Nigdy nie sądziłam, że będę miała pretensje zarówno do mamy, jak i do siostry. Jestem wychowana w zupełnie inny sposób. Ale życie tak się ułożyło, że nie potrafię pozbyć się poczucia niesprawiedliwości.

Co mam zrobić w danej sytuacji? Nie potrafię podjąć samodzielnej decyzji.

Dorastałyśmy z Klaudią w dużym wiejskim domu. Nasza rodzina zawsze była zżyta ze sobą, ale zdarzały się też drobne sprzeczki. Inicjowała je głównie matka, ponieważ zawsze bała się, że będziemy leniwe.

Co dla kobiety na wsi oznacza hańbę. Tak więc od dziecka przyzwyczaiłyśmy się pracować. Sprzątałyśmy, prałyśmy, gotowałyśmy.

Potem nauczyłyśmy się uprawiać warzywa: matka chciała, żebyśmy nie umarły z głodu. Mogę ją zrozumieć.

Gdy byłyśmy już dorosłe i zaczęłyśmy wchodzić w pierwsze relacje romantyczne, mama również służyła nam radą.

Tata trzymał się od tego z daleka, bardziej martwił się o dom: chciał zrobić dużą dobudówkę, żeby zmieściło się jak najwięcej osób.

W każdym razie Klaudia wyszła za mąż jako pierwsza i zamieszkała z mężem w mieście. Wtedy ciągle powtarzałam tacie: „Na próżno się starasz, przeprowadzimy się z ukochanym do miasta”. Ale on nie chciał mnie słuchać.

Później okazało się, że ojciec miał rację. Rozwiodłam się z mężem po trzech latach wspólnego życia. Zabrałam małego syna i zamieszkałam z rodzicami. Było tam dużo miejsca, jak można sobie wyobrazić.

Nic więc nie stało na przeszkodzie, abym wychowywała syna na wsi, na świeżym powietrzu. Ale moja siostra osiedliła się w mieście ze swoim mężem i wszystko zdawało się układać po ich myśli.

Klaudia postanowiła zająć się domem i urodziło im się czworo dzieci, jedno po drugim! Nigdy tego nie zrozumiem, ledwo radzę sobie z jednym.

Ale w miarę upływu czasu sytuacja powoli się pogarszała. Nie dotyczyło to mnie: wychowywałam syna, pomagałam rodzicom w obowiązkach domowych, dzięki mojej mamie, która nauczyła mnie tego, gdy byłam jeszcze dzieckiem.

Życie było monotonne, ale nie było źle. Nagle Klaudia coraz częściej zaczęła mówić, że brakuje pieniędzy, z tyloma małymi dziećmi jest bardzo trudno sobie poradzić, do tego mąż nie radzi sobie z tym wszystkim.

Chcieliby odpocząć, ale jak to zrobić, gdy każdego dnia przychodzi coraz więcej rachunków? Całe szczęście wszyscy byli zdrowi.

Wtedy mama zdecydowała, że nie ma co siedzieć w domu i chce pojechać do koleżanki. Do innego kraju, żeby zarobić pieniądze. Wszyscy zdawaliśmy sobie sprawę, dlaczego podjęła taką decyzję, ale nikt nie mówił o tym na głos.

Tak więc po kilku miesiącach przygotowywania się, mama wyjechała za granicę. Dostała tam dobrą pracę i zaczęła przesyłać pieniądze do domu. Nawet my z synem dostawaliśmy trochę, ale większość trafiała do mojej siostry.

Nie przeszkadzało mi to. Naprawdę. Klaudia bardziej potrzebowała pieniędzy. Przy takiej gromadce dzieci można się zmęczyć samym chodzeniem na zakupy. Nie mówiąc już o całej reszcie.

Razem z mężem przyjechali nawet kilka razy do naszej wioski. Szwagier nawet trochę pomógł tacie w remoncie: widać było, że mama całkiem dobrze zarabiała za granicą. Mąż siostry wyglądał na wypoczętego. Przecież to bardzo dobrze.

