Pani Bożena była dość nietypową kobietą. Była ładna, zadbana, zawsze z piękną fryzurą. Tylko miała trudny charakter.

Jej głos był donośny, nie była zbyt uprzejma, dość często plotkowała o otaczających ją ludziach. Nie wstydziła się robić tego nawet w ich obecności. To, jak ludzie się czuli, niewiele ją obchodziło. Dosyć często opowiadała o problemach w swojej rodzinie:

Ubóstwiam mojego syna! Ale jeśli chodzi o córkę, to jej nienawidzę...

Zaczęło się to zaraz po urodzeniu dzieci. Mój synek jest taki słodki, wygląda jak aniołek, mogłabym go ciągle całować. Z kolei córka jest obrzydliwa. Wygląda niezbyt atrakcyjnie...

Córka Pani Bożeny rzeczywiście nie była zbyt ładna, miała wąskie oczy, szerokie kości policzkowe, śniadą cerę i zachrypnięty głos. Bardziej była podobna do dziadka z Korei. Była uparta i twarda. Ale była życzliwą i otwartą osobą.

Syn był podobny do matki. Dlatego tak go traktowała. Wszyscy nazywali go maminsynkiem. Jeśli dzieci robiły bałagan i coś niszczyły, chłopiec natychmiast biegł do matki i błagał o przebaczenie. Od razu go przebaczała, a Kasia była stawiana do kąta. Nigdy by nie przeprosiła.

Dzieci już dorosły

Kasia ukończyła uniwersytet pedagogiczny. Zaczęła pracować w szkole, w odległej wiosce. Tam poznała Pawła, wesołego, niebieskookiego blondyna. Urodziła mu syna, Olka. Był bardzo podobny do swojego ojca.

Jej brat, Ignacy, ukończył technikum. Jednak nie chciał pracować. Były lata dziewięćdziesiąte. Zaczęła się rodzić zorganizowana przestępczość. Zarobił dużo pieniędzy, zainwestował je w biznes, kupił jeepa i mieszkanie. Zmieniał kobiety jak rękawiczki. Nie mogły wytrzymać jego charakteru. Jedna z jego żon urodziła mu syna - Daniela. Widząc sukcesy syna, Pani Bożena bardzo się zmieniła. Nawet ze swoimi przyjaciółkami przestała się komunikować - przecież jest lepsza od nich! Zaczęła robić zakupy w drogich sklepach, poniżając biednych. Chwaliła się swoim bogactwem.

Po jakimś czasie córka zdecydowała się na przeprowadzkę do rodzinnego domu. To był trudny okres, ich szkoła na wsi została zamknięta, więc razem z mężem zostali bez pracy.

Zgodnie z wolą ojca, to mieszkanie również należało do Kasi. Matka nie bardzo chciała, by córka przeprowadziła się wraz ze swoją rodziną, ale nic nie mogła na to poradzić.

Nie zaglądajcie do naszej lodówki! Gotujcie sobie sami. Biednych jest dużo, wszystkich nakarmić się nie da... Do tego twój mąż jest leniem...

Kasia dostała pracę w szkole, a jej brat zatrudnił jej męża jako kierowcę. Tyle, że płacił mu bardzo mało...

Nie ma co płacić dużo! Niech będą wdzięczni, że pomagam.

Kasia z mężem powoli stawali się służącymi. Zięć trzymał się z dala od teściowej, częściej zajmował się ogrodem, coś robił na działce, założył przydomowy warzywnik, naprawił płot.

Po powrocie z pracy Kasia sprzątała po wszystkich i zmywała naczynia. Żyli biednie. Olku nie pozwalano brać jedzenia babci. Jadł postną zupę. Babcia jadła w obecności wnuka drogą kiełbasę. Zwykle karciła go w otoczeniu innych, za co była wielokrotnie potępiana przez przyjaciółek.

Nadeszła starość

Czas mijał. Interes przestał się kręcić i pojawiły się gangi. Ignacy musiał sprzedać wszystko, co miał. Wziął pożyczki, a następnie zamieszkał z bogatą kobietą i wprowadził się do niej. Desperacko potrzebował pieniędzy. Postanowił brać od swojej matki. Przecież do pracy nie pójdzie!

Pani Bożena była już stara... Była chora, a syn zabierał nawet jej emeryturę. Nie kupował żadnych leków - przynosił chleb, kaszę i masło. Resztę emerytury zostawiał dla siebie. Kasia była zmuszona płacić rachunki za media. Jednak jej życie zmieniło się na lepsze - zaczęła więcej zarabiać, mąż znalazł pracę w warsztacie samochodowym, a syn po studiach znalazł dobrze płatną pracę. Rodzina żyła dobrze. Matka ciągle skarżyła się sąsiadom:

Jedzą cały czas mięso... I czują się z tym dobrze... Nie mogę na nich patrzeć! - sama z kolei jadła chleb z kefirem.

Kasia nie czuła żadnej litości dla matki. Przestała czuć cokolwiek do niej. Kiedy widziała, że matka głoduje, dawała jej ziemniaki. Niczym żebraczce.

Pani Bożena zestarzała się, zaczęła kiepsko widzieć i rozpoznawać swoich bliskich. Ani ukochany wnuk, ani syn jej nie potrzebowali. Córka opiekowała się nią tylko od czasu do czasu. Z przyzwyczajenia.

Jedynie zięć, którego nie darzyła sympatią przez całe życie, współczuł jej i czasem dawał jedzenie, gdy nikt tego nie widział.

Usiądzie przy stole, spojrzy na to, jak zanurza czerstwy chleb w kefirze, i powie:

Dlaczego Pani je czerstwy chleb? Przecież Pani ma problemy z zębami - podawał jej plaster mortadeli i sera.

Proszę wziąć i zjeść...

Starsza kobieta łapczywie rzucała się na jedzenie, mrużyła oczy i próbowała zrozumieć, kto jej podaje jedzenie:

Najwidoczniej jej synek, Ignacy...

Główne zdjęcie: zerkalo.cc