Z zewnątrz wyglądaliśmy jak idealna rodzina. Ja – Anna, nauczycielka języka polskiego, on – Darek, prawnik z dużej kancelarii. Dwójka dzieci, dom z ogródkiem, wspólne wakacje co lato. Życie jak z katalogu. Ale tylko z zewnątrz.

Zaczęło się niewinnie. Darek zaczął wracać później z pracy. Mówił, że ma więcej spraw, że nowy klient, że terminy. Nie dopytywałam. Zawsze był ambitny. Ale potem pojawił się nowy zapach perfum na jego koszulach, a telefon – wiecznie zablokowany. Znikał z pokoju, kiedy dzwonił. Śmiał się ciszej, pisał szybciej. Czułam to całym ciałem – coś się zmieniało.

Pewnego dnia, przez przypadek – a może to nie był przypadek? – zobaczyłam jego rozmowy na laptopie. Przyszedł do domu, zostawił komputer otwarty. A ja… tylko spojrzałam. Wiadomości były jednoznaczne. "Tęsknię", "Było cudownie wczoraj", "Kiedy znowu się spotkamy?". Podpisane: „Kasia z pracy”.

Nie zrobiłam sceny. Po prostu zamknęłam laptopa i poszłam do dzieci. W tamtym momencie coś we mnie zgasło, ale coś też się zapaliło. Nie miałam zamiaru płakać po kątach. Chciałam, żeby zapamiętał, że nie tylko on potrafi decydować o naszym życiu.

Tydzień później sam przyszedł. Wyszedł z łazienki, usiadł na kanapie i powiedział:

— Anka, musimy porozmawiać.

— To mów — odpowiedziałam spokojnie, patrząc mu w oczy.

— Jest ktoś inny. Nie planowałem tego, ale… zakochałem się. Chcę odejść.

Pokiwałam głową. — Rozumiem. Skoro tak, to nie zatrzymuję cię. Ale rozstaniemy się po mojemu.

Już następnego dnia złożyłam wniosek o rozwód z orzeczeniem o winie. Włączyłam adwokata. Darek był zaskoczony, nie spodziewał się, że zareaguję z taką stanowczością. Chciał "dogadać się pokojowo", ale ja nie miałam ochoty na ciche układy. Chciałeś nowego życia – to licz się z konsekwencjami.

Rozprawa była krótka. Jego kochanka nie przyszła. Dzieci zostały ze mną, alimenty przyznano bez wahania. Mieszkanie również. Na dodatek wieść o jego romansie rozeszła się po kancelarii. Jeden z klientów – bardzo ważny – wycofał sprawę, nie chcąc pracować z kimś o "wątpliwej etyce". Po miesiącu Darek zadzwonił.

— Anka… moglibyśmy porozmawiać? Może spróbować jeszcze raz?

Zaśmiałam się cicho. — Teraz chcesz rozmawiać? Gdy ja milczałam, ty pisałeś do niej "tęsknię". Teraz możesz tęsknić sam.

Odłożyłam telefon. Spakowałam walizki i pojechałam z dziećmi nad morze. Pierwsze wspólne wakacje bez niego. I wiecie co? Było spokojnie. Żadnych tajemnic, żadnych telefonów po kryjomu. Tylko ja, dzieci i cisza. Najpiękniejsza cisza, jaką słyszałam od lat.

Darek? Został sam. Kasia szybko straciła zainteresowanie, kiedy usłyszała, że ma do spłacenia kredyt i alimenty. Kariera przygasła, reputacja ucierpiała. Nie miał już ani rodziny, ani tej "nowej miłości", którą chciał postawić ponad wszystko.

Zyskał jedno – wolność. Tylko że ta wolność nie smakowała tak słodko, jak się spodziewał. A ja? Ja nie jestem ofiarą tej historii. Jestem jej bohaterką.