Wyszłam za mąż bardzo szybko. Moje małżeństwo trwało zaledwie pół roku. To znaczy do czasu, gdy matka mojego męża zamieszkała z nami, chcąc się upewnić, że jej syn dokonał właściwego wyboru, a ja dobrze się nim opiekuje. Jej synem, który ma trzydzieści lat. Na początku myślałam, że żartuje, ale to wcale nie były żarty.
Mój mąż Paweł przeprowadził się z innego miasta. Po pięciu latach studiów nie chciał wracać do rodzinnego miasta.
Zanim się poznaliśmy, wynajmował mieszkanie razem z przyjacielem. Próbował oszczędzać na swoje własne mieszkanie, ale nie za bardzo mu to wychodziło. Przynajmniej kiedy go poznałam, nie miał zbyt wiele oszczędności.
Nie mam problemów związanych z mieszkaniem czy środkami finansowymi. Mieszkam w swoim dwupokojowym mieszkaniu, mam stabilną pracę, nie jestem od nikogo zależna finansowo, a nawet staram się pomagać rodzicom. Nie mogę powiedzieć, że dużo zarabiam, ale starcza mi na życie.
Spodobaliśmy się sobie nawzajem od pierwszego wejrzenia. Miałam wtedy trzydzieści lat, on trzydzieści jeden. Nie byliśmy wcześniej w związkach małżeńskich i nie mieliśmy dzieci, co w naszym wieku jest już na wagę złota.
Spotykaliśmy się przez około rok. Od czasu do czasu zostawał u mnie na noc, ale nie proponowałam mu, żeby się wprowadził do mnie, w sumie on też nie poruszał tego tematu. Po jakimś czasie odbyliśmy rozmowę, w której powiedział, że traktuje mnie poważnie, więc zdecydowaliśmy zamieszkać razem i sprawdzić czy dobrze się dogadujemy. Mieszkaliśmy razem przez około pół roku.
Byliśmy zadowoleni z wyniku eksperymentu, więc postanowiliśmy się pobrać. Nie zamierzaliśmy urządzać wesela, nie widzieliśmy w tym sensu. Moi rodzice złożyli nam życzenia, zrobiliśmy grilla, wypiliśmy trochę wina. Moja teściowa powiedziała, że skoro nie będzie wesela, to przyjedzie później, żeby mnie poznać i jednocześnie złożyć nam życzenia.
Dobrze nam się układało. Po ślubie Paweł nie zaczął rozrzucać wszędzie skarpetek, ani nie żądał codziennie rano kawy do łóżka. Wszystko pozostało tak, jak było wcześniej. Do momentu, aż przyjechała do nas jego matka.
Teściowa przyjechała do nas bez zapowiedzi. Po prostu zadzwoniła do Pawła w sobotę rano i powiedziała, że jest już na dworcu i musi po nią przyjechać. Zrobiliśmy z mężem wielkie oczy. Podczas gdy on spieszył się, próbując szybko się ubrać i zadzwonić po taksówkę, ja próbowałam zrobić porządek i wymyślić, czym nakarmić teściową. Chciałam zrobić dobre wrażenie.
Szybko zrobiłam coś do jedzenia, posprzątałam (zwykle sprzątam w soboty), ledwo zdążyłam zmienić ubranie z piżamy na coś porządniejszego, gdy mój mąż przywiózł swoją matkę. To duża i bardzo głośna kobieta. Przytuliła mnie i dobrze mi się przyjrzała.
Byłam zmieszana ilością jej rzeczy, które przywiozła ze sobą mama mojego męża. Zazwyczaj z taką ilością rzeczy przyjeżdżają na dłużej. Ale wyrzuciłam to z głowy i zamieniłam się w rolę gościnnej gospodyni.
Mama męża od razu znalazła do czego się przyczepić, ale spojrzałam na to filozoficznie, nawet nie wątpiłam, że tak będzie, miałam tylko nadzieję, że dojdzie do tego nie pierwszego dnia. Weekend minął szybko - trzeba było ugościć teściową, potem zapoznać ją z moimi rodzicami i wysłuchać kilku bardzo zabawnych historii z dzieciństwa Pawła.
Miałam nadzieję, że mama mojego męża przyjechała do nas na tydzień lub dwa, ale minęły już trzy tygodnie i nie było żadnej mowy o tym, że „no cóż, chyba czas wracać do domu”. Mój mąż też nic nie wiedział o planach swojej matki, ale nie przejmował się sytuacją. Teściowa robiła dla swojego syna wszystko, ciągle przyrządzając jego ulubione dania.
W końcu zebrałam się na odwagę i zapytałam teściową, kiedy zamierza wrócić do swojego domu. Ale teściowa dziwnie na mnie spojrzała i powiedziała, że na razie nigdzie się nie wybiera.
- Zostanę by sprawdzić, czy dbasz o mojego chłopca i nauczę cię, jak właściwie to robić, bo to, co do tej pory zobaczyłam, sprawia mi przykrość - powiedziała mi matka mojego męża. Później usłyszałam wiele pretensji na temat tego, co robię źle.
Kiedy poprosiłam męża by porozmawiał ze swoją matką i zawiózł ją na dworzec, Paweł zaczął mówić, że to jest jego matka i po co ją obrażać, przecież chce jak najlepiej, do tego rzeczywiście przydałoby się, żebym się od niej jeszcze wiele nauczyła. Rozmawialiśmy o tym jeszcze przez dwa tygodnie, a w tym czasie moja teściowa już się zadomowiła i rządziła mną, jakbym to ja do niej przyjechała.
Nie zamierzałam czekać dłużej i liczyć na cud. Wyprowadziłam teściową i poprosiłam, żeby od tej pory informowała o swoich wizytach wcześniej. Była bardzo oburzona, Paweł też próbował wyżywać się na mnie, ale udało mu się tylko doprowadzić do tego, że został wyrzucony z mieszkania razem z matką.
Później Paweł powiedział, że jeśli nie przeproszę zarówno jego, jak i jego matki, to dojdzie do rozwodu. Nie przeprosiłam i bardzo szybko się rozwiedliśmy. Dzięki Bogu, że nie zaszłam w ciąże.
Główne zdjęcie: youtube