Józef stał na balkonie i nie mógł uspokoić drżenia rąk. Przed chwilą odbył z córką bardzo nieprzyjemną rozmowę. Maria upierała się, że jej ojciec musi przenieść się do domu opieki, ponieważ wszyscy najwyraźniej nie mieli wystarczająco dużo miejsca.
Mieszkanie nie było zbyt duże. Były tylko dwa małe pokoje. W jednym mieszkał Józef, a w drugim jego córka z mężem i dwoma synami w wieku sześciu i ośmiu lat.
- Córeczko, po co mam opuszczać swoje mieszkanie, matka twojego męża ma trzypokojowe mieszkanie, mieszka sama, wystarczy miejsca dla was wszystkich.
- Chcesz mnie wykończyć chyba, wiesz, że się nie dogadujemy. To będzie piekło. Czy tego właśnie chcesz? Zawsze myślałeś tylko o sobie! Nie dbasz o mnie!
Córka wyzywająco trzasnęła drzwiami balkonowymi.
Józef nie chciał opuszczać domu, w którym wiódł szczęśliwe życie u boku zmarłej sześć lat temu żony.
- Tylko ty i ja, Azorku. Zupełnie sami", powiedział Józef do swojego psa. Azor był przyjacielem rodziny i wiernym psem. Żona Józefa bardzo go kochała, a on obiecał jej, że zawsze będzie się nim zajmować, do końca dni.
Azor ziewnął i zaczął lekko skomleć.
Córka nie po raz pierwszy próbowała wyrzucić ojca, ale ten nie ustępował.
Minęło jakieś pół godziny, Józef lekko przysypiał na fotelu stojącym na balkonie, ale do środka wszedł jego najstarszy wnuk.
- Dziadku, ty nas w ogóle nie kochasz - powiedział ze złością.
- Dlaczego tak mówisz, wnuczku?
- Więc nie chcesz dać mi i mojemu bratu swojego pokoju, a my nie mamy gdzie z nim mieszkać.
- Cóż, ty mieszkasz w innym pokoju tutaj w mieszkaniu - powiedział zdumiony.
- Rozumiesz, że jest nam ciasno. Nasza czwórka mieszka w jednym pokoju. Ale ty masz cały pokój dla siebie, a do tego masz psa, którego kochasz bardziej niż nas. Wnuk rozpłakał się z napięcia i uciekł.
Józef zrozumiał, że to nie były słowa jego wnuka, wszystko to wpoili mu rodzice, a on tylko powtarza. To rozgoryczało starca.
- Napuścili na niego wnuka, nie oszczędzali dziecka. I po kim jego córka jest taka samolubna i okrutna? - pomyślał starzec i spojrzał w rozgwieżdżone niebo. Jego żona, matka Marii, była miłą i nieśmiałą kobietą, bardzo lubiącą dzieci i zwierzęta. Kochali ją wszyscy krewni, sąsiedzi i rodzina. Wszyscy żyli razem, w zgodzie.
- Kiedy córka się od nich oddaliła? - zastanawiał się Józef.
Po chwili siedzenia na balkonie starzec wstał i poszedł do kuchni, gdzie znajdowała się cała jego rodzina. Zrozumiał, że nie będzie miał życia w tym mieszkaniu, w którym panowała wrogość, irytacja i jawna nienawiść. Od dawna nie rozmawiali z zięciem, chociaż za życia żony zachowywał się z szacunkiem, z respektem albo tylko tak mu się wydawało.
- Zgadzam się na przeprowadzkę. - odpowiedział zmęczonym głosem.
- To świetnie, tato! Po co działałeś mi na nerwy, gdybyś od razu się zgodził, wszyscy byliby szczęśliwi, chłopcy już dawno mieliby własny pokój.
- Tylko mam do ciebie jedną prośbę, nie wyrzucaj Azorka, niech mieszka z tobą, jest już stary i nie pożyje długo na ulicy.
- Tatusiu - powiedziała słodko Maria - Oczywiście, nie stanie mu się krzywda. Będę go karmić i wyprowadzać na spacer. Nie martw się.
Józef westchnął ciężko - Kogo on oszukuje? Tylko siebie, - ale wciąż miał nadzieję, że jego córka dotrzyma słowa.
- Chyba nie myślisz, że cię zostawimy, będziemy przyjeżdżać co weekend, przywozić prezenty, a Azora przywieziemy, żebyś za nim nie tęsknił.
