Ostatnio moja jedyna córka Zosia skarciła mnie za to, że nie daję jej pieniędzy. Chodzi o to, że teściowie ciągle im pomagają finansowo. Ale jak można porównywać mnie, starą emerytkę i 40-letnich biznesmenów?
Urodziłam Zosię dość późno - w wieku 45 lat. Przez długi czas staraliśmy się z mężem o dziecko, ale wszystkie nasze starania nie przynosiły rezultatów. Czekała na nas niespodzianka. Kiedy urodziła się nasza córka, staraliśmy się otoczyć ją ciepłem i troską, kupowaliśmy jej wszystko co najlepsze, na co było nas stać.
Niestety, mój mąż zmarł bardzo wcześnie. Tamtego roku Zosia poszła do pierwszej klasy. Zostałam zupełnie sama z dzieckiem i musiałam pracować do późna. Kiedy córka skończyła szkołę, byłam już emerytką.
Jednak miałam szczęście z Zosią. Nigdy nie prosiła mnie o drogą biżuterię, sukienki czy zabawki. Zawsze była zadowolona z tego, co miała. Przynajmniej tak mi się wydawało. Zosia zaczęła studiować i pracować dorywczo w restauracji jako kelnerka. Właśnie tam poznała swojego przyszłego męża.
Adrian był oczywiście dżentelmenem. Czekał na Zosię z bukietem róż przed otwarciem restauracji, dawał jej drogie prezenty i zapraszał na romantyczne randki. Moja córka rozkwitła, a wkrótce wyszła za mąż.
W przeddzień uroczystości w końcu przekonałam się o tym, jak bogaty jest mój przyszły zięć. Jego rodzice byli właścicielami sklepów budowlanych w całym kraju i mogli sobie pozwolić na wiele rzeczy.
Dali młodej parze samochód, a na weselu oznajmili, że gdy urodzi im się wnuk lub wnuczka, podarują im również mieszkanie. Szczerze mówiąc, byłam wtedy zaskoczona. Za swoją emeryturę mogłam kupić jedynie wózek dla dziecka. Byłam spokojna, że moja córka wiedzie dostatnie życie. Czego jeszcze potrzeba?
Dwa lata później urodziła im się córka Asieńka. Swatowie rzeczywiście dali młodym rodzicom w prezencie mieszkanie. Po jakimś czasie Adrian powiedział, że chciałby mieć co najmniej trójkę dzieci, więc w mieszkaniu będzie za ciasno.
W rezultacie zięć kupił działkę poza miastem i rozpoczął budowę dwupiętrowego domu. Swatowie znowu postanowili im pomóc. Po tym, jak został wykonany fundament pod dom, przyjechała do mnie córka. Wyglądała na zmartwioną.
- Mamo, mogłabyś dać nam trochę pieniędzy? Budowa domu kosztuje więcej, niż przypuszczaliśmy. Chcę przerobić kilka rzeczy w jadalni, ale wstydzę się poprosić rodziców Adriana o pieniądze - powiedziała Zosia.
- Córeczko, przecież wiesz że nie mam zbyt dużo pieniędzy. Proszę, weź 20 000 zł. To wszystko, co mam - powiedziałam i podeszłam do komody.
Ale wtedy Zosia prychnęła z niezadowoleniem, wstała z krzesła i zaczęła krzyczeć:
- Żartujesz sobie, prawda? Co można kupić za 20 tysięcy?! Teściowie zapłacili za nasz ślub, kupili nam samochód i mieszkanie, dali pieniądze na budowę domu... a ty? Co zrobiłaś, żeby nam pomóc? Czuję się jak sierota! Wstydzę się spojrzeć rodzicom Adriana w oczy!
Zosia była wściekła, więc wybiegła z mieszkania.
Myślałam, że się uspokoi i zrozumie, że nie warto porównywać możliwości biznesmenów i emerytki. Ale moja córka nie odzywa się od miesiąca. Czy pieniądze są ważniejsze niż własna matka? Nie chce mi się wierzyć, że moja córka, której poświęciłam całe swoje zdrowie i siły, zapomni o mnie na starość.
Główne zdjęcie: planet