Kiedy dwadzieścia lat temu moja najlepsza przyjaciółka zaproponowała mi wyjazd z nią do pracy, nawet nie zdawałam sobie sprawy, jak długo ta praca potrwa. Wtedy miałam 35 lat, czułam się młoda i pełna energii, ale brakowało mi pieniędzy.

Dopiero co rozwiodłam się z pijącym mężem, który miał skłonności do przemocy. Więc razem z moją małą córką Kasią zostałyśmy tylko z niekończącymi się długami. Na szczęście mama zgodziła się pomóc. Mieszkała poza miastem w starym, ale zadbanym domu. Prowadziła gospodarstwo: kurczaki, gęsi i kilka kóz.

Ogród dawał dodatkowy dochód. Było to skromne, ale przynajmniej mogła zadbać o swoją wnuczkę, za co jestem jej bardzo wdzięczna. Upewniwszy się, że dwie najważniejsze osoby w moim życiu nie znikną, wyruszyłam w podróż z Żanetą. W tamtych czasach wcale nie tak łatwo było złapać kontakt z domem. Rozmowy wideo były bardzo drogie, a o jakości już nie wspomnę.

Początek pracy był bardzo trudny. Chciałam jakoś oderwać się od myśli o mamie i córce. Moja pierwsza praca była dość monotonna. Razem z koleżanką zostałyśmy przydzielone do zmywania naczyń w dużej restauracji.

Oczywiście wszystko było profesjonalne, ja miałam rękawiczki, więc moje ręce za bardzo nie ucierpiały. Ale stanie na nogach przez cały dzień w jednej pozycji samo w sobie było już trudne. Po kilku tygodniach udało mi się zamienić kilka słów z mamą.

Wszystko u nich było w porządku, więc uspokoiłam się. A gdy mnie przeniesiono na kuchnię, byłam prawie szczęśliwa. Skończyłam technikum gastronomiczne, więc mogłam siedzieć i obierać warzywa. Praca nie była zbyt prestiżowa, ale była o wiele lepsza i łatwiejsza niż mycie nieskończonych gór talerzy.

Przepracowałam tam ponad pięć lat. Dacie wiarę? Ale pozwoliło mi to zadomowić się w tym kraju, wynająć mieszkanie i korzystać z internetu, który wtedy nie był tak rozwinięty jak teraz. To oszczędziło mi wiele nerwów. Mogłam widywać moją córkę, mamę i dowiedzieć się, jak się mają.

Czas płynął, a wszystko wokół zmieniało się. Zmieniłam kilka miejsc pracy, znalazłam nawet coś, co mnie interesowało. Zaczęłam wysyłać pieniądze do domu, wierząc, że nie ma powodu, by oszczędzać je za granicą. Część zostawiały sobie razem z Kasią na życie, a część odkładały na zakup mieszkania. Marzył mi się duży dom, żebyśmy mogli wszyscy mieszkać razem.

Ale nie wszystko szło gładko, i zaczęłam zauważać, że moja córka dorasta, a mama zaczyna się starzeć. Zaczęły się kłótnie i sprzeczki. Kasia nie mogła zrozumieć mojej mamy, która była znacznie starsza. A mama trzymała się swoich zasad i przekonań. Była zaniepokojona i nieufna wobec narzeczonego wnuczki. A moja córka była bardzo poważnie nastawiona.

Po ślubie, na którym nie byłam, postanowiliśmy kupić dom, który nam się podobał. Pieniędzy nie wystarczyło na całą kwotę, więc młodzi i tak musieli zaciągnąć kredyt. Dla mnie jednak nic to nie zmieniło i nadal pracowałam z dala od rodziny. Półtora tygodnia temu rozmawiałam z mamą o różnych rzeczach, a potem wspomniała, że musi mi coś powiedzieć.

Moja córka, jej mąż i mama mieszkali w domu, który kupili za moje oszczędności. Wszystko było tak, jak sobie zaplanowałam. Jak się jednak okazało, nie znałam wszystkich szczegółów. Moja córka i zięć zaczęli aktywnie remontować pierwsze piętro.

Kupowali meble, malowali ściany - wszystko według własnego uznania. Ale na parterze, gdzie mieszkała moja mama, wszystko było jak przed zakupem. Jest osobą starszą, ma ponad 80 lat. Nie znosi wilgoci.

Powiedziała, że chyba będzie jej łatwiej przeprowadzić się z powrotem do swojego starego domu i nie przeszkadzać młodym ludziom. Oni i tak mają własne życie, a mama byłaby dla nich tylko ciężarem. Wyobraźcie sobie moje zdziwienie.

Każde piętro domu, który kupiłam, ma własną łazienkę i toaletę. To w zasadzie dwa mieszkania, jedno nad drugim, wiecie jak kiedyś budowali. Babcia na pewno nikomu nie przeszkadza. Dlaczego więc nie robią remontu też babci i myślą tylko o sobie?

Następnego dnia skontaktowałam się z córką i zięciem. Chciałam poznać ich stronę. Wzruszyli tylko ramionami i powiedzieli, że najpierw sami chcą zrobić remont, bo doskonale wiedzą, jak wszystko urządzić. Moja babcia i ja pewnie miałyśmy swoje gusta.

Więc czekali, aż przyjadę. Niby tak, ale swoje pierwsze piętro robili przecież całkowicie na mój koszt. Zięć już jest z tego pokolenia, które idzie po łebkach i nie chce mu się starać o dodatkowy grosz.

Od tego momentu zaczęłam się denerwować. Nie mogę ani spać, ani jeść. W pracy cały czas myślę o mamie. Jak ona sobie poradzi w starym domu? Teraz chcę po prostu wrócić. Do własnego domu, który sama kupiłam. Muszę wyremontować parter i zamieszkać z moją starszą mamą.

A kredyt niech młodzi sami spłacają. Przecież chodzą do pracy. Muszą mieć jakieś oszczędności. O dzieciach nawet nie myślą, więc mają tylko dodatkowe pieniądze na osobiste wydatki. Czas z tym skończyć.

Zdałam sobie sprawę, w co zamieniłam moją córkę. Jaką opiekę byłaby w stanie mi zapewnić, gdyby, nie daj Boże, stało się coś złego? Przecież przez większość życia mieszkała z babcią. A teraz tak ją traktuje.

Nigdy nie myślałam, że do tego dojdzie, ale od teraz nie dam jej ani grosza. Jest dorosłą kobietą, w dodatku ma męża. Niech spróbują stanąć na własnych nogach. A ja zabiorę mamę na wakacje. Mam tyle odłożone, że starczy nam na długo.

Główne zdjęcie: youtube