Mieliśmy już ustaloną datę ślubu, gdy nagle dowiedziałam się, że mój przyszły mąż ma niepełnosprawne dziecko. Oczywiście wiedziałam, że ma dziecko, ale dopiero teraz dowiedziałam się, że choruje. Wymaga ciągłej opieki i się nie rozwija.

Oczywiście byłam w szoku, pokłóciłam się z narzeczonym i do ślubu nie doszło. Od tego czasu były narzeczony i wszyscy jego bliscy osądzają mnie. Nie byłam gotowa, by wziąć na siebie taką odpowiedzialność. Zwłaszcza, że do końca życia.

Mam dopiero dwadzieścia osiem lat, mam jeszcze całe życie przed sobą. Ukończyłam studia. Mam własne mieszkanie i dobrą pracę. Do niedawna miałam narzeczonego, Mikołaja. Mikołaj jest trochę starszy ode mnie, wcześniej był już żonaty. Jego pierwsza żona zmarła niemal od razu po urodzeniu dziecka, więc Mikołaj został z małym dzieckiem. Nie pytałam o to narzeczonego, nie chciałam mu zawracać głowy i za bardzo go denerwować.

Mikołaj starał się o mnie. Kwiaty, romantyczne randki, komplementy - wszystko było po prostu piękne. Nie od razu powiedział mi, że ma dziecko z pierwszego małżeństwa. Ta rozmowa miała miejsce, gdy byliśmy ze sobą już od jakiegoś czasu.

Niewiele powiedział o dziecku - gdy zmarła jego żona, dziecko zostało z jego rodzicami, gdyż Mikołaj musiał cały czas ciężko pracować. Powiedział jednak, że bardzo kocha swojego syna i często jeździ do niego.

Długo myślałam o tej rozmowie, próbując zrozumieć, czy jestem gotowa na coś takiego jak wychowywanie cudzego dziecka. Oczywiście bardzo lubiłam Mikołaja, ale nie mogłam się pogodzić z tym, że zostanę matką pięcioletniego chłopca. Ale potem, po rozważeniu wszystkich za i przeciw, głównie tego, że matki chłopca nie ma i nie będzie ze mną rywalizować i wtrącać się w nasze wspólne życie, uznałam, że pięciolatek nie jest aż tak wielkim problemem na drodze do naszego szczęśliwego małżeństwa.

Poprosiłam Mikołaja, żeby zapoznał mnie ze swoim synem, ale on zawsze miał jakiś powód, żeby przenieść nasze spotkanie. Powody były zawsze wiarygodne: chłopiec był przeziębiony, albo odwiedzał ciotkę i babcię. Uznałam, że Mikołaj po prostu nie był gotowy, by pokazać mu nową matkę. Co jeśli rozstaniemy się z Mikołajem, a dziecko przyzwyczai się do mnie?

Postanowiłam więc nie naciskać, gdyż uznałam, że jeszcze zdążymy się spotkać. Mamy jeszcze dużo czasu.

W końcu Mikołaj mi się oświadczył. Oczywiście zgodziłam się, ustaliliśmy datę i zaczęliśmy przygotowania do ślubu. Bardzo chciałam poznać rodziców mojego narzeczonego i jego syna. Zdecydowaliśmy się pojechać do nich kilka tygodni później. Mieszkali dość daleko i nie było możliwości odwiedzenia ich w ciągu jednego dnia.

Nadszedł ten dzień i pojechaliśmy na spotkanie z rodzicami Mikołaja i jego synem. Oczywiście byłam bardzo zdenerwowana. Nie martwiłam się tak bardzo o rodziców, przecież będą mieszkać osobno i dość daleko, ale bardzo martwiłam się o syna, musiałabym jakoś znaleźć z nim wspólny język. Oczywiście podejrzewałam, że może mnie czekać niespodzianka, ale nie spodziewałam się tego, co zobaczyłam.

Syn Mikołaja nie był zwykłym chorym dzieckiem, był upośledzony. Nie miałam pojęcia, że coś takiego może się zdarzyć. Miał porażenie mózgowe, nie mówił, nie potrafił się praktycznie samodzielnie poruszać ani w żaden sposób zadbać o siebie. Potrzebował stałej opieki.

Zaniemówiłam, byłam w stanie kompletnego osłupienia z powodu tego, co zobaczyłam. Nie mogłam zrozumieć, co robić dalej, jak się zachować. Mama Mikołaja zaproponowała, żebym wzięła go na ręce. Po prostu nie mogłam. Poważnie. Kiedy już doszłam do siebie po tym, co zobaczyłam, pilnie wezwałam taksówkę i pojechałam do domu, przepłacając sporo pieniędzy.

Kiedy wróciłam do domu i doszłam do siebie, napisałam do Mikołaja, że ślub jest odwołany i że nie chcę go więcej widzieć. Nie jestem gotowa na to, by wziąć na siebie taką odpowiedzialność. Może nie jestem dobrym człowiekiem, ale na pewno nie mogłam tego udźwignąć.

Chciałam porozmawiać z Mikołajem. Chciałam wiedzieć, dlaczego nie powiedział mi od razu całej prawdy. Powiedział, że wpuścił mnie do swojego życia, że zamierzał się ze mną ożenić, chciał zapoznać ze swoją rodziną i że źle się zachowałam. Powiedział też, że nie jestem prawdziwą kobietą i nigdy nie będę mogła zostać dobrą matką.

Chwilę później otrzymałam sms-a z nieznanego numeru, pewnie to napisała mama Mikołaja, która wyzywała mnie, że w ogóle nigdy nie będę mogła mieć dzieci i wiele innych niezbyt dobrych rzeczy.

Niech Mikołaj szuka swojej bratniej duszy, która wszystko rozumie i niczego się nie boi, która jest gotowa poświęcić całe życie na wychowanie cudzego niepełnosprawnego dziecka. Osobiście nie jestem gotowa na coś takiego. Może nie jestem dobrym człowiekiem, ale jestem szczera.

Główne zdjęcie: zerkalo.cc