Wiodę spokojne i szczęśliwe życie. Od dawna jestem mężatką, mamy trzy córki, najstarsza jest już nastolatką.
Pracuję w domu, robię lalki i sprzedaję je za pośrednictwem mojego sklepu internetowego. Lalki kosztują dużo, wszyscy chcą mieć taką lalkę, więc tworzy się nawet kolejka. Udało mi się zmienić hobby w odnoszący sukcesy biznes.
Niedawno odebrałam telefon od mojej przyjaciółki Natalii, która pracuje w agencji eventowej, występuje w stroju księżniczki, klauna, robi psa z balonów.
Natalia powiedziała, że zostali zaproszeni do ośrodka rehabilitacyjnego dzieci niepełnosprawnych, które nie mają rodziców. Zapytano ją, czy ma kogoś, kto mógłby poprowadzić warsztaty dla dzieci, a ona przypomniała sobie o mnie.
To było bezpłatne, ale zgodziłam się. Dlaczego nie zrobić dobrego uczynku, przecież pieniądze to nie wszystko. Poza tym miałam wtedy trochę wolnego czasu - właśnie skończyłam kolejne zlecenie.
Kiedy dotarłam do ośrodka, zaprowadzono mnie do sali, gdzie czekały na mnie dzieci. Kiedy tam weszłam, nie mogłam zrobić kolejnego kroku. Na wózku inwalidzkim siedział chłopiec w wieku około pięciu lat, od którego nie mogłam oderwać oczu. Uroczy chłopak, który tak bardzo przypominał mojego męża - po prostu zakochałam się w tym dziecku.
Potem przez tydzień nie mogłam myśleć o niczym innym, jak tylko o tym chłopcu. Postanowiłam porozmawiać z mężem o adopcji, a on zaczął krzyczeć, że zwariowałam. Jaka adopcja, przecież dziecko jest chore. Nie rozmawialiśmy ze sobą przez kolejne dwa dni.
Miałam wyjść z domu, gdy mąż zapytał mnie, dokąd idę:
- Chcę odwiedzić Kondziołka.
- KOGO?
- Ten chłopiec ma na nazwisko Kondziołka.
Mój mąż pojechał ze mną. Powiedział, że chce zobaczyć chłopca, skoro to dla mnie takie ważne. Cieszyłam się jak dziecko... wierzyłam, że mnie zrozumie.
Po ośrodku mąż wyszedł i wrócił do domu pijany, pił jeszcze przez dwa dni. Wtedy zaczęłam żądać od niego wyjaśnień... wszystko mi wytłumaczył.
Jak się okazało, dawno temu miał kochankę o tym samym nazwisku co chłopak. Spotykali się, a potem z nią zerwał. Kiedy powiedziałam nazwisko chłopca, był zaskoczony. To bardzo rzadkie nazwisko, więc postanowił spojrzeć na chłopca - rzeczywiście jest do niego podobny. Tego samego dnia udało mu się znaleźć jego matkę, która powiedziała, że urodziła dziecko, ale było ono chore i postanowiła zrezygnować z niego i zostawić w ośrodku.
Mąż zapewnił mnie, że tylko z nią mnie zdradzał i nigdy więcej tego nie zrobi. Płakał i prosił, żebym się zgodziła zabrać chłopca. Spojrzałam na męża i powiedziałam:
- Myślisz, że jeśli wtedy chciałam to zrobić, to teraz coś się zmieniło? Teraz pragnę tego jeszcze bardziej - przecież jest bratem naszych córek.
Przed nami było tyle trudnych wyzwań, że czasami ryczałam ze zmęczenia. Zabranie chłopca nie było największym problemem, ale wytłumaczenie wszystkiego córkom było o wiele trudniejsze. Potem kursy rehabilitacyjne, operacje i sporo wysiłku, by mój synek zaczął chodzić.
Miałam wiele pretensji do męża, ale teraz wszystko się zmieniło. Minęło dziewięć lat. To tak, jakbyśmy zaczęli wszystko od nowa. Teraz, kiedy patrzę na mojego syna, który gra w piłkę nożną, jeździ na rowerze, a przed szkołą daje mi buziaka i mówi: „Do zobaczenia wieczorem, mamusiu!”, zdaję sobie sprawę, że wszystko dzieje się tak, jak być powinno.
Główne zdjęcie: youtube