Mam 59 lat, moja córka ma 32 lata. Mieszkaliśmy w stolicy, a kiedy córka miała 3 lata, rozwiodłam się z mężem, ponieważ był alkoholikiem. Musiałam liczyć tylko na siebie, mieszkać na to co zarabiałam, gdyż były mąż w żaden sposób nie pomagał, ponieważ nie pracował, do tego doszło do zadłużenia czynszowego.
Kiedy córka miała 12 lat, musiałam wyjechać za granicę do Włoch. Córka została z mamą. Były mąż ożenił się, zaczął odwiedzać córkę i okazywać jej uczucia. Wysyłałam pieniądze i opłacałam wszelkie koszty związane ze studiami. Córka dorastała beze mnie i przyjeżdżała do Włoch dwa razy w roku.
Kiedy skończyła 21 lat, przeprowadziła się do Włoch ze swoim narzeczonym, ale w wieku 18 lat powiedziała, że mnie nienawidzi, ponieważ zostawiłam ją, kiedy tak bardzo mnie potrzebowała. Moje życie we Włoszech było bardzo trudne. Ciągle pracowałam, chciałam wrócić do domu, ale musiałam pomoc córce i jej chłopakowi.
Teraz mieszkają we Włoszech, urodził im się syn, mają własną rodzinę, ale ignorują mnie, jestem dla nich obcą osobą. Nie mogę w żaden sposób porozumieć się z córką, cokolwiek bym nie powiedziała, ona odbiera to negatywnie. Mam wrażenie, że irytuję ją i że moja obecność bardzo jej przeszkadza.
Nadal pracuję, staram się jej pomóc, ona przyjmuje pieniądze, dziękuje mi i to wszystko. Nigdy do mnie nie pisze, nie dzwoni, jakbym nie istniała. Jej ojciec jest dla niej wszystkim, docenia go, szanuje, a to, co zrobił, gdy była mała, należy do przeszłości i nie ma żadnego znaczenia.
Gdyby nie wnuk, być może inaczej bym zareagowała, ale kocham wnuka i nawet jeśli nie zabrania mi go odwiedzać, to i tak mnie ignoruje i traktuje jak obcą osobę. Co mam zrobić? Odnoszę wrażenie, że zaczynam popadać w szaleństwo. Jestem zdana na siebie i nikomu nie jestem potrzebna.
Główne zdjęcie: google