- Zostaw mnie w spokoju! Nie obiecywałem, że się z tobą ożenię! Nawet nie wiem, czyje to dziecko.

Może wcale nie jest moje. Zostaw mnie lepiej w spokoju - Tak mówił Andrzej do oszołomionej Magdy.

Ona stała, nie mogąc uwierzyć własnym uszom... Czy to był ten sam Andrzej, który wyznawał jej miłość? Czy to był ten sam Andrzej, który tak dobrze ją traktował i obiecał dużo rzeczy? Przed nią stał lekko zdezorientowany, a przez to zły, zupełnie inny mężczyzna...

Magda płakała przez tydzień, ale ze względu na wiek - miała już trzydzieści pięć lat, uważała siebie za niezbyt atrakcyjną, a więc małe prawdopodobieństwo znalezienia kobiecego szczęścia, postanowiła urodzić...

Magda urodziła dziewczynkę. Nazwała ją Anią. Dziewczynka dorastała spokojnie, bezproblemowo i nie sprawiała matce żadnych kłopotów. Jakby wiedziała, że choćby nie wiem jak bardzo krzyczała, nic nie osiągnie...

Magda dobrze traktowała córkę, ale widać było, że instynktu macierzyńskiego nie miała - karmie, ubiera i kupuje zabawki. Ale żeby przytulić swoje dziecko, pójść na spacer - nie. Tego nie było. Mała Ania często wyciągała ręce do matki, ale ta ją odpychała. Była zajęta, albo zmęczona, albo bolała ją głowa. Nigdy nie obudził się w niej instynkt macierzyński...

Gdy Ania miała siedem lat wydarzyło się coś niespotykanego - Magda poznała mężczyznę. Do tego przyprowadziła go do domu! Cała wieś o tym mówiła! Co za niepoważna kobieta ta Madzia. Mężczyzna to nie miejscowy, nie ma stałej pracy, mieszka nie wiadomo gdzie! Może to oszust... Niesamowite! Magda pracowała w małym sklepie, a on rozładowywał samochody. To właśnie dzięki temu rozpoczął się ich związek. Wkrótce Magda zaproponowała mu, aby zamieszkał z nią. Wszyscy sąsiedzi potępiali kobietę za sprowadzenie do domu nieznajomego mężczyzny! Powinna była pomyśleć o swojej małej córeczce - mówili sąsiedzi. Jest też milczący, nie da się z niego wydobyć słowa. Zatem coś ukrywa. Magda nie słuchała nikogo. Jakby rozumiała, że to jej ostatnia szansa na bycie szczęśliwą...

Wkrótce jednak opinia sąsiadów o pozornie milczącym mężczyźnie uległa zmianie. Dom Magdy wymagał naprawy - Michał, tak miał na imię mężczyzna, najpierw naprawił ganek, potem zrobił dach, podniósł przewrócony płot. Każdego dnia coś naprawiał, a dom stawał się coraz ładniejszy. Gdy zobaczyli, że mężczyzna nie jest taki zły i potrafi zrobić remont, ludzie zaczęli prosić go o pomoc, a on mówił:

- Jeśli jesteś stary lub biedny, pomogę ci tak po prostu. A jeśli nie jesteś, to musisz zapłacić lub dać jedzenie.

Od niektórych otrzymywał pieniądze, inni dawali mięso, jajka, mleko. Madzia miała ogródek warzywny, ale nie miała bydła - przecież nie było mężczyzny. Dlatego wcześniej nie rozpieszczała Ani zbytnio śmietaną i mlekiem. Ale teraz w lodówce jest śmietana i mleko oraz masło.

Krótko mówiąc, Michał był człowiekiem o złotych rękach. Madzia, która nigdy nie była zbyt piękną kobietą, zmieniła się obok niego - stała się milsza i delikatniejsza. Nawet wobec Ani. Uśmiecha się i nawet widać, że ma dołeczki w policzkach. Ania już zaczęła chodzić do szkoły. Pewnego dnia siedziała na ganku i przyglądała się jak wujek Michał pracuje. Potem poszła do swojej przyjaciółki do domu obok. Wróciła dopiero wieczorem. Otworzyła bramę i zaniemówiła... Na środku podwórka stała... huśtawka! Kołysała się delikatnie, jakby zapraszała ją...

