Pojechałyśmy dziś z córką w odwiedziny do koleżanki. Ma córkę w tym samym wieku co moja. Przyjaźnią się ze sobą. Dobrze się ze sobą dogadują.

Natychmiast pobiegły się bawić, a potem Róża powiedziała córce, że czas na drzemkę. Miała się położyć do łóżka. Razem z dzieckiem zaczęliśmy szykować się do wyjścia.

Chodźmy, odprowadzę was - zaproponowała Róża - od razu pospaceruje z naszym szczeniakiem.

Z kim zostanie twoja córka?

Ale ja bardzo szybko - dziesięć minut. Nie więcej. Przecież jest zima. Nie wygodnie będzie pójść od razu z psem i z dzieckiem. Włączę jej bajkę, będzie oglądać. Albo zaśnie.

Niektórzy mogą pomyśleć, że jestem nienormalną matką, ale nigdy nie zostawiam dziecka samego w mieszkaniu. Nawet gdy jestem w pobliżu, córka i tak potrafi wpakować się w kłopoty, a ja nie odważyłabym się zostawić jej samej. Co więcej, dziecko Róży nie śpi w łóżeczku z barierką, lecz na dużym łóżku. Ma więc pełną swobodę działania.

W klasie miałam kolegę, Radka, który był mądry i grzeczny. Bardzo dobrze się uczył, miał same 5. Matka Radka była bardzo zaangażowana w jego życie. Prawie codziennie przychodziła do szkoły po lekcjach, utrzymywała kontakt z każdym nauczycielem, była w radzie rodziców, była organizatorem wszystkich imprez szkolnych i zajęć pozalekcyjnych. Byłam zaskoczona taką aktywnością. Gdy mieliśmy piętnaście lat, staliśmy się nastolatkami, a matka Radka robiła to samo - od pierwszej klasy nic się nie zmieniło.

Pewnego dnia wychowawczyni naszej klasy podzieliła się z nami powodem tej nadopiekuńczości. Właśnie przygotowywałyśmy gazetkę ścienną na zbliżające się święta. Siedziałyśmy w klasie z dziewczynami i zaczęłyśmy żartować z matki Radka. Mówiłyśmy, że fajnie byłoby dodać zdjęcie Radka i jego matki, która trzyma go za rękę i nigdy nie zostawia samego. Pewnie razem z nim pójdzie do wojska.

Pani Agnieszka zaczęła nas besztać za to. Wyjaśniła, dlaczego tak się zachowuje. Po usłyszeniu tego, przestałyśmy się śmiać i żartować.

Jak się okazało, jeszcze zanim Radek się urodził, miał starszego brata. Dziecko miało wtedy cztery lata i matka pozwoliła mu pospacerować samemu po podwórku ich prywatnego domu, podczas gdy ona gotowała obiad w kuchni. Przez okno mogła obserwować swojego syna. Na chwilę odwróciła uwagę, gdy zadzwonił telefon. Tak się zdarza.

Kiedy skończyła rozmowę i wyszła na podwórko, nie znalazła tam syna. Popędziła do otwartej bramy i zobaczyła leżącego na ziemi syna.

Tak się złożyło, że dzień wcześniej ojciec postanowił umyć samochód na podwórku i zostawił jakieś rzeczy do mycia. Zapomniał je odłożyć na miejsce. Mały chłopiec postanowił spróbować, by dowiedzieć się jak smakują. Ani pogotowie, ani w szpitalu nie potrafiły uratować chłopca.

Bardzo trudno jest mi sobie wyobrazić, co musiała czuć ta kobieta w tamtej chwili. Pewnie nadal o tym nie zapomniała. I wtedy zrozumiałyśmy powód jej zachowania i nadopiekuńczości.

Ta jedna minuta zakończyła się tragedią. Rzecz jasna, że nikt nie może wiedzieć, co i gdzie się wydarzy. Przecież każdemu z nas może przytrafić się cokolwiek. Jednak najlepiej jest zachować czujność. Nie należy zostawiać maluchów samych, nawet na kilka minut. Tak będzie lepiej.

P.S. Opowiedziałam tę historię mojej przyjaciółce i Róża powiedziała mi, że będzie bardziej ostrożna i nie będzie już tak robić. Natomiast pies zaczeka, aż córka się obudzi.

P.S. Chcę to napisać w odpowiedzi na to, co niektórzy z Was piszą w komentarzach. Rozumiem, że sytuacja każdej osoby się różni - nie każdy ma pieniądze na nianię czy ma dobrych sąsiadów, którzy mogą zaopiekować się przez chwilę dzieckiem. Wtedy dzieci pozostawiane same sobie. Jednak każdy rodzic powinien być świadomy swojej odpowiedzialności.

Niektórzy rodzice są dumni z tego, że mogą zostawić swoje dzieci bez opieki. Podobno dzięki temu dzieci stają się samodzielne. Najważniejsze, żeby nie przesadzać!

Główne zdjęcie: pandda.one