Kilka tygodni temu, około dwudziestej drugiej, zadzwonił do mnie syn. Powiedział, że Karolina, moja synowa, została zabrana karetką do szpitala i nie ma z kim zostawić dziecka. W drodze do szpitala syn zawiózł do mnie siedmiomiesięczne dziecko i powiedział: „Błagam Cię, pomóż nam, nie ma z kim zostawić dziecka”. Oczywiście zgodziłam się, mimo że nie mamy zbyt dobrych relacji z synową.
Od samego początku, gdy wnuk się urodził, byłam od niego odizolowana. Wielokrotnie oferowałam młodym rodzicom swoją pomoc - proponowałam nawet ugotować jedzenie. Nie chcieli przyjąć mojej pomocy, więc przestałam się narzucać. Grześka, mojego wnuka, ostatni raz widziałam na początku wiosny. Karolina ma trudny charakter.
Zwłaszcza kiedy wszystkim kazano zostać w domu, panicznie zaczęła wszystko czyścić środkiem na bazie chloru. Nie przychodziłam do nich. Zaprosiłam ich do siebie kilka razy, jednak nie chcieli przyjść.
Przywieźli do mnie wnuka ze wszystkimi jego rzeczami: ubraniami, słoiczkami oraz zabawkami. Konrad powiedział: „Mogę napompować piłkę do ćwiczeń przed wyjściem. Karolina korzysta z piłki, by uśpić Grześka, gdyż mały inaczej nie zasypia”.
Powiedziałam, że nie ma czasu na takie bzdury, niech jedzie do żony, damy sobie radę. Rano zadzwoniłam do pracy i wzięłam kilka dni bezpłatnego urlopu. Wyjaśniłam wszystko, więc nie było problemu”.
„Synowa zadzwoniła do mnie pięć dni później, żeby sprawdzić, jak się czuje dziecko: „Czy dobrze śpi? Czym go Pani karmi?” - i tuzin innych pytań od zmartwionej mamy. Uspokoiłam ją, mówiąc, że wszystko jest w porządku.
Pierwsza noc była co prawda trudna, ale daliśmy radę. Wnuk krzyczał tak głośno, że przyszli sąsiedzi, ale potem zrozumieli, że to małe dziecko i nie mieli nic przeciwko. Trzeciej nocy dziecko zaczęło szybko zasypiać. Głaskałam go po pleckach, w ten sposób zasypiał.
Synowa nie mogła uwierzyć, że udało mi się uśpić dziecko bez żadnych piłek do ćwiczeń. Nie kupowałam słoiczków dla dzieci w sklepie, gdyż wszystko gotowałam sama. Przeciery warzywne i owocowe są o wiele zdrowsze, gdy są dopiero co zrobione.
W rezultacie zajmowałam się wnukiem przez dwa tygodnie, lecz synowa nie tylko nie podziękowała, ale zrobiła awanturę. Powiedziała, że mam nieprawidłowe podejście do wychowania dziecka.
Zarzuciła mi, że dziecko było od samego początku zestresowane, tymczasem ja zastosowałam swoje metody w nieodpowiednim momencie. Teraz nie pozwalają mi zbliżać się do wnuka. Ale jestem pewna, że postąpiłam słusznie. Nie można pobłażać kaprysom dziecka od małego. Byłoby lepiej, gdyby mnie posłuchali.
PS. Ciężko powiedzieć, kto w tej sytuacji ma rację, a kto nie. Czy to źle, że babcia zgodziła się zostać ze swoim wnukiem? Kogo winić za to, że nie podeszła do wychowania dziecka tak jak rodzice?
Główne zdjęcie: youtube