Nasze relacje z mamą bywały różne. Kiedy się urodziłem rodzice już byli po czterdziestce. Myślę, że ta różnica wieku zebrała swoje żniwo.

Jak tylko miałem okazję wyjechać, zrobiłem to. Życie z rówieśnikami bardziej mnie pociągało, a nie chciałem być ciężarem dla starzejących się rodziców.

Nie mogę powiedzieć, że mieliśmy z mamą złe relacje, nie. Wręcz przeciwnie, odnosiła się do mnie z wielkim szacunkiem, ale lubiła postawić na swoim, a jej presja nie zawsze mi odpowiadała.

Odległość oddaliła nas od siebie jeszcze bardziej. Czasami do siebie dzwoniliśmy. Aż w końcu nadeszło nieuniknione - tata zmarł, a mama została sama.

Zostałem z nią przez miesiąc, żeby nie zostawiać jej samej. Dobrze, że przez jakiś czas mogłem pracować zdalnie.

Dziwnie było patrzeć na nią, starszą, upiornie błąkającą się po pustym domu. Bardzo ciężko przeżywała stratę ojca, w końcu byli razem prawie sześćdziesiąt lat.

Porozmawiałem ze swoją rodziną i wszyscy razem podjęliśmy decyzję o zabraniu mamy do nas. Zostawienie jej tak daleko, w pustym domu nie wchodziło w grę. Rozmawiałem z nią, uspokajałem ją.

Na początku nie chciała się przeprowadzać, ale potem zgodziła się. Teraz zdaję sobie sprawę, że po prostu chciała nas zadowolić. Żebyśmy się nie martwili.

Dom został sprzedany bardzo szybko, moja najstarsza córka Maria akurat wyjechała na studia, więc ulokowaliśmy mamę w jej pokoju.

Wszystko ułożyło się dobrze, gdzie by tu mogły być problemy? Jednak mama to wszystko bardzo przeżyła. Tęsknota za domem nie ustępowała i stała się rozdrażniona.

Rozumiem, że chciała jak najlepiej, ale nie zdawała sobie sprawy, jak dotkliwy będzie żal po stracie. Ja też nie.

Wkrótce moja matka zaczęła czuć się tak, jakby ktoś zabrał jej dom, a teraz siłą ją tu trzymał. Zaczęła narzekać, że jej rzeczy znikają, obwiniając moją żonę, moje dzieci i mnie.

Powiedziała, że zabrałem jej dom i teraz musi siedzieć w swoim pokoju jak w więzieniu. Na początku nie zwracaliśmy na to uwagi, ale później zaczęły się prawdziwe awantury.

Specjaliści ze smutkiem informowali nas, że mamy do czynienia z nieodwracalnymi procesami i prawdopodobnie mama nadal będzie się tak zachowywać. I tak by się stało, nawet gdybyśmy jej nie zabrali i nie sprzedali domu.

Wręcz przeciwnie, chwała nam za to, że jesteśmy tacy troskliwi. Wiele osób rezygnuje z opieki. Ale czasu nie dało się zatrzymać. Sytuacja pogarszała się z dnia na dzień.

Oczywiście nie ograniczałem mamy i nie zamykałem jej. Pewnego dnia, kiedy wszyscy byliśmy w pracy, wyszła z mieszkania na podwórko i zaczęła wzywać pomoc.

Kim był przestępca, przed którym musiała się bronić? Ja, jej własny syn. Oskarżyła mnie, że źle ją traktuję, zabieram jej emeryturę i wszystko jej kradnę.

Nie trzeba było długo czekać na przybycie służb, musieliśmy się z nimi uporać, pokazać im warunki, w jakich żyje moja matka, pokazać im dokumenty, że wszystkie jej pieniądze i emerytura są na miejscu i że jest w pełni przez nas utrzymywana.

Panowie powiedzieli nam wprost: „Trzeba zastanowić się nad domem opieki, mamy teraz wolne miejsca. Dajcie mamie szansę i sami żyjcie normalnie".

Ze wstydem zgodziłem się i kilka dni później moja mama pojechała do domu opieki. Patrzyła na mnie tęsknym wzrokiem, a w jej oczach można było wyczytać zdradę.

Strasznie bolało mnie serce i powiedziałem personelowi, że zmieniłem zdanie. Kobieta, która była z nimi, kazała mi zadzwonić rano, aby powiadomić ich o mojej ostatecznej decyzji.

Rano przyjechali ponownie. Aby zabrać moją mamę - w nocy, kiedy wszyscy poszli spać, zadzwoniła na alarmowy, informując ich, że właśnie ją mordują.

Nie da się opisać uczucia, kiedy w środku nocy do mieszkania ładują się uzbrojeni policjanci, a potem jeszcze musisz się przed nimi tłumaczyć.

Od tego czasu minął miesiąc. Mama mieszka w domu opieki i nie chce się kontaktować. Cała jej emerytura jest przeznaczana na utrzymanie.

Nie mówię jej, że jeszcze do tego dokładam, zresztą nie miałbym jak. Wygląda na to, że zaprzyjaźniła się tam z kimś. Nie chce mnie widzieć i nadal uważa, że to wszystko moja wina.

Główne zdjęcie: planet