Kobieta gotowa się poświęcić, by jej jedyne dziecko było szczęśliwe. Nie śpi w nocy, gdy dziecko dorasta. Przedwcześnie siwieje, gdy dziecko staje się nastolatkiem. Stara się nie płakać, gdy dziecko staje się niezależne. Całkowicie to rozumiem, gdyż sama należę do takich kobiet. Ale ostatnio postanowiłam trochę zwolnić i zacząć żyć dla siebie.

Zwłaszcza, że Roman ma już 31 lat i myślę, że nadszedł czas, aby zaczął mi trochę pomagać. Mój syn ożenił się 8 lat temu i w tym dniu byłam naprawdę szczęśliwa. Razem ze swatami opłaciliśmy wesele, więc mój prezent dla młodej pary był można powiedzieć symboliczny. Dałam im pieniądze w kopercie na zakup jakiegoś sprzętu czy czegoś innego.

Nie wiem na co wydali pieniądze, ale nie ma to dla mnie znaczenia. Niech sami podejmują decyzje. Nowożeńcy wynajmowali mieszkanie, w którym mieszkali już od jakiegoś czasu. Wynajmowali dwupokojowe mieszkanie w ładnej dzielnicy.

Podobało mi się, że stać ich było na osobne mieszkanie, ponieważ słyszałam o wielu przypadkach, w których inne pary nie mogły sobie na to pozwolić. Musiały radzić sobie z tym problemem.

Jednak po kilku latach syn zaczął mieć problemy finansowe, więc nie mogli sobie poradzić z rachunkami. Wtedy syn zwrócił się do mnie o pomoc. Chodzi o to, że mój dochód pasywny polegał na wynajmowaniu innego mieszkania, które odziedziczyłam po śmierci ojca mojego byłego męża.

Wynajmowałam je samotnemu mężczyźnie, który płacił czynsz co miesiąc, nie urządzał imprez i nigdy nie zgłaszał mi żadnych pretensji dotyczących naprawy jakiegokolwiek sprzętu, sąsiadów czy podwyżek czynszu. Wspaniały lokator. Choć szkoda mi było rezygnować z dodatkowego źródła dochodu, po krótkim namyśle zgodziłam się pomóc synowi. Szczególnie, że dowiedziałam się, że synowa jest w ciąży.

Co prawda przez jakiś czas nie będę mogła jeść mojej ulubionej ryby i owoców morza, ale chodzi o syna. Jego rodzinie trzeba pomóc wszelkimi możliwymi sposobami. Ponadto jego żona zaczęła mnie traktować o wiele lepiej. Zawsze zapraszała do siebie, pytała o radę.

Ale minęły trzy lata i zdałam sobie sprawę, że wpadłam w pułapkę dobrych relacji. Kiedy wypadałoby powiedzieć gościom, że najwyższy czas się wyprowadzić z mieszkania, wciąż nie mogłam się zmusić, aby to zrobić.

Mój syn miał się dobrze, zaczął zarabiać tak jak wcześniej, a może nawet trochę więcej. Zauważyłam, że przytyłam, mam duszności. Myślicie, że to z powodu dobrego życia? Nie. To z powodu gorszej jakości jedzenia, które sprawia, że szybko tyjesz, ponieważ nadmiernie spożywasz węglowodany.

Nie mogę znieść takiej sytuacji. Nie cierpię tego, że ciągle jestem senna i mam uczucie ciężkości w żołądku. Postanowiłam działać. Pewnego razu zapytałam syna, kiedy zamierza poszukać nowego mieszkania. W końcu moje mieszkanie jest daleko od jego pracy, a teraz jest pewnie mnóstwo dostępnych ofert, które przypadną do gustu każdemu.

Ale on, wbrew moim oczekiwaniom, postanowił sobie z tego zażartować. Synowa skomentowała, że dziecko jest jeszcze za małe i dlatego potrzebują trochę więcej czasu. Na co szybko odparłam, że matka zawsze będzie traktować własne dziecko w ten sposób. Nowe mieszkanie można było znaleźć niedaleko przedszkola.

Nie było nic dziwnego w tym, że dalsza rozmowa nie przebiegła pomyślnie. Od początku zdawałam sobie z tego sprawę, ale cóż poradzić, skoro im, młodym ludziom, jest ciężko, to jakie ja, emerytka, mam szanse na normalne życie? Zauważyłam, że ich rodzina nigdy nie przyniosła mi jedzenia ani nie pomogła finansowo. Ile straciłam przez te lata? No właśnie.

Ale nikt nie chciał mnie słuchać. Po prostu zamilkli, ale na sam koniec obiecali, że przemyślą to, co powiedziałam. Tydzień później swatowie dali o sobie znać. Zaprosili na przyjęcie urodzinowe swojego krewnego, którego widziałam tylko raz, na ślubie mojego syna. Przynajmniej tak twierdzą swatowie, gdyż nie pamiętam tej osoby.

Chciałam odmówić, tłumacząc się brakiem pieniędzy na prezent, ale swatowie powiedzieli, że prezenty nie są potrzebne, wystarczy że przyjdę. Zgodziłam się więc, skoro mnie zapraszają. W końcu jesteśmy rodziną.

Na przyjęciu urodzinowym doszło do następującej sytuacji. Cała uwaga była skupiona na mnie. Jak się pewnie domyślacie, dyskutowali o mojej decyzji „odebrania mieszkania młodej rodzinie”. Powiedzieli to tylko raz, ale to w zupełności było wystarczające. Jak kobieta w moim wieku może zachowywać się w tak okropny sposób wobec własnego dziecka i wnuka?

Czy pieniądze są najważniejsze? Czy moje komfortowe życie jest ważniejsze niż to, żeby młoda matka z dzieckiem i ciężko pracujący syn prowadzili godne życie? Przeważnie zadawano mi te pytania.

Co najmniej dziesięć osób wpatrywało się we mnie i najwyraźniej mnie nienawidziło. Mam nadzieję, że swatowie przynajmniej nie okłamali w sprawie urodzin. W każdym razie została podjęta następująca decyzja: syn i synowa zostaną w tamtym mieszkaniu, ale będą płacić czynsz. Mniej więcej połowę tego, co płacą inni w mieście.

Tak naprawdę mniej, niż połowę. Ale od teraz mam prawo zachowywać się jak najemca. Kazać zrobić remont, żądać opłaty czynszu w terminie i tak dalej. W gruncie rzeczy zostałam zmuszona do tego. Co miałam zrobić?

Nie sądzę, by to się udało, gdyż to może sprawić, że pokłócimy się i przestaniemy ze sobą rozmawiać. No cóż, oprócz mnie wszyscy są zadowoleni z tego układu. Tak naprawdę od teraz zamierzam zmienić swoje podejście do syna.

W przypadku, gdy w mieszkaniu coś zostanie zniszczone, będzie musiał za to zapłacić z własnej kieszeni. Czy zdaję sobie sprawę, że po dwóch lub trzech takich sytuacjach nasze relacje się zmienią? Oczywiście. Ale to ich decyzja. Chciałam, żeby było zupełnie inaczej.

Główne zdjęcie: planet