Irena szła do domu znaną, wydeptaną przez lata ścieżką. Nie miała zbyt radosnych myśli, które nie pozwalały jej cieszyć się pięknem jesieni - musiała przygotować dzieci do szkoły.

Znów musi pożyczyć pieniądze od przyjaciół. Ze sprzedaży ziemniaków nie można się wzbogacić, jednak przez całą zimę trzeba coś jeść.

Podchodząc do furtki, Irena zauważyła, że nie jest ona zamknięta. Zdziwiona, wkroczyła na teren swojej posesji.

Sprawdzając drzwi wejściowe, wzruszyła ramionami i postanowiła sprawdzić ogródek. Po przeciwnej stronie, w pobliżu jabłoni, na huśtawce słodko spał mężczyzna. Jego buty zostały zdjęte i czekały obok.

- Co za porządny facet.

Niespodziewanie dla siebie Irena powiedziała to spokojnym głosem.

Usiadła naprzeciwko niego i zaczęła przyglądać się - czyste ubrania, ogolony, nie jest pijany, nie ma od niego nieprzyjemnego zapachu. Wyglądało na to, że ma pięćdziesiątkę. Dom był zamknięty na klucz - czyli nie złodziej. Co można ukraść z domku letniskowego? Oprócz różnych słoików z ogórkami.

Czterdzieści minut później mężczyzna obudził się i zobaczył właścicielkę domku, przestraszył się i zaczął przepraszać:

- Bardzo przepraszam. Zdrzemnąłem się trochę. Zaraz pójdę.

Zaczął pośpiesznie zakładać buty. Później zapytał:

- Czy może wie Pani, czy ktoś potrzebowałby pracownika?

- Jasne, w jednym domu przecieka dach, w drugim kran. Nie we wszystkie mają mężczyzn. Kim Pan w ogóle jest?

- Chodzi o to, że... - Wyciągnął z kieszeni zezwolenie o opuszczeniu zakładu karnego i się zawahał.

Irena zrozumiała:

- Nie ma Pan gdzie nocować.

Przytaknął w milczeniu.

Irena zastanawiała się przez kilka minut, a potem powiedziała:

- Może Pan na razie zamieszkać w moim domku. Jak Pan się nazywa i czym się Pan zajmuje?

- Nazywam się Adam Wiśniewski, jestem chirurgiem, trafiłem do więzienia z powodu potrącenia - niestety ta osoba nie żyje. Jak Pani ma na imię?

- Irena Rostkowska, nauczycielka historii. W naszym domu mieszka lekarz z pobliskiego szpitala, na pewno potrzebują pracowników. Porozmawiam z nim.

Trzy dni później Irena przyjechała z miasta i poinformowała mężczyznę o pozytywnym wyniku jej prośby.

Miesiąc później Adam zaczął pracować w szpitalu powiatowym. Rok później został kierownikiem oddziału chirurgicznego. Zaczęli do niego przyjeżdżać pacjenci z różnych miast. Mówiono, że chcą mu zaproponować jeszcze lepsze stanowisko, ale z powodu tego, że był w zakładzie karnym, to wyklucza możliwość rozwoju.

W tym czasie nauczycielka wyszła za mąż za „znalezisko”. Urodził im się syn Ignacy. Starsza córka wyjechała na studia do innego miasta, młodsza kończyła szkołę.

Irena czuła się dobrze w swoim małżeństwie. Jedyne, co ją dziwiło, to fakt, że Adam nigdy nie wspominał o swojej przeszłości, pewnie ma dzieci. Nie miała jednak odwagi poruszyć tego tematu.

Pewnego dnia przyjechała w odwiedziny kuzynka Adama. Siedząc przy stole, gospodarz poprosił o głos:

- Kiedyś myślałem, że mam wszystko - żonę, syna, samochód, mieszkanie, przygotowywałem się do zostania profesorem. Potem nagle doszło do wypadku drogowego. Syn prowadził samochód, a ja wziąłem winę na siebie - synowa była w ciąży. Gdy byłem w więzieniu, moja żona złożyła pozew o rozwód. Po odbyciu kary udałem się do syna, który powiedział, że ma zbyt małe mieszkanie. Wsiadłem do pierwszego lepszego autobusu, a później Irena mnie znalazła - przecież mogła wezwać policję.

Zwracając się do swojej żony, powiedział.

- Dziękuję, że tego dnia nie byłaś zbyt leniwa, by pojechać do domku.

Irena roześmiała się i powiedziała:

- Czasem dobrze jest zostawić otwartą furtkę w pośpiechu.

Główne zdjęcie: kakao.im