Od dzieciństwa mój tata zawsze uczył mnie dotrzymywania słowa danego innym. A ja wzięłam to sobie głęboko do serca. Nie chcę się chwalić, ale jedną z moich ulubionych cech charakteru jest szczerość.

Tak się składa, że wymagam od innych ludzi, aby byli ze mną tak szczerzy, jak to tylko możliwe. Nic na to nie poradzę, tak mnie wychowano.

Mój mąż na początku nie rozumiał moich zasad. Myślał, że zawsze można się jakoś dogadać. Milczeć, nie mówić czegoś, jeśli oczywiście przyniesie to jakieś korzyści. Tak go wychowali.

Ale po jakimś czasie zauważyłam, że powoli zaczął się zmieniać. Kocham go za to. Skoro mój mężczyzna wyszedł mi naprzeciw z tak ważną rzeczą, jaką jest szczerość, to zdecydowanie mnie kocha.

A teraz opowiem trochę o jego wychowaniu. A dokładniej o kimś, kto się tym zajmował. Poznajcie Panią Anitę. Moją teściową. Bardzo inteligentna kobieta, poliglotka.

Podróżowała praktycznie po całym świecie. W wielu miejscach była i zawsze ma jakąś historię do opowiedzenia.

Bardzo miła rozmówczyni i kochająca matka. To ona, swoją drogą, nalegała, aby Szymon został architektem. Dostrzegła w nim potencjał już we wczesnym dzieciństwie.

Niemniej jednak Anita ma jedną poważną wadę: nie zna wartości swoich słów. A to, niestety, doprowadziło ją do pewnej sytuacji. Ale o tym opowiem później.

Jakieś 15 lat temu, może trochę więcej, moja teściowa wyjechała do pracy za granicę. Została zaproszona do pracy jako tłumacz, na co chętnie przystała.

Jej pracodawca, starszy pan, nie szczędził wydatków i zawsze pozwalał jej wyjechać na wakacje. Łączyła ich pełna zaufania relacja, podejrzewam nawet, że był tam też powiew romansu.

Tak czy inaczej, to nie ma znaczenia. Pierwszy raz zobaczyłam ją w dniu naszego ślubu z Szymonem. Wydawała mi się trochę arogancka, ale bardzo żywiołowa. Dużo żartowała, śmiała się, ale zawsze przechodziła do innego tematu, jeśli widziała, że ktoś z obecnych za nią nie nadąża.

I była raczej zimna dla swojego syna. W ich rozmowach nie było czułości mamy. Nie było też łez podczas uroczystej części. Widać było, że jest silną kobietą z własnymi poglądami na życie.

Kilka dni przed kolejnym wyjazdem błagała nas, abyśmy zaopiekowali się jej mamą, babcią Szymona. Staruszka była głucha na jedno ucho, ale nie traciła ducha.

Teściowa bardzo ją kochała i bała się, że w przyszłości już nigdy się nie zobaczą. W tajemnicy obiecała nam mieszkanie babci, jeśli zapewnimy jej godną starość. W tamtym czasie nie mieliśmy dzieci.

Oczywiście zgodziliśmy się. Wierzcie lub nie, wcale nie chodziło o mieszkanie. Po prostu naszym obowiązkiem było zaopiekować się babcią przez jakiś czas.

A ona nie prosiła o wiele. Siadała sobie na ławce z koleżankami i oglądała wszystko dookoła. Może nie brzmi jak interesujące zajęcie, ale towarzystwo zawsze poprawiało jej humor.

Było mi naprawdę smutno, kiedy odeszła. Zapłaciliśmy za wszystkie uroczystości pogrzebowe. Moja teściowa powiedziała tylko, że jest jej przykro, ale nie może teraz przyjechać. Ma dużo pracy, a szefowie nie chcą pozwolić jej na urlop.

Podziękowała nam za naszą pracę i na tym się skończyło. Do tego czasu dowiedziałam się, że jestem w ciąży i szczerze mówiąc, nie przejęłam się tym jakoś mocno. Byłam trochę przestraszona, bo to pierwsza ciąża.

