Zachowanie mojej synowej bardzo się zmieniło, kiedy mój wnuk zaczął chodzić do szkoły. Wcześniej nie mogli się obejść bez mojej pomocy, synowa dobrze mnie traktowała, mówiła do mnie „mamo” i „jest Pani wspaniałą osobą”.

Ale teraz wszystko się zmieniło, już nie potrzebuje mojej pomocy. Nawet potrafi podnieść na mnie głos i nie pozwala przychodzić do wnuka.

Kiedy syn ożenił się z Kasią, to ja jeszcze pracowałam. Myślałam, że będę pracować, dopóki mnie nie zwolnią z powodu wieku. Mój mąż zmarł rok przed ich ślubem, syn ożenił się i razem z żoną zamieszkali osobno. Nie miałam zamiaru wtrącać się w ich życie. Pamiętałam moją teściową, która ciągle się kłóciła ze mną i miała o coś pretensje.

W najbliższej przyszłości nie spodziewałam się też wnuków. Młodzi nie mieli gdzie mieszkać, więc zdecydowali, że najpierw wezmą kredyt hipoteczny, a potem pomyślą o dzieciach.

- Nie chcę ciągle się zastanawiać jak poradzić sobie ze wszystkim i spłacić kredyt hipoteczny - powiedziała stanowczo synowa.

Kasia była jeszcze młoda, wyszła za mąż w wieku dwudziestu pięciu lat. W naszych czasach byłaby już starą panną, ale teraz dużo osób decyduje się na dzieci dopiero po trzydziestce. Mój syn zgadzał się ze swoją żoną, nie pytali o zdanie innych.

Przez trzy lata widywałam się z synem i jego żoną cztery razy w roku. Spotykaliśmy się na urodziny i ósmego marca. Młodzi ludzie pracowali, mieli własne życie. Ja również pracowałam i nie wtrącałam się w ich życie.

Tak naprawdę przygotowywałam się na ten moment odkąd syn skończył liceum. Wiedziałam, że będę musiała pozwolić synowi odejść. Oczywiście tęskniłam za nim, ale starałam się niezbyt często do niego dzwonić, nie chciałam go zanudzać.

Trzy lata później mój syn i jego żona wzięli kredyt hipoteczny. Zdecydowali się na trzypokojowe mieszkanie z dużą kuchnią. Mieszkanie kosztowało mnóstwo pieniędzy, ale młode małżeństwo podeszło do sprawy optymistycznie.

Syn i synowa ciężko pracowali, nie wydawali pieniędzy na głupoty, nawet nie jeździli na wakacje. Oszczędzali i spłacali raty w banku.

Byłam szczęśliwa z ich powodu, ale wiedziałam, że nie mogę spodziewać się wnuków w najbliższym czasie, przecież muszą spłacić kredyt hipoteczny. Jednak los zdecydował inaczej.

Rok później odwiedzili mnie syn i synowa. To bardzo rzadko się zdarza, zwykle przyjeżdżają na święta, jednak wtedy przyjechali w weekend. Okazało się, że chcieli ze mną porozmawiać na poważny temat. Kasia zaszła w ciążę i zastanawiali się, co robić dalej. Decyzja zależała ode mnie.

Chodzi o to, że Kasia nie może i nie chce iść na urlop macierzyński. Po prostu nie poradzą sobie z płaceniem kredytu hipotecznego, jeśli będzie pracował tylko mój syn. Matka Kasi mieszka w innym mieście, więc nie może pomóc córce w opiece nad dzieckiem, dlatego zostałam tylko ja. Zaproponowano mi skorzystanie z urlopu macierzyńskiego zamiast synowej.

- Pani ma emeryturę i jeszcze będzie dostawać zasiłek, a my musimy pracować - przekonywała mnie synowa.

Nie zastanawiałam się zbyt długo, przecież musiałam pomóc dzieciom. Poszłam na urlop macierzyński, a kiedy wnuk zaczął chodzić do przedszkola, zrezygnowałam z pracy, żeby móc opiekować się nim gdy choruje, odbierać go z przedszkola. Generalnie wychowałam wnuka sama.

Przez ten czas nigdy nie usłyszałam nic nieprzyjemnego od synowej. Zawsze się uśmiechała, mówiła do mnie mamo, dawała mi prezenty i jako pierwsza składała mi życzenia z okazji świąt. Dbałam o nasze relacje, gdyż z moją teściową wszystko wyglądało zupełnie inaczej.

Dzieci spłacały kredyt hipoteczny, nie martwiąc się o swojego syna. Wiedzieli, że dziecku nic się nie stanie, ponieważ było pod moją opieką. Mój syn i synowa nawet nie pamiętali, do którego przedszkola chodził ich syn, a nauczyciele nie widzieli ich ani jednego razu.

W zeszłym roku dziecko poszło do szkoły, do pierwszej klasy. Szkoła jest bardzo dobrze zlokalizowana, tuż obok bloku, w którym mieszka ich rodzina. Wnuk chodzi teraz do szkoły samodzielnie i bez problemu wraca, może również podgrzać sobie zupę w mikrofalówce.

Odkąd mój wnuk zaczął chodzić do szkoły, moje relacje z synową zaczęły się pogarszać. Nie jest już tak miła i przyjazna, nie dzwoni i nie zaprasza mnie do siebie, zaczyna mnie wyzywać, jeśli coś jej się nie podoba. Jeśli kiedyś byłam mile widziana w ich domu, to teraz niemal pyta za każdym razem „po co Pani przyszła”.

Przestałam do nich chodzić po kilku takich sytuacjach. Ona nie chce mnie widzieć. Ale teraz moja synowa uniemożliwia mi również komunikację z moim wnukiem. Z dzieckiem, którego tak naprawdę wychowałam, którego znam lepiej niż jego rodzice.

Wnuk nie przyjeżdża nawet na weekendy, gdyż synowa mówi, że jest zbyt daleko, ma zajęcia i takie tam. Od września do maja widziałam dziecko chyba z 10 razy. Synowa jest niezbyt zadowolona i zawsze towarzyszy dziecku podczas nielicznych spotkań.

Nie obchodzi mnie, jak Kasia mnie traktuje. Szkoda jednak, że cały czas kłamała - najpierw mówi „mama”, a potem tak się zachowuje. Tęsknię za wnukiem, do którego się przyzwyczaiłam.

Mój syn niczego nie zauważa, jest zajęty swoim biznesem. Nie chciałam mu nic mówić, ale chyba będę musiała, ponieważ nie mogę dojść do porozumienia z Kasią. Nie wiem co z tego wyniknie, ale myślę, że mam prawo do tego, by widywać się z wnukiem trochę częściej.

Główne zdjęcie: storytail