Klientka, poważna kobieta w pięknym ciemnym płaszczu, przeklinała gniewnie i głośno. Okazało się, że Ania nie wydała jej całej reszty i teraz nie mogła się skupić i policzyć zamazanych przed oczami cyfr. 

 Przełożona, która usłyszała krzyk, szybko wydała niezadowolonej klientce odpowiednią kwotę, krótko przeprosiła za sytuację i dopiero wtedy popatrzyła na załamaną Anię.

- Znowu przyszłaś prosto ze szpitala? Spałaś w ogóle? - zapytała ją Natalia.

Ania przytaknęła. Ze trzy godziny na pewno spała. Chyba.

- Aniu, ja wszystko rozumiem, ale nie mam nikogo, kto mógłby cię zastąpić. Albo pracujesz, albo zajmujesz się swoimi sprawami. Nie mogę cię kryć w nieskończoność, wiesz?

Ania ponownie przytaknęła. Nie miała siły rozmawiać. Nie miała nawet siły myśleć.

- Dobrze... Idź się przespać i przyjdź jutro. Ale pamiętaj, że to jest ostatni raz. Ostatni... - powiedziała powoli, z naciskiem Natalia i dała Ani delikatnego kuksańca - Idź, idź, bo tu zaśniesz.

W domu Ania pospiesznie umyła twarz, nasypała jedzenia dla głodnego kota i otworzyła lodówkę. Zwiędła kapusta, trochę mleka, kilka jajek i plasterek sera. Niewiele. Kilka minut później bez apetytu dłubała widelcem w omlecie. Nie była głodna. Po co zawracała sobie głowę tym omletem?

Zasunęła zasłony i położyła się na sofie nie przebierając nawet ubrania. Sen nie chciał przyjść. Myśli błyskały i gasły w jej głowie jak bolesne błyskawice, wirując w niekończącym się tańcu. Ania wiedziała, że dłużej tego nie wytrzyma.

Spotykała się z Norbertem już od około roku. Ich związek był łatwy, radosny, nie planowali zbytnio nic do przodu, żyli każdym dniem. Ani nie śpieszyło się wychodzić za mąż i Norbert też jej do tego nie namawiał. Było im wygodnie i dobrze się razem bawili. Często wyjeżdżali za miasto na przejażdżki konne, wędrowali po lasach, siedzieli nad brzegiem ciemnej, błotnistej rzeki.

Ania uwielbiała te dni, wiejski krajobraz poprawiał jej humor, chciało jej się śpiewać. Podzieliła się nawet z Norbertem swoim marzeniem o własnym domu gdzieś z dala od hałaśliwej, zadymionej metropolii. Norbert przytaknął, on też nie lubił miasta, ale nie na tyle, żeby zamienić je na wieś. Taki weekend jak ten był dla niego wystarczająco dobry. Odpoczął, zrelaksował się i wrócił do swojej kariery.

Norbert ciężko pracował. Często skarżył się Ani na długie godziny pracy, szalone pomysły i wymagania kierownictwa, wyścig szczurów, wariactwa by dotrzymać wszystkich terminów. Ale pieniądze były najważniejszym argumentem w tej sprawie. Dobrze zarabiał i nawet kilka razy proponował, żeby Ania rzuciła pracę, zamieszkała razem z nim i witała go w domu gorącą kolacją. Ale nie było mowy, żeby Ania się na to odważyła.

W ten przeklęty dzień Ania dostała telefon, kiedy była w pracy. Zadzwoniła mama Norberta, Beata. Zawał serca. Śmierć kliniczna. Szpital. Oddział intensywnej terapii.

Życie zmieniło się w jednej chwili. Jak to się stało, że wszystkie papiery, rozmowy z lekarzami, bieganie do aptek, dyżury przy łóżku Norberta - wszystko załatwiała Ania, tego już nie pamiętała. Po prostu w tamtej chwili poczuła, że musi wesprzeć zagubioną matkę Norberta i tak oto skoczyła na pomoc.

Ania musiała poradzić sobie zarówno z obojętnością lekarzy, papierkową robotą, jak i z koniecznością zbadania sytuacji i podjęcia decyzji. I dopiero po jakimś czasie Ania zorientowała się, że Norberta po prostu nie karmiono i nie kazano mu przynosić jedzenia. A sam przecież nie mógł o tym powiedzieć, po śmierci klinicznej Nikita był w stanie wegetatywnym. Anoreksja i odleżyny były nowym problemem, którym należało się zająć.

Ania zasuwała jak mały samochodzik między pracą a szpitalem, biorąc na siebie zadanie pomocy w domu mamy Norberta. Mieszkała sama i już całkiem opadły jej ręce, płakała i mówiła, że to koniec.

Ania nie lubiła takiego gadania. Wierzyła, że wszystko się poprawi. Ale czas mijał, a stan Norberta nie poprawiał się. Regularne kłótnie z udziałem rodziców Ani potęgowały zmartwienia i brak snu. Początkowo popierali decyzję córki o pomocy ukochanemu i jego matce, ale im więcej czasu mijało, tym częściej zaczynali mówić, że czas przekazać wszystko mamie Norberta, że Ania zrujnuje sobie życie, jeśli dalej będzie egzystować w tym trybie, że Norbert przecież nie jest jej mężem ani nawet narzeczonym. Po co się tak poświęcać? To nie jest twoja wojna, odejdź. Odejdź jak najszybciej.

W pracy też wsparcie kolegów nie trwało długo, a Ania czuła, że już dłużej nie wytrzyma, że naprawdę może stracić pracę, że ciągły brak snu i zmartwienia niszczą jej zdrowie, że bierze na siebie więcej, niż może udźwignąć.

Ale moralna strona sprawy naciskała jeszcze mocniej. Zostawić Norberta i jego załamaną matkę bez pomocy i wsparcia? Wybrać własny komfort i życie zamiast niekończącego się wiru szpitali, żalu i beznadziei? Zdradzić?

Kot wskoczył na kanapę i zagnieździł się pod bokiem Ani, skupiając się na myciu i lizaniu swojego błyszczącego boku.

- Co mam zrobić Mruczku? Co powinnam zrobić? - Ania przejechała palcami po ciepłym puszystym futrze, kot mruczał miękko. Ania zamknęła oczy. Miała przed sobą ciężką, nieprzespaną noc i decyzję, której nie mogła dłużej odkładać. Jutro miała oddać klucze Pani Beacie i pożegnać się z Norbertem. Zrobiła wszystko, co mogła. I nie chciała już siebie oceniać. I nie będzie. Jeśli oczywiście jej się to uda.

KONIEC

Drodzy czytelnicy, życie czasem stawia nam takie kłody na drodze, że aby je przeskoczyć trzeba rozbić się na kawałki i pozbierać kawałek po kawałeczku. Musicie przyznać przed samym sobą, że to nie jest wasza droga. Albo wręcz przeciwnie - to właśnie jest ta droga.

I to jest chyba najtrudniejsze, bo czasem wydaje nam się, że jesteśmy sami, ale potem spotykamy swoje prawdziwe ja i zdajemy sobie sprawę, że jesteśmy inni. I czy ktoś ma prawo nas za to oceniać? Czy można oceniać bohaterkę opowieści? Czy nie można? Kim jest: zdrajczynią czy po prostu biedną zmęczoną dziewczyną, która zasługuje na inne życie? 

 

Główne zdjęcie: youtube