Staliśmy tam, przytuleni na środku drogi, wielki biały kudłaty pies i szczęśliwa, zapłakana kobieta.

Urodziłem się w dużej przyjaznej rodzinie - tata, mama, siostry i bracia. Ssaliśmy mleko mamy, bawiliśmy się i byliśmy szczęśliwi. Gdy podrośliśmy, mama i tata powiedzieli nam, że wkrótce przyjadą po nas nasi właściciele i powinniśmy zwrócić na nich uwagę. Poczujemy, że to ONI i jeśli serce nam to podpowie, powinniśmy biec do nich z całych sił.

Nadszedł dzień, kiedy do naszego domu zaczęli przychodzić przeróżni ludzie, a ja przyglądałem się im uważnie. Moi bracia i siostry biegli do ludzi i wyjeżdżali z nimi, a ja nie rozumiałem, dlaczego muszę zostawić mamę i tatę. Ale pewnego dnia przyszli ONI i od razu to poczułem. Kobieta wyciągnęła do mnie ręce, a ja dotknąłem jej dłoni - przyjemnie pachniały i wiedziałem, że to właśnie moi właściciele, NA ZAWSZE.

Dotarliśmy do dużego domu. Naprawdę wszystko mi się w nim podobało. Pomyślałem - wow, mam prawdziwe szczęście. Bawiliśmy się, chodziliśmy na spacery, ćwiczyliśmy - KOCHALI mnie!!!!

Ale po roku coś się wydarzyło. Najpierw mój właściciel zaczął znikać, gdy go nie było starałem się pocieszyć moją właścicielkę, przynosiłem jej swoje zabawki i wycierałem łzy z policzków.

Wtedy usłyszałem, dlaczego moja rodzina była tak zestresowana. Zawinił jakiś rozwód. Byłem gotów rozszarpać go na strzępy tylko po to, by moi bliscy znów zaznały spokoju i byśmy mogli żyć szczęśliwie w naszym wielkim pięknym domu, ale nie wiedziałem, gdzie się ukrywa, gdzie go znaleźć.

Po czym, jak wtedy naiwnie myślałem, nadszedł najsmutniejszy dzień w moim życiu. Właściciel podszedł do mnie, przytulił, powiedział „przepraszam, skarbie” i poszedł sobie....

Razem z właścicielką przeprowadziliśmy się do małego mieszkania i nie było ono takie, do jakiego byłem przyzwyczajony.... nie było właściciela w pobliżu, nie było dużego przestronnego podwórka, do tego chodziłem teraz na spacery tylko rano i wieczorem i tylko na smyczy. Zaczął do nas przychodzić inny człowiek, który bardzo mi się nie spodobał, ale właścicielka kazała mi się odpowiednio zachowywać i nawet zacząłem merdać ogonem, gdy wchodził do naszego domu, by moja pani się nie smuciła. Jednak miałem przeczucie, że coś się wydarzy i nie pomyliłem się. Pewnego wieczoru ten mężczyzna powiedział mojej pani, że chciałby, aby poznała jego rodziców, ale że pies nie wchodzi w grę. Podbiegłem do mojej pani, spojrzałem jej w oczy i próbowałem przypomnieć, jak dobrze nam było razem, ale ona zdawała się mnie nie zauważać. Właścicielka powiedziała, że to żaden problem i następnego dnia wsadzili mnie do samochodu i gdzieś zawieźli.

Byłem bardzo szczęśliwy, ponieważ gdy wysiadłem z samochodu zobaczyłem go, mojego pana. Więc było już po wszystkim, znowu wszyscy razem wrócimy do naszego domu i będziemy szczęśliwi. Jednak znowu się pomyliłem. Właściciel wziął smycz, moja pani podeszła, mocno mnie przytuliła, powiedziała „przepraszam, skarbie”, wsiadła do samochodu i odjechała. No cóż, pewnie tak trzeba, pomyślałem i poszedłem za właścicielem. Weszliśmy do środka i spotkała nas kobieta. Podszedłem, żeby się z nią przywitać, ale od razu zorientowałem się, że nie jest zadowolona, nie sposób mnie oszukać tym fałszywym uśmiechem czy udawanym „jaki ładny piesek”.

