- ...Teraz moja córka napisała w mediach społecznościowych: „Trudno jest żyć na świecie bez mamy, ale jest jeszcze trudniej gdy masz mamę, ale jest ona potworem!” - opowiada pięćdziesięciosześcioletnia Pani Halina.

- Potworem jestem ja: nie wpuściłam do domu własnej córki i wnuków. Jednak jestem przyzwyczajona do bycia czarnym charakterem - bez względu na to co robię, jak bardzo pomagam, wciąż jest za mało... Moja córka nie odzywała się do mnie przez ponad rok, po prostu trzasnęła drzwiami. Dowiedziałam się, że żyje tylko dzięki sieciom społecznościowym... Potem, we wrześniu, zadzwoniła do drzwi, stała na progu: Mamo, pomóż mi!

Dwudziestoośmioletnia Paulina, córka Pani Haliny, przyszła do matki prosić o pomoc nie sama, ale z dwójką synów: czteroletnim i siedmiomiesięcznym.

- Dzieci są od różnych ojców! - z westchnieniem wyjaśnia Pani Halina. - Mam wrażenie, że przeżywam deja vu! Trzy i pół roku temu moja córka przyszła do mnie z jednym dzieckiem. Powiedziała: „Rozwodzę się, czy możemy zamieszkać u ciebie?”. Pozwoliłam jej wtedy wejść!

...Pierwszy zięć Pani Haliny, były mąż jej córki, od razu nie spodobał się jej: ten mężczyzna nie był odpowiednim kandydatem na męża. Był chamski, głupi, nie miał wykształcenia, pracował na czarno u swojego znajomego w warsztacie samochodowym - w sumie tylko dorabiał.

Matka od razu powiedziała córce co o tym sądzi, bardzo starała się namówić Paulinę, żeby wstrzymała się z małżeństwem. Jednak jeśli bardzo chciała wyjść za mąż, to przynajmniej żeby zaczekała z dzieckiem. Ale córka oczywiście postąpiła zupełnie inaczej: wyszła za mąż i natychmiast zaszła w ciążę.

- Ich życie wyglądało niezbyt dobrze: mąż pił, zdradzał, robił awantury - opowiada Pani Halina. - Na początku córka nie skarżyła mi się, tak jakby wszystko było dobrze. Ale widziałam, że jest coraz gorzej. Nigdy nie było pieniędzy, to właśnie ja kupowałam rzeczy dla dziecka. Ale nigdy nie doczekałam się żadnego podziękowania, jeszcze na mnie się obrazili, że odważyłam się ich zganić. W każdym razie to małżeństwo nie trwało długo, a pół roku po porodzie przyszła do mnie córka....

Wspólne zamieszkanie z Pauliną nie było łatwe dla Pani Haliny. Z jakiegoś powodu jej córka oczekiwała, że matka nie tylko pozwoli wprowadzić się do swojego mieszkania i będzie gotować, ale także pomoże jej z dzieckiem, pozwoli jej gdzieś wyjść z przyjaciółkami, pozwoli jej pójść do pracy.

Nawet liczyła na to, że babcia zajmie się dzieckiem, podczas gdy córka będzie relaksować się w wannie czy spędzać czas w Internecie. Przecież każdy potrzebuje chwili wytchnienia, a babcia powinna cieszyć się czasem spędzonym z wnukiem. Ale Pani Halina od razu ustaliła własne zasady.

- Powiedziałam jej, że nie ma mowy o odpoczynku, kiedy ja opiekuję się jej dzieckiem! - opowiada Pani Halina. - Próbowała coś mówić o swoim życiu osobistym, o tym, że musi wszystko sobie poukładać. Powiedziałam do niej: Nie ma mowy! Teraz twoje życie osobiste to dziecko. Cóż, oczywiście obraziła się na mnie, mówiąc, że matki Darii i Natalii opiekują się swoimi wnukami, podczas gdy one wychodzą na randki. I co z tego? Nie obchodzi mnie to. Jeśli chciałaś chodzić na randki i odpoczywać, nie powinnaś była rodzić. Skoro postanowiłaś urodzić, to siedź w domu!

Pani Halina ustaliła własne zasady: zrzucała na córkę wszystkie obowiązki domowe („czy ona myślała, że ja będę sprzątać po niej i jej dziecku?”), brała pieniądze za mieszkanie i wyżywienie („witaj w dorosłym życiu!”), nieustannie przypominała jej, że „ostrzegałam cię, że tak będzie! Nie słuchałaś, więc teraz musisz radzić sobie sama...”.

- Żeby następnym razem zastanowiła się i wzięła odpowiedzialność za swoje czyny! - tłumaczy Pani Halina.

Jednak niewiele to pomogło. Pomimo starań matki, Paulina jakimś cudem zdołała poznać mężczyznę w Internecie, rozmawiała z nim przez jakiś czas na messengerze, umówiła się na kilka randek, a następnie odeszła, trzaskając drzwiami. Zabrała ze sobą dziecko. Pani Halina nie wie, gdzie Paulina mieszkała przez ostatnie osiemnaście miesięcy, kim jest ten mężczyzna.

- Prawdopodobnie ma nowego chłopaka! - wzrusza ramionami. - Drugie dziecko musiało się skądś wziąć...

Drugie małżeństwo Pauliny najwyraźniej również się nie udało, czego można się było spodziewać po tak pochopnej decyzji. Młoda kobieta wróciła do domu matki, tym razem z dwójką małych dzieci. Pewnie było aż tak źle, skoro zdecydowała się wrócić niezależnie od kłótni.

- Ale tym razem powiedziałam - nie, przepraszam, skarbie! - opowiada Pani Halina - Nie chcę ci więcej pomagać, pamiętam jak było ostatnio. Upokorzyła mnie przed wszystkimi krewnymi, sprawiła, że wyglądam jak potwór... Jedyne, co mogę zrobić, mówię, to pozwolić wprowadzić się do domku letniskowego. Jeśli nie masz gdzie iść, to możesz zamieszkać tam...

Domek letniskowy Pani Haliny znajduje się sto pięćdziesiąt kilometrów od stolicy, z dala od cywilizacji. Aby się tam dostać, trzeba najpierw pojechać pociągiem, potem autobusem, a następnie przejść pieszo kolejne cztery kilometry. Jedyny sklep spożywczy znajduje się w pobliżu przystanku autobusowego, ale ceny w nim są wysokie.

W najbliższej wiosce, oddalonej o dwadzieścia kilometrów, znajduje się większy sklep, ale autobus nie jeździ tam zbyt często. Jeśli wybierzesz się do sklepu wcześnie rano, wrócisz do domu dopiero przed południem. Nie wiadomo, jak wygląda sytuacja z opieką medyczną. Cóż, karetka powinna przyjechać, jeśli się uda. Zimą drogi nie są zbyt dobrze odśnieżane.

Brak udogodnień w domku, woda w studni, toaleta jest na zewnątrz. Jest prąd i piec, trochę drewna na opał. Ale jak młoda kobieta, która nigdy nie trzymała niczego cięższego niż smartfon, poradzi sobie z dwójką dzieci - oto jest pytanie.

\Niemniej jednak Paulina wzięła klucze do domku i podziękowała. Najwyraźniej teraz tam mieszka. Pani Halina uważa, że jej córka żyje całkiem dobrze, sądząc po tym, że publikuje w sieciach społecznościowych to, że jej matka jest potworem...

Główne zdjęcie: youtube