Zatoka Tajlandzka jest duża, nie głęboka, jednak nikt nie wykazywał chęci przepłynięcia jej. Z tego powodu pracownicy platformy wiertniczej byli zaskoczeni widokiem psa znajdującego się w wodzie. Nie wiadomo jak się tam dostał, bo musiał przepłynąć 200 km!

foto: mimimetr.me

foto: mimimetr.me

Na platformie wiertniczej oczywiście nie było zwierząt, pies musiał przepłynąć. Jak udało mu się pokonać taką odległość, dlaczego płynął do platformy, która znajdowała się pośrodku zatoki? Jedna odpowiedź nasuwa się sama – przez okrucieństwo ludzi. Najprawdopodobniej przyczynili się do tego aby nieszczęsny zwierzak znalazł się w wodzie, daleko od brzegu. Był skazany, pracownicy mówią, że przypadkowo zobaczyli małą głowę wśród fal. Gdyby była inna pogoda, pies nie miałby szansy na ratunek.

foto: mimimetr.me

foto: mimimetr.me

Robotnicy opuścili liny, podnieśli psa. Zwierzak zachowywał się cicho, nie szczekał, prawie się nie ruszał, tylko łapczywie pił wodę. Było oczywiste, że zwierzę było wyczerpane, zdumiewające, jak wytrzymało tyle czasu na morzu. W ciągu kilku dni mężczyźni zaspawali obszerną klatkę, w której pies mógł pozostać do przybycia statku ratunkowego. Pies przez cały czas zachowywał się spokojnie, tylko żałośnie patrzył na ludzi. Nikt nie wie, co musiało przeżyć biedactwo...

foto: mimimetr.me

foto: mimimetr.me

Uratowanie psa stało się prawdziwą sensacją - wszyscy myśleli, że to dobry znak. Zwierzę przekazano weterynarzom, którzy z wielkim zdziwieniem stwierdzili, że jest całkowicie zdrowe. Wrażenie było takie, że nie było żadnej wyczerpującej podróży, jakby przywiodły go tu wyższe moce, co sugerowało, że będą zbawiciele. Mieszkańcy tych terytoriów - Tajowie nadali psu imię „Boonrod”, co tłumaczy się jako „złożyć duchową darowiznę w celu uzyskania szczęścia w przyszłości”. Szef robotników Khon Vitisak powiedział: jeśli właściciele nie zostaną znalezieni, weźmie psa do siebie, jako talizman.

foto: mimimetr.me

foto: mimimetr.me

Główne zdjęcie: mimimetr.me