Mój mąż ma dużą rodzinę, która sądząc po tym, że jesteśmy razem od pięciu lat, w ogóle nie potrafi bez niego nic zrobić. Zawsze coś się dzieje u krewnych i to właśnie do mojego męża od razu dzwonią.
Wiedzą, że przyjedzie nawet w środku nocy i pomoże im, do tego nie weźmie żadnych pieniędzy. Szkoda tylko, że mąż nie ma czasu dla mnie i syna.
Zanim się pobraliśmy, mieszkaliśmy z mężem w innym mieście, ponieważ studiowaliśmy tam na uniwersytecie. Nie mogłam więc w pełni ocenić relacji między mężem a jego krewnymi. Oczywiście mówił mi, że ich rodzina jest duża i pomagają sobie nawzajem. Myślałam, że ludzie po prostu często się spotykają i pomagają, gdy zajdzie taka potrzeba, jednak okazało się zupełnie inaczej.
Po studiach postanowiliśmy przeprowadzić się do rodzinnego miasta mojego męża. Miał tam mieszkanie i powiedział też, że jego krewni pomogą z pracą. Była to ogromna pomoc dla młodej rodziny, więc od razu przeprowadziliśmy się, a kilka miesięcy później wzięliśmy ślub.
Podczas gdy się urządzaliśmy, gdy przygotowywaliśmy się do ślubu, nie było czasu, by usiąść, odetchnąć i zastanowić się nad tym, co dzieje się wokół. To, że mój mąż prawie nie bywał w domu, martwiło mnie, ale nie przeszkadzało. Przecież tak długo nie było go w rodzinnym mieście, a w związku z przygotowaniami do ślubu działo się bardzo dużo. Niewiele pomagałam ze swojej strony - nie znałam miasta, nie miałam znajomych, więc mąż wszystko załatwiał.
Zajęłam się sprzątaniem mieszkania, które było wcześniej wynajmowane podczas gdy mąż studiował. Lokatorzy dbali o mieszkanie, ale ja i tak wszystko wyczyściłam, ponieważ to było teraz nasze własne mieszkanie. Potem poukładałam rzeczy i przyjmowałam gości, których przyprowadzała teściowa. Był to jej sposób na zapoznanie mnie z rodziną, żeby do ślubu poznać jak największą ilość ludzi.
Już po ślubie mąż dostał pracę, jednak nie widywałam go zbyt często. Jeździł do wujka przekopywać ogródek, jeździł do matki malować sufit, jeździł do brata by pomóc mu naprawić samochód, albo załatwiał jakieś inne problemy krewnych. Nie mógł nikomu odmówić, przecież to byli jego bliscy.
Gdy miał wolne i nie musiał nigdzie jechać, mąż leżał na kanapie, mówiąc, że jest bardzo zmęczony i chce odpocząć w spokoju. Nie prosiłam męża o zrobieniu czegokolwiek w mieszkaniu, po prostu siadałam obok niego i oglądaliśmy film, albo rozmawialiśmy. Potem zaczynałam malować ściany lub przesuwać meble, podczas gdy mąż znowu pomagał krewnym.
Myślałam, że mój mąż wkrótce zwolni tempo i zrozumie, że ma teraz swoją rodzinę i będzie spędzał ze mną więcej czasu, jednak tak się nie stało. Kiedy przypominałam mu, że tak naprawdę jestem jego żoną, również potrzebuję uwagi i wsparcia, mąż całował mnie czując się winny i mówił, że wszystko rozumie, ale nie może odmówić rodzinie.
Kocham mojego męża, więc dalej to znosiłam. Potem zaszłam w ciążę i miałam nadzieję, że przynajmniej to sprawi, że zmieni swoje podejście i zachowanie. Udało mi się. Przez miesiąc mąż zwracał na mnie uwagę, pomagał mi w domu, a ja cieszyłam się, że jesteśmy prawdziwą rodziną, jednak to się szybko skończyło. Mój mąż znowu zaczął jeździć do bliskich i pomagać im w robieniu różnych rzeczy.
- Proszę, zrozum mnie, teraz to ja im pomagam, lecz gdy będę potrzebował pomocy, oni pomogą mi - tłumaczył mi mąż, gdy nie wytrzymałam i zaczęłam się kłócić z nim.
W ciągu dwóch lat trwania naszego małżeństwa nie otrzymaliśmy zbyt wiele pomocy od krewnych. Mogę policzyć na palcach. Mój mąż natomiast zawsze komuś pomaga. I nawet to, że żona jest w ciąży, nie wpłynęło na zmianę jego priorytetów.
Po urodzeniu dziecka sytuacja nie uległa zmianie. To znaczy na kilka miesięcy mąż przypomniał sobie, że jest mężem i ojcem, a potem znów zaczął stawiać na pierwszym miejscu dobro swoich bliskich.
Czasami miałam wrażenie, że jestem samotną matką. Budziłam się, a męża nie było, gdyż poszedł do pracy, a wieczorem przychodził dosyć późno i od razu kładł się spać. Czasem widziałam go, gdy dziecko jeszcze nie spało, czasem już spałam i nie wiedziałam, czy mąż wrócił do domu, czy nie było go.
Dziecko rosło, byłam na urlopie macierzyńskim, a mój mąż ciągle jeździł do krewnych. Nie miał czasu dla syna, nie miał też czasu dla mnie. Na pierwsze zawołanie biegł do matki wkręcać żarówki, a w domu przez pół roku prosiłam go, żeby naprawił gniazdko. Kiedy zepsuła się pralka, musiałam wzywać fachowca, gdyż jego wujek, który zna się na urządzeniach AGD, przez cały miesiąc nie mógł znaleźć dla nas czasu.
Natomiast na przyjęciach rodzinnych mój mąż jest chwalony przez krewnych: jest pomocny, mądry i przystojny. Szkoda, że nie mogę podzielić ich zachwytu. Nie chcę z nim się kłócić, ale jestem po prostu zmęczona takim zachowaniem. Nie ma sensu z nim rozmawiać, gdyż uważa, że wszystko jest w porządku.
Główne zdjęcie: youtube