Nigdy nie sądziłam, że moja figura jest ważna dla mężczyzny. Nigdy nie byłam bardzo chuda. Swoją sylwetkę nazwałabym raczej przeciętną. W młodości nie narzekałam na zainteresowanie u chłopców, ale wybrałam mojego Szymona. Spotykaliśmy się przez około rok, a potem wzięliśmy ślub. Na początku wszystko było wspaniałe. Miłość i zrozumienie. Urodził się nam syn i wtedy wszystko się zaczęło. Niemal od razu przybrałam na wadze dziesięć kilogramów. Nie udało mi się ich zrzucić. Mąż zaczął traktować mnie z dystansem.
Nawet nie próbował ukryć swojego zimnego stosunku do mnie. Często mówił do mnie: "Zobacz, co ze sobą zrobiłaś. Zapuściłaś się, aż cię nie poznaję. Wstyd z tobą gdzieś wyjść". A mnie to bolało. Starałam się jak mogłam.
Dziecko pochłaniało mnóstwo mojego czasu, więc prawie nie miałam czasu dla siebie. Patrzyłam na siebie w lustrze i zdawałam sobie sprawę, że daleko mi do ideału. Chciałam być taka, jaka byłam przed ślubem i urodzeniem dziecka. A do tego jeszcze mój mąż cały czas mnie krytykował.
Starałam się dbać o siebie, ale przynosiło to bardzo małe i przede wszystkim powolne efekty. Mama mówiła mi, żebym się nie martwiła, że to tylko nasza budowa ciała. Teściowa też mnie uspokajała, ale jednocześnie mówiła, że muszę o siebie dbać. Brat mojego męża, Damian, przeciwnie, powiedział mi, że tak wyglądam jeszcze lepiej. Jest pięć lat starszy ode mnie i dwa lata od mojego męża.
Nie ma jeszcze własnej rodziny. Często do nas przyjeżdża i mamy dobre kontakty. Kiedy pytałam go, dlaczego wciąż jest samotny; mówił, że nie spotkał jeszcze tej właściwej. I czasem się śmieje, dodając: potrzebuję kogoś takiego jak ty, te dziewczyny teraz są za bardzo zapatrzone w siebie. Nie można z nimi nawet iść do restauracji. Zamówią sałatkę, a mi przy nich głupio jeść jakieś normalne danie. Czuję się z tym niekomfortowo.
Wszystkie nasze rozmowy są lekkie i żartobliwe. Mój mąż czasem powie mi coś obraźliwego na temat mojej nadwagi, nawet przy innych. Nawet jego brat zwraca mu uwagę. Doszło do tego, że mój mąż coraz częściej zostawał po pracy do późna, a czasem w ogóle nie wracał do domu. Ciągle mówił, że jest zajęty. Ale ja nie jestem ślepa. Znajomi zaczęli więc donosić, że widzieli go z młodą i szczupłą dziewczyną.
Pewnego dnia przed sklepem zobaczyłam samochód męża z dziewczyną w środku. Podeszłam, otworzyłam drzwi i zapytałam, kim ona jest. Nie wahała się powiedzieć mi, że jest praktycznie jego żoną. No proszę! Kim w takim razie ja jestem? Wtedy podszedł mój mąż. Zapytałam: "Co to wszystko znaczy?" A on mi powiedział: "Idź do domu, porozmawiamy później". Wsiadł do swojego samochodu i odjechał. Poszłam do domu i nie mogłam znaleźć sobie miejsca. Mój mąż wrócił do domu i powiedział mi, że składa pozew o rozwód.
Zakochał się w innej i odchodzi. Nie zatrzymywałam go ani nawet nie błagałam, żeby został. Spakował swoje rzeczy i wyprowadził się. Tego samego wieczoru wpadł jego brat Damian. On już wiedział o wszystkim. Zaczął mnie uspokajać. Długo ze mną rozmawiał, a ja czułam się spokojna.
A potem wyznał, że kocha mnie od dawna. Minęło pół roku, odkąd jesteśmy małżeństwem. On nazywa mnie swoją "ulubioną bułeczką". A ja nie mam żadnych kompleksów na punkcie swojej figury. Jestem w pełni szczęśliwa. Mojemu mężowi z tamtą dziewczyną też nie wyszło. Rozstali się, a on znowu szuka nowej partnerki.
Główne zdjęcie: youtube