Leżałem spokojnie na dywaniku w korytarzu, który przygotował dla mnie mój pan. Wszystko było w porządku, pomyślałem. Miałem gdzie mieszkać, miskę z jedzeniem i mojego pana. Ale najwyraźniej nie miałem szczęścia. Gdy właściciel był w domu, wszystko wydawało się w porządku, ale gdy tylko właściciel wychodził, ta kobieta zaczynała narzekać.... miała dość mojej sierści, całe mieszkanie śmierdzi, nie ma teraz miejsca w korytarzu, do tego muszą na sylwestra zostać w domu..... Czułem, że gdyby mogła, to by mnie kopnęła, ale pewnie się bała z powodu tego, że jestem bardzo duży. Natomiast im bardziej zbliżały się święta, tym częściej słyszałem zirytowany głos tej kobiety.... „Nie chce sprzątać po tym psie. Nie chce spędzać wszystkich świąt w domu. Wybieraj - albo on, albo ja”. Mój ukochany właściciel postanowił wybrać ją :(.

Nikt mnie nie chce.......

Chcą mnie oddać........

Boję się.....

Co mnie czeka.......

Leżę cichutko w korytarzu na swoim legowisku i nie mogę zasnąć, próbując zrozumieć, co zrobiłem źle, dlaczego chcą mnie oddać? Do białego rana wspominałem wszystkie chwile mojego życia, od pierwszego oddechu, pierwszego mleka matki po te słowa.... „wybieraj - albo on, albo ja”.

Usłyszałem, że winda zaczęła pracować, więc był już ranek, jakie niespodzianki przyniesie mi ten dzień......

Mój pan wyszedł z sypialni, przykucnął obok mnie, pogłaskał i powiedział przepraszającym głosem: „zrozum mnie młody, tak trzeba i jest mi przykro”. Ubrał się, wziął smycz i wyprowadził mnie z mieszkania.

Na podjeździe zaparkowany był dziwnie wyglądający samochód, a w nim mnóstwo klatek z psami. Właściciel otworzył drzwi klatki i kazał mi tam wejść :(.

Jechaliśmy długo, niektórzy marudzili, inni wzdychali, a ktoś opowiadał o tym, jak został złapany, umieszczony w klatce, a teraz wieziony do jakiegoś schroniska. Schronisko, co za nieprzyjemne słowo, przyprawia mnie o gęsią skórkę. Ciekawe, gdzie mnie zabiorą? Mój pan wsadził mnie do klatki i powiedział, że tak będzie lepiej, ale jak? Chciałem głośno wyć, ale zdawałem sobie sprawę, że dla tak dużego psa jak ja, nieładnie jest okazywać słabość. Obok mnie jakaś ruda dziewczyna spokojnie zapytała mnie: „A ty, przystojniaku, skąd jesteś i dokąd jedziesz?”. Nagle zacząłem opowiadać jej o swoim beztroskim dzieciństwie, o tym jak bardzo byłem szczęśliwy z mamą i tatą. Jak dobrze bawiłem się z rodzeństwem, jak przyjechali i zabrali mnie do dużego pięknego domu, jak bardzo mnie tam kochali. Miałem najlepsze zabawki, najsmaczniejsze jedzenie i w jednej chwili wszystko się skończyło, po prostu zostałem porzucony i teraz gdzieś mnie zabrali, nie miałem zielonego pojęcia i to mnie jeszcze bardziej zasmuciło. Podczas rozmowy czas zleciał nam bardzo szybko. Samochód się zatrzymał i wyprowadzili mnie z klatki.

Staliśmy na środku drogi w nieznanym mi miejscu, a do nas zbliżała się kobieta. Zamarłem, zastanawiając się, kto do mnie się zbliża? Ostatnio tak często byłem krzywdzony i zdradzany, że zaczynałem myśleć, że ludzie są źli, zwłaszcza nieznajomi, po których nie wiadomo czego się spodziewać. Ale podobno Maremmy mają intuicję i bardzo powoli zacząłem zbliżać się do kobiety. Kobieta podeszła do mnie, wyciągnęła ręce i nagle poczułem coś znajomego. Przysunąłem się do niej bliżej i nagle przytuliła mnie, zaczęła mówić: „Mój promyczek, mój promyczek wrócił” i płakała. Staliśmy tam, przytuleni na środku drogi, wielki biały kudłaty pies i szczęśliwa, zapłakana kobieta.

Główne zdjęcie: storyfox