Francuska gazeta ustaliła, że w 1930 roku Francuzi śmiali się średnio przez 19 minut dziennie. Przed 1980 rokiem ta liczba spadła do 6 minut. Według innego badania, dziecko śmieje się około 400 razy dziennie, podczas gdy dorosły tylko około 15 razy. Tak, dorosłość to poważna sprawa. Do tego kobiety śmieją się więcej i dlatego żyją dłużej.
Norman Cousins przeszedł do historii jako człowiek, któremu udało się rozśmieszyć śmierć. Był przekonany przez własne doświadczenie, że psychika odgrywa istotną rolę w powrocie do zdrowia. Cierpiał na rzadką chorobę stawów. Kiedy lekarze się poddali, Cousins zamknął się w pokoju i godzinami oglądał komedie. Efekt był oszałamiający. Po tygodniu pacjent nie odczuwał bólu, po miesiącu zaczął się ruszać, a po dwóch wrócił do pracy. Kiedy się śmiejemy, uwalniają się tzw. neuroprzekaźniki - serotonina, endorfina i dopamina. Śmiech jest stymulatorem życia, dzięki niemu pobudzone zostają wszystkie procesy biochemiczne w naszym organizmie.
Wydarzyło się to ponad pięćdziesiąt lat temu. Norman Cousins, dziennikarz i redaktor naczelny „Saturday Review”, był pełen energii i nagle poczuł się źle. Miał gorączkę i zaczęło go wszystko boleć.
Jego stan zdrowia błyskawicznie się pogorszył, po tygodniu miał trudności z poruszaniem się, obracaniem szyi i podnoszeniem rąk. Musiał zostać w szpitalu i wkrótce postawiono mu diagnozę. Okazało się, że Norman ma kolagenozę, chorobę autoimmunologiczną, która dotyczy całego organizmu, w której układ odpornościowy atakuje własną tkankę.
Z dnia na dzień Cousins coraz mniej się ruszał, miał ogromne trudności z poruszaniem rękami i nogami oraz przewracaniem się będąc w łóżku. Przyszedł taki czas, że nie był w stanie otworzyć szczęk, by choć trochę zjeść.
Strach, udręka i oburzenie na niesprawiedliwość losu ogarnęły go. Cousins przestał rozmawiać nawet z bliskimi mu osobami. Lekarz prowadzący, dr Hitzig, wspierał Normana jak tylko mógł, wzywając na konsultacje najlepszych specjalistów, ale choroba rozwijała się. Norman zapytał lekarza o jego szanse na wyzdrowienie. Odpowiedź go zszokowała: na pięciuset pacjentów z kolagenozą tylko jeden wraca do zdrowia.
Następnej nocy Norman nie spał. Do tej pory lekarze zajmowali się mną, myślał, i robili wszystko, co w ich mocy, ale to nie pomagało. Jeśli chcę pozostać przy życiu, muszę działać na własną rękę. Skoro lekarze i leki są bezsilne wobec mojej choroby, muszę znaleźć inny sposób.
Przypomniał to co powiedział dr Hitzig, że organizm walczy z każdą chorobą, jeśli jego układ hormonalny pracuje na pełnych obrotach. Strach, smutek i długotrwała depresja, odwrotnie, wpływają depresyjnie na układ hormonalny - wynika to z obserwacji naukowców. Nadnercza w odpowiedzi na te negatywne emocje uwalniają hormony stresu - adrenalinę i noradrenalinę - które dostają się do krwiobiegu i rozprzestrzeniają się po całym organizmie. Gdy jest ich za dużo, działają destrukcyjnie na cały organizm.
Myślenie Normana Cousinsa doprowadziło go do oczywistego pomysłu: podczas gdy negatywne emocje, poprzez depresję układu endokrynnego, są „prowokatorami” choroby, pozytywne emocje mogą stać się „stymulatorami” uzdrowienia. Każdy ma bardzo łatwy i dostępny środek do uzdrawiania - śmiech.
Zwrócił się do badań znanych lekarzy i naukowców i szybko odkrył to, czego szukał. Okazuje się, że wielu lekarzy i myślicieli przywiązywało ogromną wagę do pozytywnych emocji. XVII-wieczny lekarz R. Burton opisał swoje obserwacje w książce „Anatomia melancholii”: „Śmiech dotlenia organizm, odmładza go i pomaga na dolegliwości związane z sercem”. Burton twierdził, że śmiech jest lekarstwem na wszystkie choroby. Immanuel Kant podkreślał, że śmiech aktywuje wszystkie procesy życiowe w organizmie. Zygmunt Freud nazwał humor wyjątkowym przejawem ludzkiej psychiki, a śmiech równie wyjątkowym lekarstwem.
Współczesny amerykański naukowiec W. Frey udowodnił, że śmiech ma korzystny wpływ na naczynia krwionośne i pracę serca, na hematopoezę i procesy oddychania, a także na ogólne napięcie mięśni ciała. Przyjemny ból mięśni, który pojawia się po śmiechu, bardzo przydałby się na co dzień.
