Esej o tym, co naprawdę się liczy.

Kiedyś zapytałam moją babcię, czy jej 70 lat szybko przeleciało, a ona odpowiedziała „jak jeden dzień”. To zabawne, w jaki sposób to działa: to znaczy, że między narodzinami a śmiercią jest jedna chwila, która przecieka jak woda przez palce.

Jednego nie rozumiem, skoro śmierć jest tak bliska i oczywista, to jak udaje mi się, jak każdemu z nas, wypełnić życie tyloma bzdurami, wątpliwościami, żalami, przeszłością, której już nie ma i przyszłością, która jeszcze się nie wydarzyła, lękami, które pewnie nigdy się nie spełnią, skoro wszystko jest tak łatwe.

Jaki jest sens walki z rzeczywistością, zamieniania życia w pole bitwy, skoro można zamienić tę grę w niesamowitą przygodę, pozbawioną strachu, za to wypełnioną magią, spokojem, życzliwością, harmonią i miłością. Czasami mam wrażenie, że rzeczywistość jest lustrzanym pokojem, w którym walczę ze sobą, straszę siebie, śmieję się, przytulam siebie, kocham siebie... Don Juan powiedział kiedyś, że sztuka wojownika polega na zachowaniu równowagi między przerażeniem bycia człowiekiem a cudem bycia człowiekiem. Co za niesamowity człowiek, ten Don Juan...

Główne zdjęcie: fit4brain.com