Teraz jestem najlepszym, najpiękniejszym i najukochańszym psem. Wybaczyłem wszystkim. W naszych, z właścicielką, sercach nie ma urazy i nienawiści, ponieważ mieszka tam szczęście.

Całe pięć miesięcy byłem bezdomny. Wieczorami patrzyłem na oświetlone okna domów i zastanawiałem się: po co się urodziłem i mieszkam w tym mieście, skoro nikt mnie nie potrzebuje? I marzyłem, żebym miał swój ciepły dom i życzliwego gospodarza, a ja bym został jego posłusznym i wiernym przyjacielem. Moglibyśmy spacerować po parku, szeleścić opadłymi liśćmi, a potem, po powrocie, zjeść na obiad ciepłą owsiankę z kawałkami mięsa. Ale postanowiono mnie zabić. Nie rozumiałem dlaczego? Czego jestem winny? Myśleli, że nie żyję i wrzucili mnie do wąwozu. Miałem pięć miesięcy. Trzy dni później znalazło mnie dwóch mężczyzn. Nieśli mnie ostrożnie w kurtce, ale i tak bardzo bolało. Chciałem umrzeć. I dali jakieś lekarstwa. Po co? W końcu jestem nikim. A potem przyszła dziewczyna. Ale najpierw usłyszałem jej głos…

— Halo, czy mogę zobaczyć wasze psy?

Dziewczyna po trzydziestce, bez makijażu, o smutnych oczach. Mężczyzna (to on niósł mnie w kurtce), który spotkał ją przy wejściu na teren schroniska, miał wrażenie, że jest bardzo, bardzo zmęczona. Lub zdewastowana. A jednak... wciąż było w niej coś…

- Po co Pani pies? Dla ochrony czy jako towarzysz? Proszę wejść i zobaczyć. Szuka Pani konkretnej rasy? W tym skrzydle są zdrowe, zaszczepione psy.

- A tam, w tamtym skrzydle? Niezdrowe? Chcę pójść do drugiego skrzydła.

— Są tam psy, które są teraz poddawane intensywnemu leczeniu. Zasadniczo są to zwierzęta ranne, chore i bardzo problematyczne. Proszę wybrać z tego skrzydła.

- Nie rozumie mnie Pan? Powiedziałam, nie chcę pięknego i zdrowego. Wezmę tego, którego nikt nigdy nie weźmie.

- W takim razie proszę spojrzeć tutaj. Znaleziony tydzień temu. Nie ma miejsca do życia. Złamania, wyczerpanie, odwodnienie, stłuczenia narządów wewnętrznych i niechęć do życia. Odmawia jedzenia - powiedział mężczyzna.

- Cóż, zobaczymy, i poprosiła wyjść. Proszę wyjść, muszę z nim porozmawiać.

Weszła do mojej klatki i usiadła obok mnie.

- Witaj kochanie. Teraz opowiem o sobie. I dokonasz wyboru: zostajesz tutaj lub wyjdziesz ze mną. Miałam dziadka, który kiedyś powiedział: jak ci źle i nie chce się żyć to znajdź kogoś jeszcze w gorszym stanie i pomóż. Dziadka już nie ma na tym świecie, ale ja muszę przeżyć. Wiem, że później wszystko będzie dobrze, na pewno będzie, ale teraz jakoś muszę przejść przez bardzo trudny okres.

Mówiła cicho i nie ocierała łez. Kapały i kapały… takie gorące i gorzkie… Zupełnie jak leki, które musiałam przełknąć.