Naukowcy odkryli, że śmiech uwalnia w mózgu substancję, która jest podobna do morfiny. Stanowi ona swego rodzaju wewnętrzne „znieczulenie”, pomagając organizmowi się zrelaksować i jednocześnie zgromadzić energię do walki z chorobą.
Po przeczytaniu całej dostępnej literatury na temat wpływu emocji na zdrowie, Cousins uznał, że jeśli chce pozostać przy życiu, nie ma prawa pozostawać w roli człowieka biernie oczekującego na własną śmierć. Po prostu musiał zacząć działać. Nie było to łatwe. Kiedy leżysz bez ruchu, przykuty do łóżka, z każdym bolącym stawem, nie ma czasu na śmiech. Cousins jednak już wcześniej zaczął opracowywać plan leczenia.
Mimo sprzeciwu lekarzy, którzy uważali, że jest „beznadziejnie chory”, Cousins został wypisany ze szpitala i przeniesiony do pokoju hotelowego, gdzie nic nie przypominało mu o chorobie. Jedyną osobą, która przy nim pozostała, był dr Hitzig, który został jego bliskim przyjacielem. Zaakceptował pomysł Cousinsa, by wykorzystać śmiech do uruchomienia wszystkich reakcji biochemicznych w organizmie. Do pokoju hotelowego wniesiono projektor filmowy wraz z najlepszymi filmami komediowymi i książkami.
Cousins poczuł się niesamowicie szczęśliwy, gdy dziesięć minut choć wymuszonego śmiechu rzeczywiście dało efekt znieczulający, pozwalając mu przespać dwie godziny zupełnie bez bólu.
Po osłabieniu przeciwbólowego efektu śmiechu, pielęgniarka ponownie włączała projektor filmowy lub czytała opowiadania. Trwało to przez kilka dni. Straszliwe bóle przestały dręczyć Cousins. Udowodniono znieczulające działanie śmiechu. Kolejnym krokiem było sprawdzenie, czy śmiech może mieć tak samo korzystny wpływ na układ hormonalny, co mogłoby zmniejszyć autoimmunologiczny proces zapalny.
Aby to ustalić, dr Hitzig pobierał od Cousinsa próbki krwi bezpośrednio przed i po sesji śmiechu. I za każdym razem wyniki badań potwierdzały, że proces zapalny w organizmie był coraz słabszy.
Tymczasem „terapia śmiechem” trwała w najlepsze. Cousins śmiał się przez co najmniej sześć godzin dziennie. Jego oczy były opuchnięte od łez, ale były to łzy uzdrowienia. Dawki leków przeciwzapalnych zmniejszyły się, aż w końcu całkowicie przestał brać leki, w tym środki nasenne - wrócił do niego sen.
Po miesiącu Cousins był w stanie po raz pierwszy poruszać palcami bez uczucia bólu. Nie mógł uwierzyć własnym oczom: zgrubienia i węzły na jego ciele zaczęły się zmniejszać. Po kolejnym miesiącu był w stanie poruszać się w łóżku i było to wspaniałe uczucie! Nadszedł moment, kiedy pacjent podniósł się. Jednak przez wiele miesięcy nie był w stanie podnieść ręki na tyle, by sięgnąć po książkę z najwyższej półki. Jednak mógł wrócić do pracy. To było cudem dla Cousinsa!
Z czasem ból zniknął, pozostał tylko dyskomfort w kolanach i jednym barku. Zaczął grać w tenisa. Jeździł na koniu bez obaw, że spadnie. Mógł swobodnie obracać szyją we wszystkich kierunkach - wbrew przewidywaniom lekarzy, że już nigdy nie będzie w stanie tego robić.
Dziesięć lat później Cousins przez przypadek spotkał jednego z lekarzy, który skazał go na powolną śmierć. Był całkowicie oszołomiony, widząc Cousinsa pełnego życia. Norman przywitał się z nim i ścisnął rękę lekarza z taką siłą, że ten zmarszczył się z bólu. Siła tego uścisku dłoni była bardziej wymowna niż jakiekolwiek słowa.
W 1983 roku Cousins doznał zawału serca i zastoinowej niewydolności serca. Zwykle to prowadzi do paniki i śmierci. Cousins nie zgodził się na panikę i śmierć.
Wykładał w University of California Los Angeles (UCLA). Był chyba jedynym nauczycielem bez wykształcenia medycznego. Uczył młodych lekarzy, jak pomóc pacjentom wrócić do zdrowia za pomocą śmiechu.
W 1976 roku Norman Cousins wydał autobiograficzną książkę „Anatomia choroby (z punktu widzenia pacjenta)”. Czerpiąc z własnego doświadczenia, autor pokazał, że pozytywny stan emocjonalny może wyleczyć nawet poważną chorobę.
Główne zdjęcie: fit4brain.com