Okazuje się, że wcale nie jestem mściwą osobą. Co jest dziwne, biorąc pod uwagę świat, w którym żyjemy.
Sobota, słoneczny dzień, pora obiadowa. Spaceruję po naszym ogródku, podziwiając otaczające mnie piękno i oddychając czystym powietrzem. Nagle zauważam, że macha do mnie jakaś nieznajoma kobieta w okularach przeciwsłonecznych.
Podchodzę bliżej i widzę, że to Marysia, moja szwagierka. To bardzo dziwne spotkanie, ponieważ nie utrzymujemy z nią kontaktu od około 8-9 lat. Co ona tu robi?
Podczas gdy idę otworzyć bramę, próbuje sobie przypomnieć co było powodem naszego konfliktu. Co to było? No tak, truskawka!
Wiele lat temu, kiedy dopiero co pobraliśmy się z Władkiem, byłam bardzo bojaźliwą młodą dziewczyną. Mieszkałam w małym miasteczku, można nawet powiedzieć, że na wsi. Ale mój mąż i cała jego rodzina pochodzą ze stolicy.
Zawsze ceniłam w ludziach prostotę i szczerość, gdyż tak wychowali mnie rodzice. Ale Władek ostrzegał mnie, że z takim podejściem nie da się osiągnąć sukcesu w życiu, ponieważ zawsze trzeba mieć się na baczności i potrafić stanąć w swojej obronie.
Rozumiałam go, ale nie brałam jego słów na poważnie. Po co komplikować sobie życie i ciągle kogoś podejrzewać? Nasze życie wcale nie jest podobne do powieści szpiegowskiej. Lepiej po prostu być sobą i nie zawracać sobie tym głowy.
W tym czasie mieszkaliśmy w mieszkaniu mojego męża i niedawno kupiliśmy działkę. Sąsiadowała ona z działką należącą do krewnych Władka. Tak, obok była działka Marysi.
Oczywiście, lepiej się znałam na wiejskim życiu niż Władek. Jeśli chodzi o małżonka, to pozwalał mi robić wszystko, co chciałam. Bardzo podobało nam się wspólne spędzanie czasu, zwłaszcza że nie zmuszałam go do ciężkiej pracy w ogródku. Grill, czyste powietrze i piękny krajobraz, jeśli jest na to czas i ochota. Jak mogłoby się to komuś nie podobać?
Pewnego razu wpadłam na pomysł, żeby połączyć przyjemne z pożytecznym. Chciałam lepiej poznać szwagierkę i jednocześnie poprosić ją o sadzonki truskawek. Zauważyłam, że mają tego sporo, więc miałam doskonały pretekst do rozpoczęcia rozmowy.
Zrobiłam bułeczki i poszłam do sąsiadki. Okazało się jednak, że Marysia ma własne poglądy na temat dobrych stosunków między sąsiadami. Nie chciała podzielić się ze mną sadzonkami, tłumacząc się tym, że obiecała już wcześniej innej sąsiadce. Ale podczas rozmowy ze mną była na tyle arogancka, że czułam się nieswojo, niczym służąca.
Zostawiłam bułeczki na stole, zapominając nawet zabrać duży, piękny talerz. Byłam tak zażenowana, że popędziłam prosto do domu i zabrałam się za porządki. Kiedy mąż zapytał mnie, co się stało, nic nie powiedziałam. Czułam się, jakbym zrobiła coś haniebnego.
Ale następnego dnia szwagierka doprowadziła do tego, że zaczęłam się rumienić. Moja szwagierka zaprosiła nas na grilla. Wieczorem tego samego dnia, w obecności mojego męża, teściowej i teścia oraz kilku jej znajomych, Marysia zaczęła opowiadać o sytuacji, która się wydarzyła poprzedniego dnia.
Wspomniała o „przypalonych” bułeczkach i o tym, że zapomniałam zabrać talerz, który mi od razu w sumie oddała. Nie wiem do końca dlaczego tak się zachowała, być może nabijała się ze mnie ze względu na to, że nie spodobałam się jej od samego początku.
Ale po tym wydarzeniu nie chciałam utrzymywać z nią kontaktu, przy czym mój mąż mnie wspierał. Po kilku latach sprzedaliśmy mieszkanie, działkę i przeprowadziliśmy się. Czuję się komfortowo i spokojnie. Co więcej, nasze dzieci w pełni mnie wspierają.
Ale wracając do Marysi. Okazało się, że po tylu latach przyszła do nas nie bez powodu. Nieszczery uśmiech i mnóstwo nowych zmarszczek, widocznych nawet przez okulary, trochę mnie ucieszyły. Ale przyjechała do nas po to, by prosić o pomoc.
Po rozwodzie nie udało jej się znaleźć odpowiedniego mężczyzny, jeśli chodzi o pracę, to niezbyt dobrze sobie radziła. Pieniądze się kończyły i nie było nikogo, kto mógłby jej pomóc.
Więc teraz, pokonując swoją dumę, przyszła do brata. Władek, po tej całej historii z truskawkami, również na nią się obraził. Ale przyjął ją i, oczywiście w mojej obecności, wysłuchał jej historii od początku do końca. Obiecał pomóc, prosząc tylko o kilka dni na załatwienie wszystkich formalności z bankiem.
Zaraz po tym, jak jego siostra wyszła, mój mąż podszedł do mnie i powiedział, że pomimo tego, że łączą ich więzy rodzinne, nie da siostrze ani grosza, jeśli nie zgodzę się na to. Wiem, że wcale nie żartował.
Minęło już tyle lat, ale wciąż pamiętam o tym, kiedy zostałam publicznie wyśmiana. Teraz, gdy Marysia jest całkowicie zależna ode mnie, jestem bardziej skłonna rozwiązać tę sytuację pokojowo. W tym wieku nic nie da się zrobić, by Marysia się zmieniła. Czy jest sens komplikować jej życie, skoro i tak jest już nieszczęśliwa?
Zamierzam porozmawiać z mężem jutro wieczorem. Nadal jednak nie jestem do końca pewna swojej decyzji. Być może będzie ciągle wracać, ponieważ wciąż nie nauczyła się, jak należy zarabiać na życie. Czy nie lepiej byłoby odmówić pomocy właśnie teraz, żeby potem nie żałować swojej decyzji? Nie mam pojęcia.
Główne zdjęcie: storytail