Syn ożenił się w wieku 20 lat. Dla nas z mężem było to bardzo dużym szokiem. Marzyliśmy, że nasz syn, taki mądry i oczytany, zdobędzie wykształcenie, zrobi karierę, a potem zacznie myśleć o rodzinie. To jest dokładnie to, co trzeba zrobić, aby zapewnić byt swojej rodzinie.

Okazało się jednak, że synowa jest w ciąży. Musieliśmy pogodzić się z tym, że młodzi zamieszkają z nami, ponieważ nie mieli własnego mieszkania. Ale syn od razu powiedział, że jego żona chce mieszkać osobno, więc trzeba sprzedać mieszkanie i domek i kupić po kawalerce - jedną dla nas, drugą dla nich.

Kiedy mój mąż to usłyszał, był oburzony, nakrzyczał na syna, co nigdy wcześniej mu się nie zdarzyło. Poparłam go, zaproponowałam zamieszkać razem, zwłaszcza że spodziewali się dziecka, a my będziemy pomagać.

Tyle że synowa się uparła, mówiąc, że nie chce być drugą gospodynią, gdyż to prędzej czy później doprowadzi do kłótni. Mój syn powiedział, że trzypokojowe mieszkanie to zbyt duży luksus dla nas dwojga.

Nasze mieszkanie zostawili nam rodzice męża, którzy z nami mieszkali. Wtedy każdy z nas miał swój pokój, ale syn był niezadowolony, że dziadek i babcia mieszkają z nami. Nie powiedziałam o tym teściowej, żeby nie denerwować staruszków. Teraz przypominam sobie słowa syna, że nie może zaprosić znajomych ze względu na dziadków. Myślę, że na starość będziemy traktowani tak samo.

Teraz syn i synowa wynajmują mieszkanie. On ciągle pracuje, bardzo się męczy. Obwinia nas, że muszą wynajmować mieszkanie. Tyle że powinien obwiniać jedynie siebie za to, że pospieszył się z decyzją o małżeństwie, nie mając żadnego wykształcenia ani odpowiedniej pracy.