Mieszkaliśmy wtedy w pobliżu lasu. Pewnego pięknego i całkiem zwyczajnego poranka nasza sąsiadka Małgosia, jak zwykle, poszła do pracy. Niezwykłe było to, że po drodze znalazła na ziemi zamarzniętą wiewiórkę (nie udało nam się później dowiedzieć dlaczego ją podniosła. Może chciała zrobić strach na wróble, kołnierz lub pomyślała, że „wszystko może się przydać w gospodarstwie domowym”). Zabrała wiewiórkę do domu i poszła do pracy. Jej syn był już w szkole, a mąż tego dnia wracał z podróży służbowej.
Kilka godzin później przychodzi kierownik działu i mówi nam, że dzwoni mąż Małgosi z jakimiś dziwnymi pytaniami - pyta, czy z jego żoną wszystko w porządku, czy zauważyliśmy coś dziwnego i prosi, żeby natychmiast wróciła do domu.
Okazało się, że wiewiórka nie była martwa. Ogrzała się w mieszkaniu i uznała, że ona tu rządzi.
Małgosia zrobiła rano naleśniki i zostawiła kartkę dla męża. Jednak wiewiórka postanowiła zrobić porządek w mieszkaniu, w tym celu „rozwiesiła” naleśniki wszędzie. Szczególny wysiłek włożyła w przedpokoju, na rogach łosia. Kiedy drzwi do mieszkania zaczęły się otwierać, schowała się.
Teraz wyobraź sobie co pomyślał jej mąż: nie było go w domu przez tydzień, przyjeżdża, otwiera drzwi, a tam... wszędzie naleśniki i kartka „Kochanie, to dla Ciebie!”.
Mężów trzeba nie tylko uszczęśliwiać, ale i zaskakiwać, żeby się nie nudzili!
Główne zdjęcie: turba-urba.org