- Czy to dla mnie?! Wujku Michale! Zrobiłeś to dla mnie? Huśtawkę?!!! - Ania nie mogła uwierzyć swoim oczom.

- Dla ciebie, Aniu, oczywiście dla ciebie! Zobacz! - Wesoło śmiał się zwykle nietowarzyski wujek Michał.

Ania usiadła i zaczęła kołysać się w przód i w tył, nie było szczęśliwszej dziewczyny na całym świecie...

Madzia wychodziła wcześnie do pracy, więc wujek Michał również zajął się gotowaniem. Robił śniadania i obiady. A jakie ciasta i zapiekanki potrafił zrobić! To on nauczył Anię gotować i nakrywać do stołu. W tym niezbyt towarzyskim, milczącym człowieku było tyle talentów...

Kiedy nadeszła zima i dzień stał się krótki, wujek Michał odprowadzał ją do szkoły i z powrotem. Dźwigał jej plecak i opowiadał jej historie ze swojego życia. Opowiadał jej, jak opiekował się ciężko chorą matką, sprzedał swoje mieszkanie, żeby jej pomóc. I jak jego własny brat podstępem wyrzucił go z domu.

Nauczył ją łowić ryby. Latem, o świcie, we dwójkę chodzili nad rzekę i siedzieli cichutko. W ten sposób nauczył ją cierpliwości. W środku lata wujek Michał kupił jej pierwszy dziecięcy rowerek i nauczył ją na nim jeździć. Smarował jej kolana maścią, gdy przewracała się.

- Michał, ale ona może sobie krzywdę zrobić. - mówiła jej matka.

- Nie zrobi. Musi nauczyć się padać i ponownie wstawać. - Mówił do niej stanowczo.

Na Sylwestra podarował jej prawdziwe dziecięce łyżwy. Wieczorem usiedli przy świątecznym stole, który z pomocą Ani udekorował wujek Michał. Czekali na północ, złożyli sobie życzenia i dużo się śmiali. Wszyscy dobrze się bawili i miło spędzili czas. Rano Madzię i Michała obudził krzyk Ani.

- Łyżwy! Hura!!! Mam prawdziwe łyżwy! Białe i zupełnie nowe! Dziękuję, bardzo dziękuję!!! - wykrzyknęła Ania, znajdując pod choinką przepiękny prezent. Dziewczyna mocno trzymała swój prezent, a łzy szczęścia spływały po jej twarzy...

Potem poszła z wujkiem Michałem nad zamarzniętą rzekę i on długo odśnieżał, a ona mu w tym pomagała. Potem nauczył ją jeździć na łyżwach. Przewracała się, ale on cierpliwie trzymał ją za rękę, aż potrafiła stać i się nie przewracać. Potem nauczyła się jeździć i ani razu nie upadła. Ania piszczała ze szczęścia. Gdy już wracali do domu, rzuciła mu się na szyję:

- Dziękuję za wszystko! Dziękuję, tato...

Teraz Michał zaczął płakać. To były łzy radości. Ukradkiem otarł łzy tak, by Ania nie widziała...

Potem Ania już była dorosła i pojechała na studia do miasta. Miała w życiu wiele trudności. Tak jak chyba wszyscy. Ale on zawsze był obok. Przyjechał na zakończenie roku. Przywoził jej torby z jedzeniem do miasta, żeby, nie daj Boże, jego córka, jego Ania nie była głodna...

Prowadził ją do ołtarza, gdy Ania wychodziła za mąż. Wraz z jej mężem stał pod oknami szpitala, czekając na dobre wiadomości. Niańczył swoje wnuki i kochał je w nieskończoność.

Potem odszedł, jak my wszyscy pewnego dnia odejdziemy. Przy pożegnaniu Ania stała z matką pogrążona w głębokim smutku i rzucając garść ziemi, wzdychając ciężko, powiedziała:

- Żegnaj, tato... Byłeś najlepszym ojcem na świecie. Zawsze będę o tobie pamiętać...

Na zawsze pozostał w jej sercu. Nie jako wujek Michał, nie jako ojczym, ale jako OJCIEC...

Przecież ojciec to czasem nie ten, który cię spłodził, ale ten, który cię wychował, który zawsze pomagał. Który był zawsze obok ciebie...

Główne zdjęcie: storyfox.ru