Poznaliśmy się z mężem 11 lat temu, gdy był w podróży służbowej w naszym mieście. Wzięliśmy ślub, zamieszkaliśmy razem. Szybko znalazł pracę w dużym supermarkecie jako ochroniarz. Nie powiedziałabym, że to była prestiżowa praca, ale dobrze nam się wiodło, mieliśmy wystarczająco dużo pieniędzy, nie potrzebowaliśmy nic ponad to. Pomoc od rodziców przyjęliśmy tylko wtedy, gdy urodziła się córka, ale teraz sama pracuję i niczego nam nie brakuje. Mieszkamy osobno od rodziców.

Kiedy mój mąż zaczął tu pracować, zyskał nowe hobby: piątkowe wieczory spędzał z kolegami w saunie - oprócz tych, którzy aktualnie byli na zmianie. Często zmieniali miejsca, chodzili do różnych, choć mój mąż zawsze był szczery co do miejsca, w którym aktualnie się znajdowali. Bardzo mi się to nie podobało. Nie dość, że zawsze był zajęty w piątkowe wieczory, to jeszcze to wszystko było podejrzane! Każdy wie, że do takich miejsc zazwyczaj zapraszane są dziewczyny.

Ale mój mąż zawsze mówił: „Potrzebuje tylko jeden wieczór w tygodniu na relaks w towarzystwie przyjaciół i kolegów, pijemy tam piwo, nic więcej. Odpoczywamy w ten sposób, w pozostałe dni jestem z tobą!”. Dzielnie to znosiłam, ale dzwoniłam do niego dość często, jednak nie zawsze odbierał i powoływał się na to, że jest w saunie. Nie mogłam jednak wyrzucić pewne myśli z głowy. Ciągle wyobrażałam sobie, że jest tam z jakąś kobietą.

Wszystko byłoby w porządku, ale moja koleżanka zamąciła mnie w głowie. Pracujemy w piątek, jest prawie koniec zmiany, muszę jeszcze odebrać córkę z przedszkola. Zaczęłyśmy rozmawiać o mężach i powiedziałam jej, że mój ma takie hobby: piątkowe wieczory, od godziny 17.00, spędza w saunie. Ona do mnie powiedziała: „Co ty gadasz! Zapewne zdradza w tym czasie! Na bank zapraszają dziewczyn, przecież z przyjaciółmi można się spotkać w restauracji albo pójść zagrać w bilard. Gdzie dokładnie twój mąż spędza dziś wieczór?”. Odparłam, że zawsze wiem, gdzie jest - dzisiaj również. Koleżanka tylko się uśmiechnęła i nic nie powiedziała.

Jak ona mnie nakręciła! O szóstej wieczorem, gdy biegłam po córkę do przedszkola, wciąż dzwoniłam do męża, ale był niedostępny (jak się później dowiedziałam, był problem z zasięgiem). W pośpiechu zabrałam córkę, skierowałyśmy się do tamtej sauny. Drzwi były otwarte, na recepcji nikogo nie było, a nawet gdyby ktoś był, to nie potrafiłby mnie zatrzymać. Weszłam do jednego z pokoi, zobaczyłam stół, wokół którego siedziało sześciu mężczyzn w prześcieradłach (mój mąż również tam był) oraz dwie dziewczyny. Co prawda, też były w prześcieradłach, ale kim one były?

Zaczęłam krzyczeć w obecności mojej przerażonej córki. Wskazywałam palcem w kierunku dziewczyn, pytając, kim one są. Mąż patrzył na mnie z nienawiścią, ale pozostali mężczyźni zrozumieli zaistniałą sytuację i zaczęli mnie zapewniać, że to też ich koleżanki, wcześniej pracowały na kasie, a teraz obie zwolniły się, jednak nadal wszyscy się przyjaźnią, zresztą same dziewczyny mnie o tym zapewniały. Ale ja już nie mogłam się uspokoić, krzyczałam na męża i na dziewczyny, obrażałam je. Przybiegła recepcjonistka i przeprosiła za to, że drzwi były otwarte. Wezwali dla mnie taksówkę i pojechałam z córką do domu, grożąc przy tym mężowi.

Siedzę w domu, czekam na jego powrót, ciągle myśląc o tym, co się stało. Godzinę później przyszedł, przeszedł obok mnie, wyciągnął walizkę, zrzucił swoje rzeczy z wieszaka i chciał wyjść. Zaczęłam go prosić by został, gdyż musimy spokojnie porozmawiać, jednak nie chciał ze mną rozmawiać i wyszedł z mieszkania.

Minął już ponad tydzień. Wiem, że obecnie mieszka u kolegi z pracy, jednak nie odzywa się do mnie. Ostatnio przelał 1 tys. dla córki. I to wszystko! Zadzwoniłam do naszych wspólnych znajomych, prosiłam by z nim porozmawiali. Spróbowali, ale on natychmiast zmienia temat, mówiąc tylko, że zrobiłam mu wstyd. Nie jestem wtajemniczona w szczegóły pracy męża, nigdy nie poznałam jego kolegów, poza tym, że czasem przychodziłam do jego pracy i widziałam niektórych, którzy również byli w saunie.

Teraz siedzę i zastanawiam się, co ja zrobiłam? Próbuje analizować tamten dzień: szef był niezadowolony, mieliśmy nieprzyjemną rozmowę, na dodatek ta koleżanka dolała oliwy do ognia. Jest samotna, zazdrości wszystkim, którzy mają rodzinę.

Może ma rację. Może to nie są kasjerki. Może to tylko wymówka, pierwsza rzecz, która przyszła do głowy? Może i są to kasjerki, ale dlaczego przebywają w męskim towarzystwie? Przecież to nie przystoi.

Jak mam odzyskać męża? A może jednak nie powinnam?

Główne zdjęcie: youtube