Mam koleżankę, z którą przyjaźnię się od ponad 20 lat. Zawsze dobrze się dogadywałyśmy, jest ona bardzo ciekawą osobą, zawsze chętnie spędzałam z nią czas. Zaprosiłam ją na swój ślub, uczyniłam ją matką chrzestną moich dzieci, wprowadziłam ją do mojej rodziny. Od roku zaczęłam zauważać, że jej obecność w naszym domu mnie denerwuje, jestem zazdrosna o męża. Jako że najmłodsze dziecko jest bardzo malutkie, nie mam możliwości spotykania się z nią w kawiarni czy w jakimś neutralnym miejscu (zazwyczaj przychodzi z drugą koleżanką i jej mężem do nas do domu).
Na początku myślałam że to z powodu depresji poporodowej i niskiej samooceny, ponieważ od ponad trzech lat siedzę w domu (obecnie na urlopie macierzyńskim z drugim dzieckiem), życie toczy się wokół mnie, ale ja tkwię w martwym punkcie. Jedyne co mi pozostało to obowiązki domowe i zajmowanie się dziećmi. Potem przeanalizowałam ostatnie spotkania i uświadomiłam sobie, że jeśli mam wrażenie, że flirtuje z moim mężem, to pewnie tak właśnie jest.
Pewnego razu przyjaciółka założyła sukienkę bez stanika, spod cienkiego materiału widać było jej sutki. Zauważyłam, że przy stole stara się jakby zwrócić na siebie uwagę (zazwyczaj tak się nie zachowuje, znam ją przecież od 20 lat). Przyjeżdżając do nas, gdy muszę nakarmić dziecko w innym pokoju, nie idzie ze mną, żeby porozmawiać i spędzić razem czas. Woli zostać w kuchni z mężem.
Ostatnio, przed Sylwestrem, napisała, że chce podrzucić dzieciom prezenty wieczorem po pracy, żeby położyć je pod choinką. Odpisałam, że nie musi jechać taki kawał drogi, może je dać dzieciom po Sylwestrze. Jednak zależało jej na tym, by przyjechać przed Sylwestrem. Powiedziała, że może zejść na dół mąż. Odpowiedziałam, że to żaden kłopot dla mnie, mąż zostanie z dziećmi, tym bardziej, że nie widujemy się z nią zbyt często. Jednak jeszcze przed przyjazdem napisała ponownie, że niech zejdzie na dół mąż i zabierze prezenty, przecież po Nowym Roku też możemy porozmawiać.
Moja przyjaciółka nie jest mężatką, jej życie osobiste nie układa się zbyt dobrze, najprawdopodobniej z powodu jej charakteru, a może z powodu jej wygórowanych wymagań wobec mężczyzn. Zdarzało jej się spotykać z żonatymi mężczyznami, a w młodości poderwała chłopaka swojej siostry. Zawsze jednak wydawało mi się, że ceni sobie naszą przyjaźń, że nigdy czegoś takiego nie zrobi. Zwłaszcza, że jesteśmy razem z mężem od prawie 10 lat i zna go przez te wszystkie lata, nigdy wcześniej nie zauważyłam żadnego dziwnego zachowania. Według mnie podrywanie mężczyzny swojej przyjaciółki, z którą się przyjaźni od 20 lat jest niedopuszczalne. Do tego mamy dwójkę dzieci.
Mój mąż na to nie reaguje, ufam mu, wiem, że jest porządnym człowiekiem, nie będzie robił takich rzeczy za plecami, do tego ona nie jest w jego typie. Nie mam pojęcia po co ona to robi. Oczywiście, że będę się z nią spotykać tylko we dwójkę, bez męża. Jednak czy ja w ogóle potrzebuję takiej osoby w swoim otoczeniu? Chyba że wymyśliłam to wszystko sobie i ona nie robi tego celowo, to po prostu jej naturalne zachowanie przy mężczyznach, którego wcześniej nie zauważałam. Jeśli opowiem jej o tym wszystkim, a to okaże się bezpodstawne, to ona się obrazi, będzie szkoda naszej przyjaźni. Jeśli rzeczywiście flirtuje z moim mężem, to nic innego jak zdrada i brak szacunku.
Nie wiem, co mam zrobić. Przestać się w ogóle z nią komunikować czy porozmawiać? Jednak doskonale wiem co mi odpowie, że wydaje mi się i jak w ogóle mogłam coś takiego pomyśleć. No cóż, spotykanie się z nią gdzieś w kawiarni, udawanie, że nic się nie dzieje i nie mam urazy, chyba nic dobrego z tego nie wyniknie.
Główne zdjęcie: youtube