Wyszłam za mąż dość wcześnie z miłości. Żyliśmy spokojnie, nie kłócąc się. Od początku wprowadziliśmy się do wynajmowanego mieszkania. Potem trochę zaoszczędziliśmy i wzięliśmy kredyt hipoteczny. Przez trzy lata na wszystkim oszczędzaliśmy, ale spłaciliśmy go trzy razy szybciej niż było trzeba.

Mój mąż zawsze we wszystkim mi pomagał. Dorastał nasz syn Adam. Nie planowaliśmy na razie kolejnego dziecka. Chodziłam do pracy, odrabiałam lekcje z synem, a w wolnych chwilach malowałam. Mąż od czasu do czasu spotykał się z przyjaciółmi i chodził do łaźni. Byliśmy zwykłą rodziną.

Dogadywałam się z teściową, nie byłam dla niej niegrzeczna i nie obwiniałam jej za nasze problemy. Właśnie tak zostałam wychowana. Jeśli się kłóciliśmy, to po jakimś czasie godziliśmy się.

Teściowa nigdy mi nic złego nie powiedziała. Nasze relacje były pełne szacunku.

Nagle zaczęłam źle się czuć. Coraz trudniej było wstać z łóżka, coraz trudniej było pracować. Wracałam do domu i kładłam się do łóżka. Bardzo schudłam, miałam worki pod oczami...

Na początku mąż uważał, że to z powodu zmęczenia. Zawsze pomagał w domu, gotował i zmywał naczynia. Potem zaczynał się złościć, widząc codziennie zlew pełen naczyń.

- Chodźmy do lekarza! Z tobą coś się dzieje... - zasugerował mi pewnego dnia. Zgodziłam się. Na początku myśleli, że mam problemy z tarczycą. Badania wykazały, że wszystko jest dobrze. Robiłam coraz więcej badań, ale lekarze nic nie mogli znaleźć.

Nagle dostałam skierowanie do onkologa. To było bardzo straszne. Siedziałam na wizycie, bardzo się denerwowałam. Lekarz próbował mi wytłumaczyć, że jednak nie wszystko jest stracone.

Zaczęło się moje leczenie. Długie. Drogie. Mój mąż bardzo mnie wspierał, był bardzo pomocny. Teściowa często zabierała wnuka do siebie. Zaczęłam walczyć. Leki nie przynosiły rezultatów. Chemioterapia sprawiła, że straciłam swoje cudowne włosy, rzęsy i brwi.

Z każdym dniem mój mąż coraz bardziej oddalał się ode mnie. Nadal mi pomagał, ale był zupełnie obcym człowiekiem prowadzącym własne życie. Leczenie nie przynosiło rezultatów.

Pewnego dnia lekarz zaproponował mi wyjście z sytuacji. Leczenie było bardzo kosztowne. Kosztowało to prawie tyle, co nasze dwupokojowe mieszkanie w centrum. A co najgorsze, nie dawało żadnych gwarancji. Mogłam się poddać leczeniu, a potem umrzeć...

Wróciłam do domu i zaczęłam rozmawiać z mężem. Patrzył na mnie długo, a potem powiedział:

- Więc sprzedamy! - i opuścił głowę.

Nagle zainterweniowała moja teściowa.

- Co to do cholery jest? Odbiło ci? A co jeśli ona umrze? Gdzie wtedy pójdziesz? Masz jeszcze syna! A nawet jeśli przeżyje? Wprowadzicie się do mnie? Nie! Zacznijcie w końcu myśleć!

W końcu ujawniła swoje prawdziwe oblicze. Ukrywała to przez lata... Teściowa pewnie już przygotowała czarną chustkę. Chyba czeka na moją śmierć bardziej niż ktokolwiek inny.

Wybiegłam z mieszkania i skierowałam się w stronę parku. Tam, zapłakana i nieszczęśliwa, zobaczyłam, że dzwoni do mnie brat. Byliśmy przyrodnim rodzeństwem - ten sam ojciec i różne matki. Jednak jego matka zmarła, gdy Michał miał pięć lat. Potem jego ojciec ożenił się z moją matką i wtedy pojawiłam się ja.

Nigdy nie byliśmy prawdziwymi przyjaciółmi. Może to przez różnicę wieku, a może przez jego dziecięce urazy, że ja miałam matkę, a on nie. Moja mama starała się jednak dogodzić Michałowi pod każdym względem, a on bardzo ją lubił. Po śmierci rodziców sprzedaliśmy dom i podzieliliśmy pieniądze na pół.

- Dlaczego płaczesz? Zaraz będę! - powiedział Michał i rozłączył się. Pół godziny później siedziałam już w jego kuchni, szlochając.

- Dlaczego jesteś zrozpaczona? - zapytała Ania, żona Michała. - Może właśnie to leczenie tobie pomoże! Misiu, musimy wystawić mieszkanie na sprzedaż. Musimy ratować twoją siostrę!

Byłam zaskoczona. Mąż i teściowa nie chcieli mnie ratować, ale zupełnie obcy człowiek podjął decyzję w kilka minut. Podczas gdy ja siedziałem w szoku, Ania już zamieściła ogłoszenie.

- Gdzie będziecie mieszkać? - zapytałam.

- Na razie coś wynajmiemy. Później weźmiemy kredyt hipoteczny! Najważniejsze jest to, że będziesz zdrowa - niczym się nie przejmuj! Jesteśmy zdrowi - zarobimy na nowe mieszkanie, a ty potrzebujesz siły by walczyć!

Płakałam całą noc. Zaczynało się moje nowe życie. Dzięki mojemu przyrodniemu bratu, który okazał się najbliższą dla mnie rodziną.

Mieszkanie zostało szybko sprzedane. Leczenie naprawdę mi pomogło. Resztę pieniędzy oddałam Michałowi. Był w stanie wziąć kredyt hipoteczny. Teraz z synem mieszkamy u teściowej mojego brata. Pani Basia okazała się bardzo miłą kobietą. Traktuje nas jak rodzinę.

Rozwodzę się z mężem. Kiedy zobaczył mnie po pół roku leczenia, zaproponował, żebyśmy zaczęli od nowa.

- A co jeśli choroba powróci? Co wtedy? Dałeś mi jasno do zrozumienia, że ty i twoja matka chcecie tylko zdrowej żony - powiedziałam do niego.

Ania pomogła mi z pracą w swojej firmie. Chcę szybko sprzedać swoje mieszkanie, które było kupione w małżeństwie i kupić coś własnego. Brat i szwagierka stanowczo odmówili przyjęcia pieniędzy z powrotem.

To bardzo zbliżyło nas do siebie. Teraz wiem, kto jest moją prawdziwą rodziną.

Główne zdjęcie: kakao.im