Jesteśmy małżeństwem od 15 lat. Mamy oczywiście dziecko. Nie jesteśmy milionerami, ale udało nam się coś zaoszczędzić. Co prawda życie wygląda teraz tak, że wszystko, co zaoszczędziliśmy, bardzo szybko znika.
Ale robimy wszystko co w naszej mocy, ponieważ musimy pomóc naszej córce zdobyć wykształcenie. Niedawno mama mojego męża, moja teściowa, znowu zachorowała. Choruje od około 6 lat. Oczywiście pomagamy, ale tym razem potrzebna jest droga operacja.
Jest to o tyle skomplikowane, że mój mąż jest jedynym dzieckiem w rodzinie, a jego ojciec już dawno odszedł. Wszystko zaczęło się od tego, że moja teściowa postanowiła otworzyć własny biznes. Sprzedała swoje mieszkanie w centrum miasta, wzięła kilka pożyczek i otworzyła małą kawiarnię.
Wynajęła sobie pokój w pobliżu, gdzie tylko nocowała. W zasadzie cały czas była w pracy. Czynsz w dobrej lokalizacji jest spory, ale zarabiała pieniądze. Postanowiła jednak zainwestować w drogie i wysokiej jakości produkty, aby przychodzili do niej bogaci klienci.
Plan zakładał ekspansję i rozwój biznesu. Cóż, moim zdaniem to świetny plan. Zwłaszcza biorąc pod uwagę, jakim jestem tchórzem: otwarcie czegoś własnego budziło we mnie strach. Dzięki mojemu mężowi, przekonał mnie, że wcale tak nie jest.
Po kilku latach, gdy teściowa zaczęła dobrze zarabiać oraz zyskała stałych klientów, na sąsiedniej ulicy otworzyła się bardzo modna kawiarnia sieciowa. Wszyscy o niej wiedzą, nie ma potrzeby podawać nazwy. Pomimo tego, że korzystali z tańszych produktów, ich popularność przyciągnęła do nich klientów.
Nawet stałych bywalców, którzy pozdrawiali moją teściową na ulicy. Teściowa zbankrutowała. Po opłaceniu czynszu pozostawało naprawdę niewiele, przez co nie można było zakupić towarów. Kawiarnia została zamknięta, a sprzęt został sprzedany. Nie ma mieszkania, nie ma pieniędzy.
Wtedy stan zdrowia mojej teściowej szybko się pogorszył i z energicznej kobiety zmieniła się w schorowaną, nieszczęśliwą osobę. Jak już zdążyliście się zorientować, nadal choruje. Wspomnę o tym ponownie, że niejednokrotnie pomagaliśmy, robiliśmy, co mogliśmy. Teraz chcę opowiedzieć jeszcze o pewnej sytuacji, która wydarzyła się w naszym życiu.
W czasie, gdy jej firma przynosiła zyski, mój mąż został zwolniony z pracy. Byłam wtedy na urlopie macierzyńskim, więc brakowało nam pieniędzy. Do kogo zwróciliśmy się o pomoc? Zgadza się, do mamy mojego męża.
Ale ówczesna bizneswoman od samego początku mówiła, że jakakolwiek pomoc nie wchodzi w grę. Powiedziała, że mój mąż nie jest już małym chłopcem i sam sobie poradzi. Przecież jest głową rodziny. Co z tego, że brakuje pieniędzy na dziecko? Przecież dziecko dostało tyle zabawek, poradzimy sobie.
Wspomniała o tym, że owszem, ma pieniądze. Ale należy je dobrze zainwestować, a nie rozdawać. Zresztą, wcześniej było jeszcze gorzej i nic, udało się jakoś przeżyć. Mój mąż nie lubi wspominać o tamtej sytuacji, ale wtedy po prostu w głowie mu się nie mieściło...
Opiekujemy się nią, robimy wszystko, co w naszej mocy. Opłacamy rachunki za szpital. Ale ta operacja naprawdę sporo kosztuje. Minęło tyle czasu, lecz żadnej poprawy. Nie wiem, co robić. Ale musimy się poświęcić.
Główne zdjęcie: planet