Miałam kiedyś chłopaka Staszka: miał staroświeckie przekonania, wierzył w miłość aż po grób, pomagał innym i kochał zwierzęta. Był godnym pozazdroszczenia narzeczonym. I w dodatku bardzo przystojnym. Dobra praca, nieruchomości, niby wszystko na swoim miejscu.

W takiej bańce żyłam przez jakiś czas. Sama sobie zazdrościłam, a koleżanki szeptały: „Trzymaj się go!”

No więc trzymałam się i on też mnie nie puszczał. W każdym razie nasza sielanka trwała.... ale nie długo.

Pewnego dnia mój narzeczony wrócił do domu w złym humorze. Zapytałam o co chodzi, a on wyznał, że poznał mojego byłego męża. Przypadkowo. Tu muszę wyjaśnić, że nie mam z byłym mężem żadnego kontaktu, a naszych relacji w ogóle nie można nazwać przyjacielskimi. Wtedy uświadomiłam sobie, że sama nigdy nie pokazywałam mu zdjęć z nim, nie opowiadałam o byłym i nawet nie mam go w znajomych na portalach. „Czyli sam go znalazł i wie, jak on wygląda?” Ale to był dopiero początek.

Powiedzmy, że faktycznie poznali się przez przypadek – ale cała rozmowa potoczyła się już świadomie. Wyszli na papierosa i zaczęli rozmawiać o mnie. Niby nie miałam nic do ukrycia, ale zrobiłam się bardzo spięta i chciałam wiedzieć o czym rozmawiali. Nie wiedziałam co o tym wszystkim myśleć. Mój idealny narzeczony z zakłopotaniem tłumaczył mi, że rozumie, że nie powinien był tego robić. Okazało się, że Staszek właśnie wypytywał mojego byłego małżonka o to, jaka jestem, jakim jestem człowiekiem i tak dalej.

Łzy popłynęły mi po policzkach, chyba po raz pierwszy doświadczyłam takiej zdrady: za moimi plecami osoba, z którą mieszkam, z którą planowałam rodzinę, poznała mojego byłego, z którym nie utrzymywałam kontaktu, i w dodatku wypytywała go o szczegóły dotyczące mnie - nie mogłam sobie tego poukładać w głowie. "Serio? Jak mogłeś to zrobić??!" - powtarzałam w histerii. Jak mogłeś, Staszek?

Jakby tego było mało, powinnam dodać, że mój były wymyślił połowę rzeczy o mnie, a Staszek mu uwierzył i próbował mnie o nie wypytywać, jak na przesłuchaniu. I postawił mnie w sytuacji, w której musiałam tłumaczyć się z cudzych kłamstw. Wyszło na to, że musiałam się usprawiedliwiać z czegoś, co nie było moją winą.

Wtedy zdałam sobie sprawę, że w jednej chwili straciłam do niego szacunek. Zrozumiałabym jakby tak postąpiły jakieś dwie baby na targu, które koniecznie muszą poplotkować, ale dorosły mężczyzna, który specjalnie próbuje namieszać w przeszłości kobiety, z którą zamierza spędzić życie - to cios poniżej pasa, od razu stracił w moich oczach jako mężczyzna. Jednym czynem całkowicie wywrócił moją opinię o nim, moje dobre nastawienie i zabił wszelkie uczucia. Nie potrafiłam tego usprawiedliwić, zrozumieć ani wybaczyć.

Zawsze myślałam, że prawdziwy mężczyzna jest gotowy do kłótni, kiedy tylko usłyszy jedno złe słowo o swojej dziewczynie.

I związek z idealnym Staszkiem dobiegł nagle końca... A ja zaczęłam rozumieć, co oznacza oklepany frazes o tym, że szacunek jest w związku najważniejszy. Nigdy nie byłam taka kategoryczna, ale plotkowanie przelało czarę goryczy.

Mężczyzna może być słaby, popełniać błędy, nawalać, czasem być kapryśny, a nawet płakać, ale prawdziwy mężczyzna nie powinien obgadywać swojej kobiety...

Główne zdjęcie: youtube