Wzięłam dużą pożyczkę dla mojej matki, ponieważ powiedziała, że potrzebuje pilnej operacji, która jest kwestią życia i śmierci. Dałam jej wszystkie pieniądze, a ona wydała je na wycieczkę. Z jakiegoś powodu moja matka myślała, że skoro wyszłam za mąż to pławię się w luksusie. Domagała się ode mnie dużej pomocy finansowej i miała mi za złe, że jej nie daje pieniędzy.
Chętnie bym to zrobiła, ale moja matka podjęła już decyzję i nie chciała słuchać moich wyjaśnień. Kilka lat temu wyszłam za mąż. Mój mąż miał własną małą firmę, która wymagała wielu inwestycji. Owszem, nieźle zarabiał, ale wszystko szło od razu w obieg, nie było z czego oszczędzać. Teraz jest trochę lepiej, ale nadal nie mamy bajecznych sum, które widziała moja matka.
Razem z mężem postanowiliśmy rozkręcić ten projekt, ale bez pożyczek i dużych jednorazowych inwestycji jest to bardzo trudne. Nie chcieliśmy brać kredytu. Jeśli splajtujemy, przynajmniej nie będą się za nami ciągnąć długi. Zawsze to coś.
Teraz, gdy sytuacja się poprawia, postanowiliśmy wyprowadzić się z mieszkania w mieście i zbudować dom. Jest to poniekąd decyzja zawodowa. Nasz biznes jest związany z rolnictwem, więc chcemy być blisko ziemi, że tak powiem. Budowa domu postępuje powoli, ponieważ inwestujemy w nią, kiedy akurat zostają nam pieniądze.
Obecnie jestem na urlopie macierzyńskim w mojej głównej pracy, pomagam mężowi w prowadzeniu księgowości i promowaniu naszych produktów i usług w internecie. Mogłam zatrudnić zewnętrznego specjalistę, ale zdecydowałam, że lepiej zainwestować w siebie, póki mogę.
Moja mama wzdychała na myśl o drogich rzeczach, a teraz, gdy budujemy dom, myśli, że jesteśmy Bóg wie kim. Ma nam za złe, że nie pomagamy. Chociaż bardzo pomagamy. Co tydzień chodzę i napełniam jej lodówkę jedzeniem, i to nie byle czym, ale mięsem, warzywami, owocami, nabiałem. Płacimy też w całości za media w jej mieszkaniu. Czasami kupujemy jakieś lekarstwa.
Staram się ją rozpieszczać drobiazgami - daję jej dobre kosmetyki, wysyłam do spa, kupuję bilety na koncerty, ale ona chce więcej. Ciągle zachowuje się tak, jakbym specjalnie na niej oszczędzała. Chociaż często ja sama nie chodzę na paznokcie, a mamę wysyłam na manicure. Ale nie, według niej, to ja w ogóle o niej nie myślę.
- A sąsiadka Józefa to dostała od dzieci drogą biżuterię/samochód/wyjazd do kurortu - zaczyna jakby od niechcenia i patrzy na mnie wyczekująco.
Cóż mogę powiedzieć? Gratulacje, fajnie, że im się powodzi. Tylko, że sąsiadka ma troje dzieci, którzy dobrze zarabiają, a ja sama jedna mam spełniać zachcianki mamy. I powiedziałam jej to prosto z mostu. Ona się tylko oburzyła, że niby ja jej zarzucam, że za dużo wymaga. No rzeczywiście dużo wymaga, ale nie robię jej wyrzutów. Tylko, że i ja i nasze finanse też mają swoje granice. Niestety dla niej, ale nie jesteśmy milionerami.
Któregoś dnia zadzwoniła do mnie i poprosiła przerażonym głosem, żebym do niej przyszła. Zerwałam się na nogi i szybko do niej pojechałam. Tym samym grobowym tonem oświadczyła mi, że była u lekarza i dostała diagnozę: albo zrobią szybką operację, albo nie dożyje kolejnego miesiąca. Operacja była bardzo, bardzo kosztowna.