- To dość stara bajka, ale mało wiarygodna, pomyślał Józef, przewidując nieprzyjemny wynik.
- Dla ciebie, Józefie, wybraliśmy jeden z najlepszych pensjonatów - powiedział zięć, dostojnie zwracając na siebie uwagę teścia pierwszy raz od wielu lat.
- I ten też. Chcą się mnie jak najszybciej pozbyć - pomyślał staruszek, urażony do głębi.
Następnego dnia Józef został przywieziony do pensjonatu, dzień później jego zięć przywiózł jego rzeczy i przekazał je ochroniarzowi.
Pensjonat okazał się zwykłym domem starców. Pokój, do którego przydzielono Józefa, był czteroosobowy, duszny i wilgotny. Na łóżkach leżała nieświeża pościel, a ubrania z pewnością powinny zostać wyrzucone i zastąpione nowymi.
Córka musiała załatwić to z kierownikiem domu opieki, ponieważ Józef został szybko zakwaterowany. Bez prywatnego pokoju, bez telewizora, bez niczego, co obiecała mu córka.
Józef był zrozpaczony, miał nadzieję, że jego córka przyjedzie na weekend, a on sam wszystko sobie poukłada i zażąda, by zabrano go z powrotem.
Zdając sobie sprawę, że w tym pokoju nie ma nic do roboty, zszedł do ogrodu, który był zaskakująco dobrze utrzymany, z pomalowanymi ławkami wzdłuż alejki.
Siedząc na ławce, starzec opłakiwał swój niefortunny los bycia samotnym w podeszłym wieku. Łza spłynęła mu po policzku.
- Jak tu nędznie i ponuro - powiedział do siebie Józef - Dobrze, że przynajmniej jest ogród.
- Przyjechałeś dzisiaj? - zapytała ładna kobieta, nieco młodsza od Józefa - smutno ci? Czy mogę usiąść obok ciebie?
- Tak, tak, proszę!
- Ja też byłam smutna i na początku nawet płakałam, ale potem wzięłam się w garść, w końcu nie ma innej opcji. Mam na imię Maryla, a ty?
- Józef. Jak tu trafiłaś? - zapytał mężczyzna.
- Dzięki mojemu bratankowi. Nie mam własnych dzieci, mój mąż zmarł dziesięć lat temu. A mój bratanek zdobył moje zaufanie. Byłam głupia i dałam mu mieszkanie, a potem wylądowałam tutaj. Zlitował się nade mną, powiedział, że mógł mnie zostawić na ulicy. Niezłe ziółko, prawda?
Dwójka staruszków siedziała na ławce przez długi czas, każdy opowiadając własną historię życia.
Następnego dnia, po obrzydliwym śniadaniu, udali się na spacer po ogrodzie, by pooddychać świeżym powietrzem.
Józef powoli zaczął przyzwyczajać się do kobiety, polubił jej czarujący uśmiech i wesołe usposobienie. Spędzali razem każdy dzień, umilając w ten sposób swoje życie.
Przez cały miesiąc Józef czekał na córkę i Azora, mając nadzieję, że przyjdą do niego, ale wciąż ich nie było. Pewnego weekendu zadzwonił do domu. Nikt nie odebrał. Nie wiedząc, dlaczego, starzec skierował się w stronę bramy i zobaczył stojącego przy niej młodego chłopaka, ich sąsiada Igora. Józef podbiegł do niego, mając nadzieję dowiedzieć się, co słychać w domu. Igor również go rozpoznał i podszedł do mężczyzny.
- Tu Pan jest Panie Józefie, córka powiedziała mi, że jest Pan na wsi. Uwierzyłbym jej, ale Azor siedział przed klatką. Wiedziałem, że Pan by go za nic nie zostawił na pastwę losu.
- Dlaczego Azor siedzi pod klatką? Igor, ja go nie zostawiłem - starzec był bardzo zdenerwowany, mówił pospiesznie, a w jego głosie słychać było rozpacz.
Więc Maria go wyrzuciła i pies mieszka na ulicy, dokarmiają go wszyscy sąsiedzi, a Pana córka wprowadziła się do teściowej i sprzedaje wasze wspólne mieszkanie.
- Widziałem ją raz i zapytałem o Pana, na co odpowiedziała, że mieszka Pan teraz na wsi.
- Jak widzisz, nie ma mnie na wsi, ale obiecała mi, że zaopiekuje się psem, tak mi przysięgła.
