opowiedziała to wszystko Kamilowi, śmiali się razem, ale teraz wcale nie było jej do śmiechu.
Ela ostrożnie wyszła na korytarz. Była gotowa po prostu schować jego brudne buty. Wymyśli coś, powie, że zostały skradzione! Ale buty były suche. Sprawdziła z każdej strony. Nie, wszystko było dobrze.
- Czyste?
Szybko się odwróciła. Kamil trzymał kawę, a Lolek ocierał się o jego nogi.
- Tak.
- Teraz już nie masz wyjścia, wyjdziesz za mnie. Nie sądzę, żeby Lolek zaakceptował kogokolwiek innego.
Ela popatrzyła na niego, a potem powiedziała:
- Wiesz, Kamilu... Jestem taka głupia.
Kamil przytulił ją do siebie.
- Nie szkodzi, ale twój kot jest mądry!
Główne zdjęcie: storyfox