Mój mąż jest jedynym dzieckiem w rodzinie. Wiedziałam o tym jeszcze przed ślubem i szczerze mówiąc, bardzo się tym martwiłam. Oczywiście nie mówiłam o tym nikomu, bo po co?

Ale proszę się nad tym zastanowić. Ja mam dwójkę dzieci z pierwszego małżeństwa. On ma córkę. Jakie są szanse, że teściowa zaakceptuje mnie?

Myliłam się. Jak się okazało, mama mojego męża jest cudowną, inteligentną kobietą. Podobnie jak ja jest wdową. Kiedy spotkałam ją po raz pierwszy, widać było, że bardzo się denerwuje.

To było dziwne, bo wydawało mi się, że wszyscy będą patrzeć na mnie, chcąc lepiej poznać. Wszystko skończyło się dobrze: świetnie nam się rozmawiało i to zapoczątkowało nasze dobre relacje z mężem.

Po ślubie Pani Hania przekazała nam z Danielem wspaniałą wiadomość: ponieważ jesteśmy młodą rodziną, mimo że mamy już własne dzieci, chce nam pomóc.

Nie czuje się zbyt dobrze w mieście, więc postanowiła przeprowadzić się do swojej mamy na wieś. W ten sposób pomoże zarówno jej, jak i nam.

Tego samego wieczoru teściowa chciała porozmawiać ze mną na osobności. Sprawiła mi komplement, następnie powiedziała, że bardzo się cieszy z powodu tego, że jesteśmy z Danielem razem.

Dodała również, że bardzo chciałaby, abym nazywała ją mamą. W końcu jesteśmy teraz rodziną, po co mówić „teściowa” i „synowa”. Zaproponowała mówić do niej „mamo”, z kolei ona do mnie będzie mówiła „córko”.

Rzecz jednak w tym, że całkiem niedawno, kilka lat temu, zmarła moja mama. To był dla mnie ciężki okres, gdyż miałyśmy z nią bardzo silną więź. Przez długi czas nie mogłam się pozbierać.

Wypłakałam wszystkie łzy, postawiłam jeden z najlepszych pomników. Często ją odwiedzam. Jednak w głębi duszy wciąż cierpię i nie mogę przyzwyczaić się do tego, że jej nie ma.

Dlatego prośba Pani Hanny wydawała mi się niemożliwa do spełnienia. Nie mogę tak nazwać innej osoby. Nawet jeśli ta osoba jest bardzo dobrą i miłą.

Tym razem tylko się uśmiechnęłam i zmieniłam temat. Ale w głębi serca czułam się źle. Reszta wieczoru minęła w porządku i nie miałam na co narzekać.

Wprowadziliśmy się do mieszkania mojej teściowej. Trzy duże, jasne pokoje. Piękny remont. Centrum miasta. To było spełnienie marzeń. Cała nasza rodzina była szczęśliwa.

Jesteśmy wdzięczni Pani Hanie. Rozmawiałam z mężem i wyjaśniłam mu wszystko. Od razu mnie zrozumiał i powiedział, że porozmawia z matką i wszystko jej wytłumaczy. Postanowiłam zapomnieć o tym, gdyż wiedziałam, że mąż wszystko załatwi.

Teściową widywałam dość często na świętach, chodziliśmy wszyscy razem na spacery czy do kawiarni. Oczywiście nie działo się to codziennie, gdyż miała daleko do miasta. Ale razem z mężem czasami odwiedzaliśmy ją na wsi.

Jak już wspomniałam wcześniej, moja teściowa to wspaniała kobieta. W jakiś sposób udawało jej się udzielać mi rad i wskazówek, dzięki czemu nie czułam się pouczana. Tak jakbym słuchała mądrych rad od najlepszej przyjaciółki. Teściowa często mnie chwaliła.

Problem pojawił się całkiem niedawno, w rocznicę naszego ślubu. Pani Hania usłyszała to, co mówiłam do Daniela, żeby zszedł na dół i pomógł swojej matce z rzeczami. Była obok i wszystko usłyszała.

Wzięła sobie do serca moje słowa, nie zwykłe „mamo”, ale „twoja mama”, że rozpłakała się, wezwała taksówkę i wróciła do domu.

Kiedy mąż zapytał mnie o co chodzi, powiedziałam mu co się według mnie wydarzyło. Od samego początku powiedziałam co myślę na ten temat. Nie mogę nic zmienić.

Mąż doskonale wie, że dobrze się dogadujemy z teściową. Czy takie sformułowanie może aż tak zranić? Albo sprawić, że się pokłócimy?

W odpowiedzi na to mój mąż zachował się w jeszcze bardziej dziwny sposób: skrytykował mnie przy dzieciach podniesionym tonem głosu. Powiedział, że zraniłam jego matkę z powodu swoich głupich zasad.

Matka oddała nam i dzieciom wszystko co miała. Jestem okropną osobą, skoro nie potrafiłam spełnić jednego życzenia.

Tak się zdenerwował, że przestał krzyczeć dopiero wtedy, gdy wyszedł z mieszkania.

W tym momencie myślimy o rozwodzie. Od tamtej pory nie widziałam teściowej, a mąż, choć się uspokoił, zachowuje się jak człowiek, który jest bardzo rozdrażniony.

Jeśli nic się nie zmieni, to my z dziećmi znajdziemy się na ulicy, gdyż mieszkanie należy do Pani Hanny.

Nie mam pojęcia co robić. Nie mogę zgodzić się na coś, co jest niezgodne z moim sumieniem. Czas mija, lecz sytuacja tylko się pogarsza.

Główne zdjęcie: youtube