W międzyczasie poznałam interesującego mężczyznę. Nie był bogaty, ale pracowity i uczciwy. Uwielbiał spędzać czas z moim synem - dobrze się dogadywali. W każdym razie to nie jest tak, że jestem młodziutką dziewczyną.

Ale nie czuję się jeszcze jak stara kobieta. Dlaczego więc nie zastanowić się nad drugim małżeństwem? Z pierwszym mężem, jak z pierwszym naleśnikiem – nie zawsze wychodzi, więc za drugim razem się uda.

Rozmawiałam z ojcem i zgodził się, żeby Piotrek zamieszkał z nami w mojej dobudówce. Ale tylko przez pewien czas, ponieważ pewnego dnia chciałam przeprowadzić się do miasta.

Mama również wyraziła zgodę, ale szczerze mówiąc, z jej tonu wynikało, że nie martwi się zbytnio moją sytuacją. No dobrze, niech będzie nowy mężczyzna. Może się przeprowadzić.

O wiele więcej uczuć żywiła do zięcia: pamiętała kiedy ma urodziny, dzwoniła i składała mu życzenia.

Uważała go za członka rodziny. Nie tak jak w moim przypadku. W sumie jeszcze nie zawarliśmy związku małżeńskiego. Może później będzie lepiej?

Tyle że nic się nie zmieniło, więc po 5 latach spędzonych za granicą mama uznała, że zarobiła już wystarczająco dużo. Poinformowała nas o tym i oczywiście wszyscy się z nią zgodzili.

Po przyjeździe postanowiliśmy zorganizować małe przyjęcie w klubokawiarni. Przyjechała rodzina mojej siostry, tata, a nawet mój narzeczony.

Pomyślałam, że w końcu pozna moją mamę i może ona zmieni zdanie na jego temat. Lecz czekało mnie rozczarowanie.

Pod koniec wieczoru mama, wznosząc toast, podziękowała nam za tak wspaniałe przyjęcie i powiedziała, że ma dla nas pewną niespodziankę. Pieniądze, które zarobiła, wystarczą rodzinie Klaudii na zakup nowego mieszkania.

Jeżeli zaś z zyskiem sprzedadzą lub wymienią swoje stare mieszkanie, będą mieli jeszcze więcej możliwości. Dzieci będą miały więcej miejsca, do tego Klaudii z mężem będzie łatwiej.

Oczywiście cieszyłam się ze szczęścia siostry. Ale mama nie miała dla mnie żadnych prezentów. Jak mogła podjąć taką decyzję w tej sprawie?

Dopiero później, gdy rozmawiałyśmy na osobności, zapytała mnie, dlaczego jestem niezadowolona. Przecież mogę mieszkać z rodzicami tak długo, jak chcę, do tego z kim chcę.

Rzecz jasna, że w spadku otrzymam dom. Czyli żadna przeprowadzka do miasta nie wchodzi w grę. Mieszkamy teraz razem i dobrze nam się wiedzie. W mieście wszystko jest drogie, a w domu mieszka się lepiej. Więc dlaczego jestem niezadowolona?

Nadal czuję to samo. Mama dała mi jasno do zrozumienia, że będę się nimi opiekować na starość. Że moje dziecko będzie chodzić do wiejskiej szkoły, a mój mąż (jeśli kiedykolwiek się pobierzemy) nadal będzie pracował jako brygadzista w fabryce.

Natomiast Klaudia może robić wszystko co chce. Nawet jeśli ma czwórkę dzieci! Czy to jest sprawiedliwe? Czy chodzi tu o ilość?

Masz jednego syna - mieszkasz z nami. Więcej? Trzymaj pieniądze na nowe mieszkanie. To przykre, chce mi się płakać. Ale w tej chwili nic nie mogę z tym zrobić.

Główne zdjęcie: planet