Nie rozumiem, dlaczego córka i jej mąż zdecydowali się teraz na dziecko. To oczywiste, że rodzicom na nim nie zależy, oboje aktywnie robią karierę. Nie kłócę się, praca jest ważna, a jeśli robi się jeszcze coś dobrego dla społeczeństwa to nie należy przestawać. Ale moje pytanie nadal pozostaje - po co rodzić dziecko, skoro nie ma się na nie czasu?
Całe wychowanie jest na głowie niani, oni sami widzą dziecko tylko rano i wieczorem, jak już czas spać. Czasem raz w miesiącu uda im się wziąć dodatkowe wolne, ale co to zmienia. I sami nie są zaangażowani w wychowanie i nie chcą go przywieźć do mnie, chociaż byłoby znacznie lepiej, gdyby dziecko dorastało przynajmniej z babcią, a nie z zupełnie obcą osobą.
Mama zięcia nie ma nic przeciwko, natychmiast odmówiła jakiejkolwiek pomocy przy dziecku, nawet gdy Aniela była w ciąży. Powiedziała, że jej stan zdrowia nie pozwala na opiekę nad dzieckiem, a ona już swoje wychowała, więc nie mogą na nią liczyć.
I nie liczyli na nią. Zarówno córka, jak i zięć zarabiają normalnie, więc mogli sobie pozwolić na zatrudnienie niani, która jest z dzieckiem niemal przez całą dobę. Ich życie kręci się wokół pracy i wspinaniu się po szczeblach kariery. Ale nie mają czasu na nic innego w swoim życiu.
Mieszkanie kupił pośrednik, remont zrobili pod okiem projektanta, sprzątaniem i gotowaniem zajmuje się osobna osoba, a z dzieckiem jest niania. Nie podoba mi się ten cały wyścig szczurów. Jaki jest sens w takim życiu, kiedy wszystko co najważniejsze przemija? Ich rodzinne gniazdo bardziej przypomina jakieś hotelowe apartamenty, gdzie wszystko wydaje się piękne, ale nie ma duszy.
Z dzieckiem siedzi niania, która opowiadała o pierwszym kroku, zębie, słowie, sami rodzice nic z tego nie zobaczyli. Prawie nigdy nie widzą dziecka, kiedy nie śpi. Kiedy moja córka zaszła w ciążę, byłam szczęśliwa, myślałam, że chociaż trochę zwolni tempo. W końcu macierzyństwo zmienia kobietę.
Ale tak się nie stało. Moja córka pracowała do ostatka, mało brakowało, a ze spotkania przewieźliby ją na porodówkę, nawet skurcze przeczekała z laptopem. A potem przez miesiąc odpoczywała i zaczęła jeździć do pracy.
Gdy tylko wnuk skończył cztery miesiące, oddała dziecko niani, a sama znów zaczęła pracować. Próbowałam jej powiedzieć, że wiele traci, zamieniając dzieciństwo własnego dziecka na pracę, a w odpowiedzi usłyszałam, że wszystko, co robi, robi dla dziecka.
- Wiesz, ile kosztują normalne zajęcia ogólnorozwojowe? A dobry lekarz? Wykształcenie? Ja wiem, dlatego mój mąż i ja wylewamy siódme poty. Chcemy, żeby nasze dziecko miało wszystko!
Najwyraźniej to dziecko będzie miało wszystko oprócz swoich rodziców. Już teraz jest bardziej przywiązany do niani niż do własnej matki. Oczywiście jest tam profesjonalistka, nic nie mówię, ale to obca kobieta.
Ja sama mieszkam w innym mieście, też jeszcze pracuję, ale gdyby córka pozwoliła mi zabrać wnuka, natychmiast rzuciłabym pracę, emeryturę już wypracowałam. Chętnie zaopiekowałabym się wnukiem, zdrowie mi jeszcze na to pozwala. Czytałabym mu książki, zabierała do parku, gotowała kaszki, wychowałabym go bez żadnych zajęć dodatkowych.
Ale moja córka i zięć są temu przeciwni. Uważają, że lepiej powierzyć to wszystko profesjonaliście, a ja mam prawo odwiedzać dziecko, przychodzić, kiedy chcę, ale to wszystko. Serce mi krwawi, gdy pomyślę, że mój jedyny wnuk dorasta jak w internacie.
Jestem pewna, że zarówno moja córka, jak i zięć będą żałować swojej decyzji, ale czasu nie cofną. Teraz myślę, żeby przejść na emeryturę, sprzedać mieszkanie tutaj i kupić blisko młodych.
Niech mój wnuk ma chociaż jedną bratnią duszę w pobliżu, skoro rodzice nie mają dla niego czasu.
Główne zdjęcie: planet