Bez względu na to, ile miłości jest między tobą a twoim mężem, bez względu na to, ile motyli trzepocze w brzuchu was obojga, życie nie jest bajką, jeśli na koncie nie ma rozsądnych liczb.

Codzienność i rutyna zabijają wszelki romantyzm. A winę za to ponosi gospodarka i brak pieniędzy.

Gdybym zdawała sobie z tego sprawę, szczerze mówiąc, zastanowiłabym się dziesięć razy przed urodzeniem pierwszego dziecka. Ciąża wymaga kolosalnej ilości siły, zdrowia i nerwów. Nie wspominając o pieniądzach. Wpływa też na życie osobiste.

Z takim ogromnym brzuchem za dużo nie można zrobić z mężem. I nawet nie ma do tego nastroju, hormony buzują. Ale to nic, bo po porodzie wszystko się ułoży, prawda?

Po porodzie pamiętam, że wszystko wydawało mi się dziwne. Nowa osoba. Nawet jeśli jeszcze nie umie mówić ani czytać. Nawet jeśli nie może nawet podnieść własnej głowy. Ale to wciąż nowy, mały człowiek. Twoje malutkie dziecko.

Teraz, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, wszystkie twoje instynkty zaczynają działać w obronie tej gaworzącej istoty o różowych policzkach. I tak już zostanie na zawsze. Przyznaję, odpowiedzialność jest gigantyczna.

Wszystkie kłótnie i pretensje do męża idą na drugi, nie, trzeci plan. Relacje jakoś się zmieniają. Ale wydatki rosną, czasu i energii jest bardzo mało. A ty zmieniasz swoje postrzeganie na świat.

To wcale nie było takie przyjemne. Pierwsze miesiące macierzyństwa zbierają żniwo. Poważnie. Ciężko to wytłumaczyć, ale kobiety na pewno mnie zrozumieją.

Kiedy Artur skończył półtora roku, ledwo odkopaliśmy się finansowo z mężem, tak, że nie trzeba było zaciskać pasa. Nauczyłam się żyć w jednopokojowym mieszkaniu z dzieckiem i mężem.

Trzeba przyznać, że gdy nie ma się wystarczająco dużo miejsca, to naprawdę odbija się to na układzie nerwowym. Słyszałam, że nawet zwierzęta w zoo mogą na to cierpieć. A co dopiero ludzie. Dobrze, że przynajmniej mój mąż jest zawsze w pracy i większość kłótni jest tylko w weekendy.

To właśnie w tym okresie dowiedzieliśmy się, że spodziewamy się naszego drugiego dziecka. To tyle, nie wiem jak to się stało, ale fakt jest faktem. Znowu ciąża, brzuch, hormony, nerwy i wszystko inne. Było za wcześnie, żeby poznać płeć. Ale z całego serca miałam nadzieję, że to będzie chłopiec.

Co mieliśmy zrobić? Rozpaczliwie brakowało nam miejsca. Nie wspominając o pieniądzach. Byłam gotowa oszczędzać na sobie, nawet mniej jeść. Ale to by nic nie dało.

Gdzie miałam ułożyć do snu starszego synka, w wannie? Nawet jeśli mąż nie wracał z pracy, sytuacja była krytyczna. Oboje zdawaliśmy sobie z tego sprawę. Musieliśmy więc coś zrobić.

Moi rodzice nadal mieszkają na wsi i nawet gdyby chcieli, nie mogliby pomóc w naszej sytuacji. Nie dostaliby pożyczki. I niestety nie mamy bogatych przyjaciół.

Wiecie, jak to jest. Kiedy rezygnujesz z imprezowania, wszystkie bliskie wolne koleżanki gdzieś wyparowują. A ci, którzy mają dzieci, sami liczą każdy grosz.

Kto więc nam został? Teść i teściowa. Niestety. Jestem teraz w szóstym miesiącu ciąży, a oni nadal nie potrafią udzielić nam jednoznacznej odpowiedzi.

Chodzi o to, że rodzice mojego męża mieszkają w ładnej okolicy w naszym mieście, w dwupokojowym mieszkaniu. Są emerytami i w zasadzie nie obchodzi ich, gdzie będą mieszkać, tak mi się przynajmniej wydaje.

Zresztą sami oceńcie: nie chodzą do pracy, siedzą w domu albo na ławce przed blokiem. Czasem idą na pocztę i do sklepu. I tyle. Co za różnica, czy mieszkają w osobnych pokojach, czy w jednym?

Poza tym w pobliżu mamy łąkę i jezioro. Sklep jest w zasięgu spaceru, a infrastruktura jest dobra. Nawet remont sama zrobię. Tylko niech zgodzą się na zamianę mieszkań.

Ale nie. Są uparci i nadal nie chcą sie przeprowadzić. Oboje wymyślają wymówki. Na przykład, że mieszkają tam ich przyjaciele, a pod oknami rosną kwiaty.

Wychodzi na to, że ich wnuki i jedyny syn mogą się gnieździć w jednopokojowej budzie. Ale najważniejsze, że oni mają kwiatki. Nie rozumiem.

I właśnie dowiedzieliśmy się, że to dziewczynka. Czyli nie będę mogła użyć ubranek mojego syna. Musimy zacząć kupować sukienki, kombinezony, rajstopy i buciki.

A to nie jest tania przyjemność. I mój mąż też jest już zmęczony. Po prostu nie mamy innego wyjścia niż prosić o pomoc jego rodziców.

Jak wpłynąć na tych dwóch staruszków? Teraz położę syna spać i będę miała dwadzieścia minut dla siebie. Z góry dziękuję wszystkim nieobojętnym.

A kogo, być może, moje słowa przestraszyły, proszę, niech się nie boi. Wystarczy dobrze ustawić swoje priorytety. A wszystko ułoży się po waszej myśli. Zobaczycie!

Główne zdjęcie: storytail