- Nigdy bym nie pomyślała, że moje dzieci będą tak zachłanne na pieniądze - mówi Teresa. - Dostaję mniej więcej 1500zł emerytury na rękę. - Z tego jakieś 500 idzie na różne opłaty i rachunki. A moje dzieci, Igor i Małgosia, pracują, mają już swoje rodziny, ale i tak przychodzą do mnie po pieniądze. Chociaż doskonale wiedzą, że ja nie pracuję i żyję z renty. - Nie pracuję ze względów zdrowotnych. Po pochowaniu męża zaczęłam mieć problemy z ciśnieniem i sercem.
A jak Gosia przychodzi z wnuczką Justyną, to tu poprosi o pieniądze na nowe ubranka, tu żeby się jej dołożyć do opłaty za przedszkole, albo po prostu żeby dać jej na zakupy. A jej mąż nie pracuje wcale. Od czasu do czasu dorabia jako budowlaniec i każde zarobione pieniądze przepija. Nie zajmuje się córką, nie odprowadza jej do przedszkola, nie bawi się z nią. Nie robi nic poza piciem. Mówiłam Gosi, żeby się z nim rozwiodła, ale on nie chce. Czeka, czy się opamięta. Głupia, marnuje sobie życie.
- A Igor wymknął się spod kontroli - tłumaczy Teresa. - Nawet nie kryje się z tym, że bije żonę i jeszcze odszedł z pracy. Jest do niczego. Żyje na garnuszku żony i jeszcze dzieci mu się zachciało. Przychodzi tylko, żeby wyciągnąć ode mnie jakieś pieniądze, na bilet, na doładowanie telefonu. Szlaja się po osiedlu z jakimiś podejrzanymi typami i pijakami. Wstyd jak nie wiem.
- Co poszło nie tak w życiu moich dzieci? Dlaczego są takie nieszczęśliwe? Małgosie dręczy mąż. Mówiłam jej, żeby nie wychodziła za mąż w wieku 19 lat, żeby się opamiętała. Zaszła w ciążę i teraz cierpi. Głupia. Zakochana. - A Igor niedługo zostanie sam i zapije się na śmierć. Żona Igora, Ania, zadzwoniła do mnie któregoś dnia i powiedziała, że myśli nad rozwodem. Powiedziała, że jest zmęczona. Rozumiem ją, oczywiście, to głupiec. Próbowałam z nim rozmawiać. Wszystko na nic. Odkąd zmarł jego ojciec, nie można ustawić go do pionu.
- Nie żałuję dzieciom pieniędzy, a już zwłaszcza wnukom - powiedziała Teresa. - Po prostu sama ledwo wiążę koniec z końcem. - Jem prawie samą kaszę, chleb i mleko. Nerwy mnie zjadają. Nigdy nie wyobrażałam sobie, że na starość będę widziała ten horror, który spotyka moje dzieci. To nie jest w porządku. Oglądanie tego jest bardzo bolesne. A przede wszystkim na moich oczach gaśnie nadzieja. Nadzieja na najlepsze. Staram się częściej przyprowadzać Justynkę do domu, gotować dla niej kaszki, spacerować z nią. Ona jest moją jedyną nadzieją. Może wszystko jej się w życiu ułoży.
Główne zdjęcie: youtube