Byłam w szoku. Objęłam mamę, zaproponowałam badanie w innej klinice, może wyjazd za granicę, mamy znajomego lekarza w Niemczech. Ale moja matka powiedziała, że już dwukrotnie sprawdziła i diagnoza została potwierdzona. Potrzebuje operacji, która kosztuje kilkadziesiąt tysięcy.
Wmurowało mnie. Oczywiście zdawałam sobie sprawę, że choroba jest bardzo kosztowna, ale żeby aż tak... Moja mama wyjaśniła, że to cena z rehabilitacją i wszystkimi lekami.
Mój mąż i ja nie mieliśmy takich pieniędzy i nie będziemy ich mieć w najbliższym czasie. I wtedy mama powiedziała, że wystarczy zapłacić teraz połowę, a resztę można rozłożyć na raty. Za dużo nam to nie pomogło, bo i tak nie mieliśmy takiej kwoty, ale było nam już łatwiej coś wymyślić.
Powiedziałam mamie, że jakoś to załatwię i pognałam do męża. Po rozmowie zdaliśmy sobie sprawę, że jedyną opcją jest wzięcie pożyczki. Tak, bardzo uciekaliśmy od kredytu, ale zdrowie jest najważniejsze. Kredyt został zaciągnięty na nazwisko mojego męża, ponieważ jestem na urlopie macierzyńskim i mogłabym nie otrzymać zgody. Tydzień później miałam pieniądze w rękach.
Chciałam zapłacić sama, ale moja mama powiedziała, że to skomplikowany system, ktoś musi zapłacić gotówką, ktoś musi zapłacić przelewem, więc ona sama to załatwi. Bardzo mi podziękowała i obiecała, że w miarę możliwości zwróci mi pieniądze. Najważniejsze, żeby wyzdrowiała.
Mama wyszła i obiecała, że będzie dzwonić i pisać. Miała tam zostać około miesiąca, może dłużej. Bardzo się martwiłam, bo nie podała daty operacji, w ogóle podała mało informacji. Uspokoiłam się jednak, że wszystko jest opłacone, a miesiąc to nie tak długo, zwłaszcza, że mama obiecała dzwonić i pisać w miarę możliwości.
Jakież było moje zdziwienie, gdy po dwóch tygodniach postanowiłam sprawdzić mieszkanie mamy. Nie podejrzewałam jej o nic, po prostu mieszkanie stało puste, nigdy nie wiadomo co może się stać - włamali się złodzieje, pękła rura, zalało sąsiadów. Mama mnie o to nie prosiła, ale ja zawsze martwię się na zapas.
Otworzyłam drzwi kluczem i na korytarzu natknęłam się na rozłożoną walizkę mamy. Telewizor był włączony, w pokoju paliło się światło. Wchodzę do kuchni, a tam mama siedzi i pije herbatę. Była opalona i odświeżona, pewnie po operacji.
Ta cicha scena trwała około czterech minut. Po wyglądzie mojej matki, po tym, jak leżała w rzeczach, które najwyraźniej nie były szpitalne, po magnesach rozłożonych na stole, zdałam sobie sprawę, że zostałam perfidnie oszukana. Milczałam, a moja matka też była zdezorientowana. Spojrzałam na jeden magnes - Turcja. A więc tam teraz przeprowadzają operacje ratujące życie, ciekawe. Nie byłam w stanie wykrztusić ani słowa, po prostu wyszłam z mieszkania.
Mama potem pisała SMS-y i dzwoniła, ale ja nie chciałam tego słuchać. Nie zamierzam wybaczać takich kłamstw, nie będę tolerować takiej manipulacji sobą. Na początku teksty mojej matki były przepraszające, ale teraz niemal otwarcie oskarżała mnie o zmuszenie jej do tego. Zmusiłam ją, by mnie okłamała, żeby wyjechać na wakacje! Widać miała dość proszenia o pomoc i insynuacji, więc postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce.
Mój mąż, któremu wszystko opowiedziałam, tylko zrobił zbolałą minę i powiedział, że od teraz będziemy pomagać tylko i wyłącznie w podstawowych sprawach: zakupy i czynsz. Ani grosza więcej. Chociaż ja w ogóle chciałam się od niej odciąć. Moja mama zmarła podczas „operacji”.
Główne zdjęcie: youtube