Mój syn ożenił się ze sprytną dziewczyną, która owinęła go sobie wokół małego palca. Teraz nastawia go przeciwko mnie. Twierdzi, że nie chcę szczęścia mojego syna, myślę tylko o sobie. Chodzi o to, że nie chcę zamieniać się z nimi mieszkaniami.
Mam tylko jedno dziecko, mąż zmarł kilka lat temu. Wychowaliśmy go w pełnej rodzinie, zapewniliśmy mu edukację, mieszkał ze mną i ojcem przed ślubem. Już w trakcie studiów zaczął pracować, a gdy zdobył dyplom, dostał awans na wyższe stanowisko. Teraz pracuje w tej samej firmie od ośmiu lat i cieszy się uznaniem u przełożonych.
Jestem dumna ze swojego syna, to ambitny młody człowiek, który robi karierę. Ma głowę na karku i umiejętności, które pozwoliły mu osiągnąć sukces. Co do mieszkania, nie możemy mu pomóc, ponieważ nie jesteśmy bogaci. Nasze własne mieszkanie kupiliśmy w wieku czterdziestu lat, wcześniej wynajmowaliśmy. Nie mamy już siły ani zdrowia na zakup kolejnego mieszkania. A mój syn może sam zarobić na własne mieszkanie. Jego ojciec i ja tak zrobiliśmy.
Kiedy Wojtek zaczął chodzić ze swoją dziewczyną ucieszyłam się, chciałam, żeby już pomyślał o rodzinie. Bardzo chciałam polubić moją synową. Obchodziło mnie głównie szczęście syna. Na początku Ola wydawała się miła, zachowywała się z szacunkiem. Dopiero po ślubie zaczęła pokazywać swoje prawdziwe kolory.
Młodzi pojechali w podróż poślubną nad morze, odpoczęli, a po powrocie Ola rzuciła pracę. Powiedziała, że jej szefowie mają jakieś wymagania nie z tej ziemi i chce znaleźć inną pracę. Ale nigdy do tego nie doszło. Od dwóch lat siedzi w domu.
Chociaż przynajmniej mieszkają w mieszkaniu synowej. Mieszkanie jest małe, salon - kuchni prawie nie ma, malutka łazienka. Sąsiedzi pozostawiają wiele do życzenia, a do wszystkiego jest daleko, dom jest prawie na obrzeżach. Ale przynajmniej nie muszą płacić czynszu, mogą oszczędzać pieniądze.
Syn dobrze zarabia, ale z uwzględnieniem faktu, że Ola od dwóch lat nie pracuje, nie mają oszczędności, wszystko idzie na utrzymanie. Synowa, mimo że siedzi w domu, regularnie odwiedza salony kosmetyczne, a to wszystko kosztuje nie mało pieniędzy. Twierdzi, że musi dobrze wyglądać na rozmowach kwalifikacyjnych.
Nie wiem, jak można przez dwa lata szukać pracy i jej nie znaleźć. Trzeba się trochę postarać. Myślę, że ona zmyśla na temat rozmów kwalifikacyjnych. Po prostu podoba jej się, że jest na utrzymaniu męża.
W któreś święta zapytałam, czy planują dzieci. Synowa i tak siedzi w domu, ale przynajmniej byłby z tego pożytek - wychowałaby dziecko.
- Niby gdzie byśmy je zmieścili? Widziałaś nasze mieszkanie? Nam z Wojtkiem jest ciasno, a co dopiero z dzieckiem.
- Moglibyście zaoszczędzić na wkład własny - zasugerowałam.
- Z czego mamy odkładać? Chwała Bogu, że na samo życie nam starcza - Ola przewróciła oczami.
Na końcu języka miałam, żeby powiedzieć, jej, że gdyby pracowała przez ostatnie 2 lata to pewnie już by uzbierali. Gdybym widziała, że planują kupić mieszkanie, to może bym dodała, że mam już coś oszczędzonego. Ale teraz nawet nie chcę tego proponować, bo Ola jest na to bardzo wyczulona.
Ostatnio na jednym z naszych spotkań znowu zaczęła mówić o dzieciach, teraz już sama z siebie. Żaliła się, że lata lecą, teraz to byłoby najlepszy czas na dziecko, ale warunki nie pozwalają. Syn tylko przytakując wspierał żonę.
- Mamo, tak sobie pomyśleliśmy... Teraz jesteś sama w dwupokojowym mieszkaniu, a my jesteśmy w jednopokojowym. Dlaczego nie zamienimy się mieszkaniami? Nic nie będziemy przepisywać, po prostu się przeniesiemy. W ten sposób nie będziemy musieli martwić się o kredyt, a ty i tak nie potrzebujesz dwóch pokoi.
Zdziwiła mnie ta sugestia i nie wydaje mi się, że to mój syn wpadł na ten pomysł. Odpowiedziałam, że mieszkanie jest za daleko od mojej pracy, a sąsiedzi to już w ogóle nie moja bajka. Poza tym jestem przyzwyczajona do mojego własnego mieszkania, na które sama sobie ciężko zapracowałam.
- Przecież do emerytury zostało ci tylko kilka lat. A za to będziesz mieć wnuka albo wnuczkę - uśmiechnęła się do mnie synowa.
Ale odmówiłam. Nie ważne, ile jeszcze będę musiała pracować, nie zgodzę się na to. Dla nich to dobrze - jedno nie pracuje, a drugie jeździ samochodem. A ja mam chodzić na przystanek autobusowy w upale, w zimnie i w deszczu. I nie podoba mi się pomysł zamieniania się.
Potem mój syn przyszedł kilka razy porozmawiać na ten temat. Przychodził sam i z Olą. Ale to mnie tylko rozzłościło. Mój syn nigdy nie próbował mnie tak wykorzystać, a teraz tańczy, jak mu żona zagra.
- Chodźmy stąd, mówiłam ci, że twojej matki nie obchodzi, czy masz dziecko, czy nie. Nie chce jej się nawet kiwnąć palcem, żebyś był szczęśliwszy - powiedziała Ola podczas ich ostatniej wizyty, a mój syn spojrzał na mnie i poszedł za nią.
Potem próbowałam zadzwonić do syna i jeszcze raz wyjaśnić moje stanowisko, ale nie odebrał i nie oddzwonił. Nastawiła go przeciwko jego własnej matce. Coś mi się wydaje, że ich małżeństwo nie potrwa długo, Ola wydoi z niego co może, a potem znajdzie sobie nowego sponsora.
Jestem bardzo zawiedziona zachowaniem mojego syna. Wydaje się być mądrym facetem, ale przy Oli ma klapki na oczach.
Główne zdjęcie: youtube