Minęły 52 lata i nadal nie został na palcu zielony ślad.
Pewnej letniej nocy 1970 roku obróciłem się na bok i zapytałem leżącą obok mnie dziewczynę, czy chce wyjść za mąż.
- Porozmawiamy o tym rano - powiedziała. - Muszę się teraz przespać.
Rano stwierdziła, że wyjście za mąż to nie jest dobry pomysł, a właściwie nawet bardzo zły, ale i tak się zgadza. Miała rację: to był zły pomysł. Młoda kobieta, Tabitha Spruce, nie ukończyła jeszcze studiów. Natomiast ja skończyłem studia, ale nie mogłem dostać pracy jako nauczyciel. Pracowałem w pralni przemysłowej, zarabiając niewiele więcej niż minimalne wynagrodzenie. Mieliśmy kredyt studencki, żadnych oszczędności i żadnych zapomóg. Miałem dwie pary bielizny, dwie pary dżinsów, parę butów i problem z alkoholem. Pamiętaliśmy o tym, ustalając datę: 2 stycznia 1971 r.
Tej jesieni wsiedliśmy do autobusu ze Starego Miasta, gdzie mieszkała Tabitha, do Bangor, gdzie znajdował się znany sklep z biżuterią Daisy's. Poprosiliśmy o pokazanie najtańszego zestawu obrączek, które były w sprzedaży. Ze wspaniałym profesjonalnym uśmiechem, w którym nie było ani odrobiny protekcjonalności, sprzedawca pokazał nam dwie cienkie złote obrączki za 15 dolarów. Wyciągnąłem portfel, który wtedy przypinałem łańcuchem do paska dżinsów, i zapłaciłem za nie. W autobusie w drodze do domu powiedziałem: „Założę się, że zostawią zielony ślad na naszych palcach”.
Tabitha odpowiedziała: „Mam nadzieję, że będziemy nosić obrączki wystarczająco długo, by się dowiedzieć”.
Mniej więcej dziesięć tygodni później założyliśmy sobie obrączki. Garnitur, który miałem na sobie, był na mnie za duży - pożyczyłem go od mojego przyszłego szwagra. Z mojego krawata byłby dumny sam Jerry Garcia. Moja żona miała na sobie niebieski kombinezon, który kilka miesięcy wcześniej był strojem druhny na ślubie jej przyjaciółki. Była przepiękna i wystraszona. Na przyjęcie weselne (kanapki z tuńczykiem i napojem gazowanym) pojechaliśmy moim samochodem, starym Buickiem z silnikiem, który gaśnie. Cały czas dotykałem kciukiem obrączki na palcu serdecznym lewej ręki.
Kilka lat później - trzy? pięć? - kiedy Tabitha myła naczynia, jej obrączka zsunęła się z palca i wpadła do otworu odpływowego. Próbowałem ją znaleźć, ale w ciemności jedyne co znalazłem to spinkę do włosów. Obrączka zniknęła. Wtedy już mogłem kupić nową, bardziej elegancką obrączkę, ale ona i tak zaczęła płakać z powodu utraty pierwszej prawdziwej obrączki. Nie była warta ośmiu dolarów - była bezcenna.
Udało mi się w życiu, jeśli chodzi o karierę. Napisałem bestsellery i zarobiłem miliony dolarów. Ale ani razu nie zdjąłem tej taniej obrączki z lewej ręki od dnia, w którym moja żona założyła mi ją. Wiem, brzmi to jak piosenka country. Ale tak to często w życiu bywa. Obrączka przypomina, jak wtedy żyliśmy: maleńkie dwupokojowe mieszkanie, okropna kuchenka i głośna lodówka, skrzypiące deski podłogowe, ciągłe przeciągi w domu w okresie zimowym, hałas uliczny w nocy i plakat nad zlewem z napisem: MÓJ PRZYJACIEL, NIE MAMY JUŻ SIŁ. Obrączka zmusza do myślenia o przyszłości, przypomnienia sobie co mieliśmy (prawie nic) i jacy byliśmy (bardzo fajnymi osobami). Sprawia, że zapominasz, że cena danej rzeczy i jej wartość to niekoniecznie to samo.
Minęły 52 lata i nadal nie został na palcu zielony ślad.
Główne zdjęcie: storyfox