Ona jest chora na serce. Mąż odszedł tydzień temu. Odszedł, okrutnie zdradzając z inną kobietą, zarzucając, że jest chora, że ​​nie może urodzić, że jest niepełnosprawna, że ​​w mieszkaniu, jak w aptece, śmierdzi lekarstwami. A ona ma coś z sercem, jakąś wadę i zabroniono jej rodzić. A teraz jest całkiem sama, upokorzona, opuszczona. I nie wie, jak zmusić się do życia, jak zmusić się do jedzenia, picia i brania tych cholernych pigułek. Dlaczego to wszystko? Przypomniała sobie słowa dziadka: potrzebuje kogoś do kochania, kogoś, o kogo może się zatroszczyć, by przeżyć. I konieczne jest przyjmowanie leków, aby serce działało prawidłowo i po prostu działało. A w nim, mimo wszystko, jest jeszcze trochę miłości. Dziewczyna obiecała opiekę i miłość, powiedziała, że ​​wyzdrowieję i będę najpiękniejszym psem. I najbardziej ukochanym. Jeśli będziemy razem, przeżyjemy, na pewno przeżyjemy. Mówiła o domu, w którym będę mieszkać. Jest mały, ale ma kominek, staw i miękką trawę na podwórku. Zimą jest biały chrupiący śnieg i można ulepić bałwana, a jesienią dojrzewają piękne rumiane jabłka, można zrobić z nich konfiturę i upiec z nich placek. Czy kiedykolwiek jadłeś ciasto, zapytała, jest bardzo smaczne. Zawsze poczęstuję cię kawałkiem ciasta. Nie masz nic przeciwko, żebym mówił do ciebie Jack? To jest dobre imię.

Uwierzyłem jej i zgodziłem się zostać jej psem. Mogłem machać ogonem, a ona wszystko rozumiała. I znowu płakała.

Ten człowiek pomógł mnie sprowadzić mnie do domu. DOM - co za ciepłe i przytulne słowo.

Długo chorowałem. Zima już się zaczęła, a ja właśnie zaczynałem próbować wstać na łapach, bolało. Naprawdę zaczęła mnie kochać, nakarmiła pyszną owsianką z kawałkami mięsa, zanosiła na podwórko na rękach, pokazała mi pierwszy śnieg i mróz na trawie. Jadła owsiankę, którą dla mnie gotowała: nie było ochoty i siły ugotować czegoś innego. Kładła się na podłodze, obok mnie, przytulała, a czasem tak obok mnie i zasypiała. Przynosiła drewno na opał i rozpalała kominek, przykrywała mnie kocem i było mi ciepło. Wiedziałem, że jest chora, ale co mogłem dla niej zrobić? Czasami mogłem lizać jej ręce i twarz, kiedy była w pobliżu i się uśmiechała. Przyszedł ten człowiek, przyprowadził lekarza i znowu dali mi gorzkie lekarstwa, wysmarowali mi rany i zrobili zastrzyki. I mi się polepszyło. Wiosną mogłem wstać i chwiejnym krokiem wyjść na ganek. Ona po raz pierwszy założyła piękną sukienkę. Zwykle sweter i jeansy, ale tutaj sukienka. I uśmiech na twarzy. Może jej też się polepszyło? A rano zmywała naczynia i śpiewała. Ona ma piękny głos.

Teraz jest lato. Na stole leży bukiet kwiatów - to mężczyzna ze schroniska, czasem przychodzi. Sam, bez lekarza. Przynosi jej kwiaty i pomarańcze, a dla mnie różne smakołyki dla psów. On jest dobry. Kiedy idziemy nad jezioro, niesie mnie na rękach, chociaż umiem już chodzić, a nawet biegać. Po jeziorze pływają kaczki z małymi pisklętami, a gospodyni karmi je chlebem.

Nasz dom pachnie kwiatami, ciastami i czymś jeszcze cudownym i radosnym. Może to zapach szczęścia? Teraz już wiem, co to jest placek - jest naprawdę pyszny. Nasz człowiek też tak myśli i zjada pięć, sześć kawałków na raz. A moja pani jest bardzo piękna, ma piegi na nosie, rude włosy i zielone oczy. I bardzo mnie kocha. Niech jej serce bije dokładnie jeszcze przez wiele, wiele lat i dobrze, że trzeba na to brać lekarstwa, to nic, jeśli pomogą ci żyć.

Teraz jestem najlepszym, najpiękniejszym i najukochańszym psem. Wybaczyłem wszystkim. W naszych, z właścicielką, sercach nie ma urazy i nienawiści, ponieważ mieszka tam szczęście.

Główne zdjęcie: storyfox