Powiem wprost: moją synową nie lubi cała rodzina. Wszyscy się dziwiliśmy, jak on w ogóle może ją lubić. Ale zacznę od samego początku. Często się spotykamy całą rodziną. Na jedno z takich spotkań mój młodszy syn postanowił przyprowadzić swoją dziewczynę. Nie mieliśmy nic przeciwko: goście są zawsze mile widziani.

Ale kiedy ją przyprowadził, wszyscy popatrzyliśmy na siebie nawzajem i nie mogliśmy zrozumieć, dlaczego wybrał sobie taką dziewczynę. To było nasze pierwsze spotkanie, tyle że dziewczyna zachowywała się w taki sposób, jakby spędzała czas z koleżankami. Brak jakiegokolwiek szacunku. Nie spodobało jej się to, co przygotowałam: te dania nie są zdrowe, a te dania nie są smaczne.

Do tego nie potrafi zrozumieć żartów. W naszej rodzinie ciągle żartujemy z siebie nawzajem. Ale ona zachowywała się dziwnie, ciągle się dąsała i była naburmuszona. W jakiś sposób udało nam się wytrzymać, ale mieliśmy nadzieję, że nigdy więcej jej nie zobaczymy.

Na początku myślałam, że to nie potrwa długo, gdyż szybko się rozstaną. Ale tak się nie stało. Sześć miesięcy później syn oznajmił, że się żeni. Był jeszcze studentem, ale miał już poważne plany. Zaczęliśmy więc planować ślub.

Znaleźliśmy tanią restaurację i zaprosiliśmy mało gości. Nikt nie chciał wierzyć, że to coś poważnego. Postanowiliśmy nie kupować sukni pannie młodej, gdyż moja córka zgodziła się pożyczyć swoją. Zwyczajną, ale przynajmniej nie trzeba było nic płacić. Tyle że synowa wpadła w histerię. Chciała kupić nową suknię ślubną.

Dobrze, że udało się przekonać syna by nie brał pożyczki na nową sukienkę. Nic się nie stanie, założy to co jest. Nawiasem mówiąc, rodzice panny młodej nie spieszyli się z żadną pomocą. Przysłali pieniądze i obiecali, że przyjadą na wesele. Pokryli jedną trzecią kosztów - przynajmniej tyle dobrego.

Przyjęcie wyglądało dość dziwnie. Panna młoda była przygnębiona przez cały dzień, ponieważ nie kupiliśmy jej sukienki. Rodzice panny młodej również są dziwni. Przez cały wieczór jej mama opowiadała o swoich zwierzakach. Nawet słowem nie wspomniała o swojej córce. Złożyli gratulacje nowożeńcom, przytulili kilka razy i pojechali do domu. Nigdy więcej ich nie zobaczyliśmy.

Są razem od ponad dwóch lat. Tyle że nie wiem, czy są ze sobą szczęśliwi. Ciągle się kłócą. Synowa jest wiecznie niezadowolona ze swojego męża. Natomiast jeśli chodzi o nią... Nie jest zbyt dobrą gospodynią, w domu zawsze panuje bałagan. Przestałam ich nawet odwiedzać, gdyż nie mogę patrzeć na to, co się dzieje w ich domu.

Syn kilka razy pakował swoje rzeczy i przyjeżdżał do nas. Potem uspokajał się i wracał do żony, żeby się pogodzić. Przez jakiś czas było spokojnie, a potem znowu wszystko się zaczynało od początku. Ciągle się kłócili. Dobrze, że nie mają dzieci. Cała rodzina czeka, aż się rozwiodą. Nikt jej nie lubi. Nic dobrego z tego nie wyjdzie.

Niedawno obchodziliśmy z mężem rocznicę ślubu. Jesteśmy razem od 30 lat. Oczywiście przyjechała cała rodzina. Nie chciałam zapraszać synowej, ale chciałam, by syn był obecny. Wszyscy przyszli z prezentami, składali nam życzenia. Potem mój brat wzniósł toast i powiedział, że przygotowali dla nas kolejny prezent od całej rodziny.

Portret naszej rodziny: ja, mój mąż, po jednej stronie córka z zięciem i wnukiem, a po drugiej - syn. Tylko on, bez swojej żony. Brat zażartował, że to było specjalnie zrobione, by później nie trzeba było kombinować z usunięciem zbędnej osoby.

Synowa od razu się rozpłakała. Nie żegnając się, wybiegła z domu, a syn ruszył za nią. Nie mieliśmy pojęcia o tym, co wymyśliła rodzina. Potem stwierdzili, że nie powinni byli tego robić, chociaż tak właśnie postrzegamy naszą rodzinę.

Od tamtej pory syn przestał z nami rozmawiać. Tyle razy powtarzałam mu, że nic nie wiedziałam i nie miałam nic wspólnego z tym pomysłem. Tyle że on jest po stronie swojej żony. Skoro się obraziła, to teraz nie będzie z nami rozmawiał. Zobaczymy, jak się zachowa, gdy znowu się pokłócą z żoną.

Szczerze mówiąc, nie wiem, co mam robić. To był tylko żart, a ona się wkurzyła. Mam nadzieję, że wkrótce się rozwiodą, dzięki czemu syn w końcu wróci do nas. Musimy tylko poczekać - co innego możemy zrobić? Powiedział wprost, że nie chce mieć z nami nic do czynienia.

Główne zdjęcie: planet