Kilka miesięcy później, po różnego rodzaju analizach i testach, okazało się, że będę miała bliźniaki. Z jeden strony super. Dwoje dzieci na raz, dwa razy więcej szczęścia.

Ale po trzeźwym spojrzeniu na sytuację zdajesz sobie sprawę, że poród na pewno będzie ciężki. To także cios dla rodzinnego budżetu, dwa razy więcej obowiązków. No i najważniejsze - potrzebne jest miejsce. Nasze mieszkanie będzie teraz dla nas za małe.

Wtedy postanowiłam porozmawiać z mężem, przypominając mu o obietnicy teściowej. Szymon zgodził się ze mną, ale poprosił o odłożenie tej rozmowy na później.

Jego mama miała wtedy własne problemy, a nam się nie spieszyło. Kiedy dzieci będą jeszcze małe, nie będziemy potrzebować Bóg wie, ile miejsca. Ale kiedy podrosną, dodatkowy pokój bardzo się przyda. Przeprowadzka będzie konieczna.

Ku mojej wielkiej radości, poród przebiegł bardzo łatwo. Lekarze nawet chwalili mnie za cierpliwość i spokój. Ale ja sama, szczerze mówiąc, prawie nic nie pamiętam. Chociaż może to nawet lepiej.

Szymon wpadł w szał kupowania, wszystko przyniósł ze sklepu, niekończące się pieluchy, mleko modyfikowane, ubrania dla niemowląt i inne rzeczy. Chciał nawet wcześniej zadzwonić do mamy, ale nie musiał. Ona sama zadzwoniła do nas pierwsza.

Przez telefon Anita krótko pogratulowała nam wnuków, życzyła szczęścia i miłości. A potem uraczyła nas wspaniałą wiadomością. Okazało się, że postanowiła wyjść za mąż. I to nie za byle kogo, ale syna swojego szefa, teraz już byłego szefa.

Okazuje się, że przez długi czas ukrywali swoje uczucia, ale teraz już nic ich nie powstrzyma. A zresztą, kogo to obchodzi, skoro miłość nie zna wieku?

I jeszcze jedna wiadomość. Zamierzają tu zamieszkać. Była zmęczona ciągłymi przeprowadzkami tam i z powrotem.

Teściowa postanowiła sprzedać dawne mieszkanie matki, by przygotować własne lokum na przyjazd jej i narzeczonego. Tak, pamiętała o swojej obietnicy, ale ze względu na okoliczności postanowiła zrobić coś innego.

Przywiezie mi wspaniały wisiorek i parę kolczyków z prawdziwego arabskiego złota. A dla Szymona ma piękny zegarek. No i jeszcze dla bliźniaków trochę pieniędzy. Ale uwierzcie, że to była śmieszna kwota.

Jak już mówiłam, nie znoszę kłamstwa i hipokryzji. Od razu zorientowałam się, że teściowa wcale nie żartuje, więc z mieszkania dla mnie i Szymona nici. Byliśmy zdani sami na siebie.

W milczeniu odłożyłam więc słuchawkę. Wieczorem tego samego dnia, po omówieniu wszystkiego z mężem, doszliśmy do jednej wspólnej opinii bez kłótni.

Po prostu postanowiliśmy zaakceptować fakt, że Anita już dla nas nie istnieje. Mój mąż poparł moją decyzję i powiedział, że zablokuje jej numer telefonu.

Ta decyzja nie dała mi żadnej moralnej satysfakcji, ale jedno wiedziałam na pewno. Ludzi, którzy nie potrafią dotrzymać danego słowa, zwłaszcza najbliżej rodzinie trzeba po prostu usunąć ze swojego życia.

Wiem, że tak należy postąpić. Zwłaszcza, że wydaje mi się, że ta wiadomość w żaden sposób jej nie zdenerwuje, a wręcz przeciwnie, tylko ją uszczęśliwi.

Główne zdjęcie: str