Dziewczyna przyniosła do domu kotka, którego omal nie potrącił samochód. Zajęła się dzieckiem i zaczęła szukać dla niego nowego domu. Ale wszystko okazało się nie takie proste.
Dziewczyna za kierownicą wcisnęła hamulec - na autostradzie przed nią błysnął cień. Ruch nie był zbyt duży, ale samochody jeździły - a królik lub kotek, ktokolwiek to był, mógł się dostać pod koła. Jill Hicks zlitowała się nad nieszczęsnym stworzeniem i wysiadła z samochodu, zostawiając otwarte drzwi, aby spowolnić samochody. Ostrożnie podeszła do futrzanego stworzenia, starając się go nie odstraszyć.
To był mały kotek. Drżał ze strachu, ale nawet nie próbował uciec przed dziewczyną. Jill złapała zwierzę, zanim znalazł się na nadjeżdżającym pasie. Dziewczyna wzięła dziecko na ręce i zeszła na pobocze. Uznała, że ktoś wyrzucił kociaki z samochodu, co oznacza, że muszą być bracia i siostry zagubionego. Przeszukała krzaki, ale nikt nie odpowiedział. Być może kociak był sam - i Jill postanowiła uratowa przynajmniej go.
W samochodzie zwierzę natychmiast próbowało wspiąć się na ramię dziewczynki i owinąć się wokół jej szyi. Wydaje się, że dziecku brakowało matczynego ciepła. Jill była strasznie poruszona tą próbą, ale z kotkiem na szyi nie byłaby w stanie normalnie prowadzić samochodu. Zdjęła więc sweterek, owinęła młode i położyła obok. Pojechały do domu.
Jill miała już dorosłego kota i dużego psa, więc uznała, że spotkanie może być niebezpieczne dla małego kotka. Dziewczyna zaaranżowała miejsce dla nowego zwierzaka w garażu: postawiła miskę z jedzeniem i wodą, kuwetę i z tym samym swetrem zrobiła z pudła posłanie. Gdy przekonała się, że kotek jest bezpieczny, wyruszyła na obiad z koleżankami – tam właśnie jechała, gdy jej plany przerwało niespodziewane spotkanie.
Zaplanowała już, jak wróci do domu, wykąpie kotka i zabierze go do łóżka, żeby nie bał się nocą sam w garażu. Przed wyjazdem Jill sfotografowała uroczego zwierzaka i opublikowała post na Facebooku z propozycja zabrania go. Gdy dziewczyna wróciła od gości, sąsiad już na nią czekał na progu garażu. Facet wyglądał na zmartwionego, jeśli nie przestraszonego. Poprosił o pozwolenie na obejrzenie znaleziska - i Jill się zgodziła.
„Widziałaś komentarze pod postem? Myślę, że to ryś!”
Wyjęli kociaka z pudełka, aby bliżej przyjrzeć się jego osobowości. Jeszcze wcześniej Jill zwróciła uwagę na nietypowy krótki ogonek maluszka – ale czy na świecie jest naprawdę niewiele kociąt z krótkim ogonkiem? Ale teraz zauważyła białą plamkę na czubku ogona i ledwo widoczne frędzle na uszach i łapy, być może zbyt duże jak na takie maleństwo. Ponadto kociak wyraźnie nie polubił sąsiada dziewczyny: zwierzę zaczęło warczeć i syczeć.
„To zdecydowanie jest ryś”.
Plany wspólnej kąpieli i spania musiały zostać odłożone na później - chyba ryś nie doceniłby takiego pomysłu. Zamiast tego dziewczyna zadzwoniła do Wildlife Assistance Center. Wolontariusze zabrali rysia i zaopiekowali się nim. Dziecko zostało nazwane Arwen, po elfiej księżniczce. Miała zaledwie siedem tygodni i jakiś czas temu straciła mamę. Kotka była bardzo odwodniona i głodna - dobrze, że Jill zdołała nakarmić ją przynajmniej tuńczykiem.
Source: youtube.com
Ale po kilku miesiącach młode stało się silniejsze. Stała się małą złą i dziką kotką, całkowicie nietolerancyjną wobec ludzi – gdzie podziała się czułość, z jaką wspinała się w ramiona Jill? I to było idealne, bo dzikie zwierzęta nie należą do niewoli i nie powinny zbyt dobrze traktować ludzi - to naraziłoby ich na wielkie ryzyko. Arwena wróciła więc do lasu, z którego wyszła, ale już silnym i niezależnym młodym rysiem.
Główne zdjęcie: google.com