- Panie Józefie, niech Pan mi powie, co się stało, dlaczego tu Pan jest?
Mężczyzna opowiedział wszystko i żałował, że chociaż nie ufał swojej córce, wciąż miał nadzieję na jej przyzwoitość.
- A teraz, z powodu mojego lekkomyślnego działania, Azor jest na ulicy. - powiedział ze smutkiem. Pomilczał i dodał. - Bardzo chciałbym wrócić do domu, synu, pomóż mi.
- Panie Józefie, pomogę, na pewno pomogę. Jestem prawnikiem i zajmuję się takimi sprawami. Nie jestem tu przypadkowo, po prostu przyszedłem zobaczyć się z jednym z moich klientów, który tu jest.
Mężczyźni podeszli do ławki i usiedli na niej.
- Powiedz mi, na czyje nazwisko jest zarejestrowane mieszkanie?
- Najpierw na moją żonę i na mnie, po jej śmierci czwarty udział przypadł córce.
- W porządku, zajmę się twoją sprawą, ale już teraz mogę powiedzieć z całą pewnością, że po sprzedaży mieszkania otrzymasz dobrą sumę pieniędzy, za którą znajdziemy ci dom na wsi.
- Dziękuję, dziękuję Igor, spadłeś mi z nieba.
- Podczas gdy ja będę omawiał sprawę z moim klientem, spakuj swoje rzeczy i czekaj na mnie przy samochodzie - powiedział Igor i skierował się w stronę budynku.
- Józefa nie trzeba było dwa razy przekonywać, szybko zebrał swoje rzeczy i stał już przy samochodzie, gdy Igor wrócił.
Maryla zauważyła ich i szybko do nich podeszła.
- Kochana, wyjeżdżam, mam szansę na własne mieszkanie. Jak tylko wszystko będzie załatwione, wrócę po ciebie i cię zabiorę.
Kobieta zalała się łzami. Józef przytulił ją i poprosił, by mu zaufała, na pewno dotrzyma danego jej słowa.
Józef nie mógł dostać się do mieszkania, jego córka zmieniła zamek, więc został w mieszkaniu z Igorem, który udzielił mu schronienia na jakiś czas. Następnego dnia znalazł Azora błąkającego się przed blokiem i zabrał go za zgodą właściciela mieszkania.
Ostatecznie Igor pomógł Józefowi obronić prawo do mieszkania i Józef znowu wprowadził się na swoje. Zamieszkał tam z Azorem, podczas gdy spór z córką trwał. Maria nękała ojca, nie pozwalając mu normalnie żyć, groziła mu, robiła pretensje. Józef cierpliwie czekał, aż mieszkanie będzie można sprzedać. W tym czasie odwiedzał Marylę w domu starców i za każdym razem przekazywał jej swoje wieści.
W końcu mieszkanie zostało sprzedane, a za uzyskane pieniądze Igor pomógł mężczyźnie kupić ładny dom w pobliskiej wiosce, gdzie Józef i jego pies Azor zamieszkali. Teraz miał nie tylko własny dom, ale także ogród i sad. Pies też polubił nowe miejsce, mógł teraz biegać do woli.
Kilka dni po przeprowadzce przyjechał Igor i pojechali po Marylę, która czekała na nich z rzeczami pod wejściem.
- Marylko, przyjechaliśmy! - krzyknął Józef z podjeżdżającego samochodu.
Samochód zatrzymał się, a mężczyzna szybko wysiadł i podbiegł do kobiety, która czekała przy bramie. Objął ją i mocno przycisnął do siebie, jego uczucia i pragnienie rozpoczęcia nowego życia były przytłaczające.
Wieczorem byli już w domu, Igor wyszedł, a mężczyzna zabrał Marylę do ogrodu, gdzie osobiście ustawił ławkę z widokiem na staw.
- Tu będziemy mieszkać, moja droga. Spójrz, ile tu radości. Będziemy łowić ryby, zbierać jagody i grzyby.
- Będziemy zbierać kwiaty i dekorować dom - powiedziała z rozmarzeniem Maryla, młodsza o dziesięć lat.
Udało nam się obronić nasze szczęście, Marylko, bo na świecie nie brakuje dobrych ludzi, a ty i ja jesteśmy tego dowodem.
I tak siedzieli wtuleni w siebie, aż nadeszła gwiaździsta noc.
Główne zdjęcie: youtube