Czy naprawdę powinniśmy odłożyć na bok własne potrzeby i kupić dzieciom wszystko nowe?

Moja synowa zawsze jest z czegoś niezadowolona. Bez względu na to, co się zrobiło, nigdy nie jest zadowolona, zawsze znajdzie powód do narzekania i zawsze coś wytknie. A jak na ciebie popatrzy to wzrok mógłby zabijać. Czasami nawet współczuję mojemu synowi.

Oliwia uważa, że z jakiegoś powodu wszystko kręci się dookoła niej. Kiedy coś nie idzie po jej myśli, obwinia za to wszystkich dookoła i stara się osiągnąć swoje wszelkimi możliwymi sposobami.

Na przykład sytuacja z ich ślubem. Mój syn poprosił Oliwię o rękę, gdy dopiero zaczynał budować swoją karierę. Nie miał żadnych oszczędności, a Oliwia chciała wystawnego wesela.

- Ślub to najważniejsze wydarzenie w życiu. Od dzieciństwa marzyłam, by ten dzień był jak z bajki. I tak będzie - powiedziała, gdy syn zasugerował jej, żeby po prostu wzięli ślub i zaprosili do restauracji bliską rodzinę, a nie organizowali wystawną ceremonię.

Jak już mówiłam, mój syn nie miał żadnych oszczędności i nie zamierzał brać pożyczki na ślub. Nikt by mu jej nie udzielił, ponieważ w tamtym czasie zarabiał bardzo mało i nie pracował zbyt długo w nowej pracy.

Mój mąż i ja żyjemy dobrze, nie pławimy się w luksusach, ale na nic nam nie brakuje. Wychodzimy z założenia, że dorosłe dzieci muszą same radzić sobie w życiu, a rodzice mogą tylko pomagać na tyle, na ile mogą.

Kiedy nadarzyła się okazja, kupiliśmy synowi małe jednopokojowe mieszkanie. W tym samym czasie oszczędzaliśmy pieniądze i budowaliśmy własny dom, więc nie mieliśmy żadnych dodatkowych pieniędzy.

Mój syn przyszedł do nas i poprosił o pieniądze na ślub. Skonsultowaliśmy się z mężem i zdecydowaliśmy, że możemy zaoszczędzić tylko stosunkowo niewielką kwotę, ale to nie wystarczyło Oliwii. Nie wiem, co powiedziała swoim rodzicom, ale wzięli pożyczkę w banku i zapłacili za wszystkie potrzeby swojej ukochanej córki. Swoją drogą to dalej spłacają ten kredyt.

Z mieszkaniem wszystko było jasne, po prostu zamieszkali w kawalerce mojego syna.

Po ślubie Oliwia chciała pojechać w podróż poślubną. Na szczęście mieli na to pieniądze, które dostali na weselu. Kiedy syn powiedział nam, ile wydali na dwutygodniowe wakacje prawie wyszłam z siebie.

- Oliwka chciała się zrelaksować i niczego sobie nie odmawiać. To nasz miesiąc miodowy - mój syn zaczął się usprawiedliwiać.

Powiedziałam mu, że teraz to nie nasza sprawa, ale żeby był ostrożny na co wydają pieniądze. Myślałam, że Oliwia na tym poprzestanie, ale wtedy wpadła na nowy pomysł.

- Planujemy mieć dzieci w niedalekiej przyszłości, więc potrzebujemy większego mieszkania - powiedziała.

W jej mniemaniu nie wystarczało dwupokojowe mieszkanie, chciała od razu trzypokojowe. Mój syn miał już dobrą pracę i wysoką pensję, ale to wciąż nie wystarczało, by zaspokoić potrzeby żony.

Młodzi mieli niewielkie oszczędności, a rodzice Oliwii sprzedali swój domek na działce i wszystkie pieniądze ze sprzedaży przekazali ukochanej córce. Syn sprzedał swoją kawalerkę. W ten sposób zaoszczędzili na trzypokojowe mieszkanie, ale nie starczyło im pieniędzy na remont i nowe meble.

Pieniądze na remont pożyczył mojemu synowi dobry przyjaciel, ale kwestia mebli wciąż pozostawała nierozwiązana.

Mój mąż i ja przeprowadziliśmy się już wtedy do nowego domu, ale nasze meble nie były nowe, tylko ze starego mieszkania. Od razu powiem, że wszystkie nasze meble były drogie i w doskonałym stanie, a wszystko zostało wykonane na zamówienie, więc to nie była żadna sieciówka. Postanowiliśmy, że trochę pomieszkamy ze starymi meblami i powoli będziemy wszystko wymieniać i ulepszać.

Zaproponowałam więc synowi, by zabrał nasze stare meble, a my kupimy nowe. W grę wchodziły nawet wszystkie sprzęty do kuchni, w bardzo dobrym stanie. Wydawało mi się, że to dobre rozwiązanie, młodzi się ucieszą, bo będą mogli zaoszczędzić i potem kupić sobie coś nowego. Mój syn był szczęśliwy i wdzięczny, ale Oliwia znów nie była zadowolona.

Powiedziała, że mogłam kupić im nowe meble, zamiast dawać im te wszystkie rupiecie do nowego mieszkania. Gdyby jej matka miała pieniądze, kupiłaby im nowe meble, a nie dawała stare rzeczy do nowego miejsca.

Chciałam dobrze, ale zamiast wdzięczności wysłuchiwałam tylko wyrzutów. Mogłam sprzedać swoje meble, ale nie chciałam tego zrobić. Przecież wiem, że mój syn i synowa śpią na dmuchanym materacu, a w kuchni jest tylko stół i dwa krzesła.

- Nie jestem wybredna. Po prostu w naszym przypadku nowe meble to konieczność, a w twoim - niepotrzebna zachcianka - powiedziała mi Oliwia.

Z jednej strony rozumiem, że jest manipulantką, ale z drugiej też chcę pomóc młodym, szczególnie synowi, skoro mam taką możliwość.

Ale wtedy musiałabym odłożyć kupno nowych mebli do domu, a od tak dawna chciałam mieć jasną kuchnię i nowy salon. Nawet już wszystko wybrałam. Młodzi ludzie mają więcej czasu niż my, mają jeszcze czas na zarobienie własnych pieniędzy, a my chcemy jeszcze pożyć tak jak nam się podoba.

Główne zdjęcie: youtube